Wrocław: Spotkanie z Krzysztofem Wielickim. "Nie jestem legendą"
Krzysztofa Wielickiego nikomu nie trzeba przedstawiać. Pochodzi z Wielkopolski, kończył liceum w Ostrzeszowie, a wspinaczką zaraził się będąc studentem Politechniki Wrocławskiej. Jest pierwszym człowiekiem, który (razem z Leszkiem Cichym) zdobył zimą ośmiotysięcznik, a zarazem najwyższy szczyt Ziemi Mount Everest. Jako pierwszy zimą wszedł także na Kanczendzongę i Lhotse. To piąty człowiek na świecie, który zdobył Koronę Himalajów i Karakorum.
"Jest to niebezpieczeństwo". Kaczyński komentuje pierwsze decyzje Czarzastego
Na czwartkowe spotkanie z Wielickim wyprzedano wszystkie bilety. Himalaista przed jego rozpoczęciem sprzedawał swoje książki, rozdawał autografy i pozował do zdjęć. Kolejka chętnych nie miała końca. Była to też okazja do promocji jego najnowszej publikacji: "Krzysztof Wielicki. Piekło mnie nie chciało". Spotkanie rozpoczęło się o godz. 20. Wielicki najpierw przez godzinę opowiadał swoją wspinaczkową historią - od początków na Politechnice, poprzez największe sukcesy, aż do czasów, gdy był kierownikiem wypraw. Wspominał swoich wybitnych kompanów, m.in. Wandę Rutkiewicz (także studiowała na Politechnice Wrocławskiej), Andrzeja Zawadę czy Jerzego Kukuczkę. - Moim zdaniem Kukuczka nie powinien jechać na Lhotsę - twierdził. Z tej wyprawy Kukuczka nie wrócił.
O sobie mówił:
- Byłem zachłanny na emocje. Nosiło mnie, gdy nic nie robiłem. Zespół to była rzecz święta. Coś bardzo ważnego. Nasze panie (partnerki) to "maki Teresy". Spolegliwe. Zawsze mówiły, że nasz sukces, to sukces całej rodziny. Dziś to jest chyba niemożliwe. Te sukcesy to były kosztem naszych dziewczyn. W kraju mieliśmy beznadzieję, a my chcieliśmy osiągnąć sukces.
- To było pokolenie, które miało nieuprawnioną wiarę, że wróci z każdej wyprawy. Ja też wiedziałem, że wrócę. Bez tej wiary byśmy się nie ruszyli. Było jednak ciężko. Potem wyjeżdżałem (z domu) na wyprawy w nocy, żeby nie mieć realnego kontaktu przy pożegnaniu - opowiadał. - Ja nie jestem legendą. Jestem "lucky guy" (szczęściarzem). Miałem więcej szczęścia niż inni. Kukuczka i Rutkiewicz - to są legendy - zakończył pokaz zdjęć i krótkich filmów.
Potem był czas na pytania z sali, a następnie kolejne autografy.
Następne podróżnicze spotkanie w Centrum Kultury Nowy Pafawag po koniec lutego. Nie wiadomo jeszcze, kto będzie gościem na Nowym Dworze.