Wystawa "Independent". Sfotografował białostockie blokowiska
Jakim tworzywem dla fotografa jest Białystok?
Patryk Wikaliński*: Bardzo nieregularnym. Bardzo uporządkowanym, z różnych stron bardzo zmodernizowanym. Mam wrażenie, że Podlasie jest postrzegane stereotypowo, a trzeba sobie powiedzieć, że Białystok jest nowoczesnym miastem. Jak dla mnie, kiedy porównuję stolicę Podlasia do mojego, podobnego wielkością Radomia, to właśnie Białystok jest miastem przemyślanym. Czujesz, że to miasto z nowoczesnymi rozwiązaniami.
Jak w ogóle zainteresowałeś się fotografią?
Miałem gdzieś zapisaną pasję do fotografowania i fotografii. Pamiętam, że tata miał różne aparaty analogi. Pamiętam klisze, wywoływanie zdjęć. Mimo, że tata nie był fotografem, lubił nas uwieczniać. Ja nie jestem fotografem aparatowym. Moim narzędziem jest telefon komórkowy. Gdy Apple wprowadzało na polski rynek iPhone 3G pamiętam, jak bardzo chciałem mieć taki telefon, żeby móc pstryknąć zdjęcie. Wtedy zacząłem się bardzo świadomie przykładać do fotografii. Zacząłem robić bardzo dużo zdjęć. Mówiono mi, że robię bardzo ładne zdjęcia, które są proste, minimalistyczne. Gdy zmieniałem kolejne telefony, pomyślałem, że założę instagrama, ale nie będę wrzucać tam zdjęć zwierząt czy tego, co jem, tylko zdjęcia bardziej artystyczne. Jednym z pierwszych zdjęć był słup światła w parku. Zebrało sporo polubień, co mnie zachęciło do codziennych spacerów, by robić kolejne zdjęcia. Jestem byłym sportowcem, przez 13 lat trenowałem piłkę nożną. Wtedy zaś zacząłem trenować głowę pod kątem fotografii. Fotografia zastąpiła mi poprzednią pasję - sport. Minęły może 2-3 lata fotografowania Radomia, kiedy na rogu ul. Miłej i Czystej zrobiłem pierwsze zdjęcie pokolorowanego blokowiska. Zacząłem je edytować na smartfonie. Zdjęcie było megaproste, megakolorowe. Miało mój sznyt.
Dlaczego smartfon, a nie klasyczny aparat?
Stwierdziłem, że jeśli mam być fotografem, a to, co robię, wychodzi mi, nie potrzebuję profesjonalnego sprzętu z dużą ilością obiektywów za duże pieniądze. Pamiętam AirShow w Radomiu, gdzie stanąłem przy innych i zacząłem robić zdjęcia telefonem. Obok profesjonalnych fotografów. Śmiali się ze mnie. Pomyślałem wtedy: OK, ale wy nie wiecie jak moja głowa chce je wykorzystać. Robiłem wtedy sobie sample - minimalistyczne obiekty z dymem na tle nieba, by móc je wykorzystać pod blokowiska. Moja głowa manifestowała to, że nie każdy obiekt musi być idealnie zarejestrowany. Telefon to mi umożliwiał.
Jesteś z radomskiego blokowiska?
Teraz tak. Wcześniej mieszkałem w kamienicy. Teraz mieszkam w kolorowym bloku i mogę inaczej zobaczyć życie blokowiska.
Jakie miejsce w Radomiu zajmują bloki? Jak duża to tkanka?
Cała przestrzeń miasta usiana jest tak naprawdę blokami. Nawet w centrum są kolorowe bloki. Co ciekawe - choć nie jest to zamierzone - każde osiedle ma kolory z cechą wspólną. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego mają takie kolory i takie pasy? Zacząłem się tym fascynować. Sprawdzać, jak jest w innych miastach. Tak trafiłem na łódzki Manhattan, wrocławskie „sedesowce” czy osiedla warszawskie. Zacząłem jeździć po kraju, interesować się architekturą, fotografując ją.
Dlaczego fotografujesz bloki, a nie kamienice czy świątynie?
Dlatego, że w tamtym czasie nie miałem możliwości wyjechania gdzieś dalej, np. do Hiszpanii, gdzie jest mnóstwo kolorowej architektury. W tamtym czasie kolor dawały mi blokowiska. Pozwalały przenieść mi się w inne miejsce. Pomyślałem, że skoro mam smartfona, który pozwala przełamywać stereotypy o fotografowaniu, skoro jestem z Radomia, o którym myśli się stereotypowo, będę fotografował bloki z wielkiej płyty, o których też myśli się stereotypowo. Pomyślałem, że to będzie mój pomysł na projekt instagramowy. Wyłapywanie detali i kolorów tak zaczęło mnie fascynować, że wkręciłem się w to. Jako fotograf szukałem dla siebie trochę innej drogi - nie chciałem fotografować tylko dla samego fotografowania. Z czasem moje zdjęcia zaczęły trafiać dalej, a ogólnopolskie media wspominały o mnie również w kontekście Radomia, z którego pochodzę.
Co musi mieć blok, by zwrócił twoją uwagę?
Kolor, niestandardowy układ okien, jakiś szyk. Czasem element jak niedomknięte okna czy odbijające się w nich niebo z chmurami. Czasami zdarzają się bloki, które mają przedziwne konstrukcje, dziwnie się składają z perspektywy skali. Czasami to, że można dostrzec np. jeden słup okien, jeśli architektura się zacznie nakrywać. Często musi zagrać wiele elementów razem. To zwraca moją uwagę.
Postanowiłeś sobie tę architekturę zmieniać. Np. „zaślepiasz” okna, dokładasz elementy, których nie ma, chmury. Na ile to jeszcze fotografia dokumentacyjna, a na ile już sztuka?
Cały czas bawię się fotografią. Muszę mieć „fun”, zabawę. Oprócz tego, że poprzez smartfona nauczyłem się wykorzystywać światło, łapać kadry, to zacząłem się bawić postprodukcją. Emocjonuje mnie to tak samo, jak pojechanie na konkretny budynek. Nie ukrywam, że postprodukcja jest ważnym elementem. To zabieg stylistyczny, dodaję do fotografii swój styl. Skoro my - jako ludzie - zmieniamy budynki, w fotografii też chciałbym podkreślić zmiany. Kiedy np. czasami w słupie okien nie widać pewnych rzeczy. Dzisiejsza fotografia to łączenie różnych stylów. Ja stawiam na minimalizm. W minimalizmie dużo rzeczy jest dozwolonych.
Co cię przyciągnęło do Białegostoku?
Kiedy podróżowałem po różnych miejscach, zdałem sobie sprawę, że rzadko tu bywałem. Mam wrażenie, że ten region to inna kultura, ludzie są tu bardziej gościnni. To czuć. Odkrywając Białystok czułem jakbym na nowo odkrywał swoje miasto. Jak dla mnie to tak mógłby wyglądać Radom. W 2021 roku zrobiłem pierwszą część wystawy. Przyszła jednak pandemia i nie pokazaliśmy jej. Pomyślałem, że tu wrócę. Utwierdziłem się, że Białystok ma miejsca nieoczywiste, które współgrają ze mną. I w tym roku powstała druga część wystawy.
Czym różni się Białystok od innych miast, które fotografowałeś: Radomia, Warszawy, Łodzi, Katowic, Wrocławia?
Cenię jego kompaktowość. Białystok zwiedzałem pieszo. 99 procent prac powstało podczas wędrówek pieszych. Porównując do Radomia, w Białymstoku jest dużo więcej architektury poświęconej ludziom. Na wystawie ostatecznie nie pojawiło się zdjęcie Opery, ale widać, że to miejsce dla ludzi. Imponująca jest też sama architektura Opery. Ewenementem jest klatka schodowa bloku przy Krętej. Ciekawa jest kamienica przy Krakowskiej, która stanowi przykład dobrego odnowienia budynku. Takich ewenementów na wystawę znalazłem 20. Jest na tych zdjęciach trochę blokowisk, jest architektura nowoczesna.
Jak wyłapujesz kadry?
Wcześniej „przechodzę” po mieście wirtualnie, w internecie. Często przejeżdżam też przez miasta przy okazji prowadzenia warsztatów. Nie chodzę z nosem w ziemi, patrzę w przód, przed siebie. Wyszukuję różne lokalizacje. Czasami wracam do danych miejsc. Polecam ćwiczenia z robienia zdjęć oczami, głową, kadrowanie, komponowanie. A dopiero później zrobienie paru zdjęć telefonem. To pozwala stawać się lepszym fotografem.
Do niedawna byłeś twórcą wyłącznie instagramowym. W Białymstoku mamy możliwość oglądania twojej wystawy w intrygującym miejscu, przy szkole, pośrodku blokowiska. To ma znaczenie dla prezentacji?
Jest dużo fotografów, którzy patrzą na dorobek przez pryzmat wystaw swoich czy wystaw grupowych. Nie wbijam klina w środowisko, ale ja kiedyś stwierdziłem, że będę miał nie więcej niż dziesięć wystaw. Chciałbym, żeby każda z wystaw mówiła coś innego na tyle, na ile potrafię w danym momencie zrobić. Ta wystawa jest na tyle oryginalna i ważna, że znajdziemy na niej różnorakie konteksty w połączeniu kolorystycznym, w odniesieniu do prac. Do pracy, którą wykonałem wcześniej, chciałem dorobić drugą, z tym samym typem detalu w innym miejscu, na innym kolorze, na inny sposób. Zestawiłem je w taki sposób ze sobą, żeby opowiadały jedną historię w przód i w tył. Żeby skontrastować jak zmieniała się rzeczywistość, jak zmieniała się moja percepcja, jako fotografa. Odczułem, że to dobre miejsce i czas na wystawę. To moja druga wystawa. Pierwsza wystawa, dotycząca blokowisk Radomia, była pokazywana w środku. Druga, białostocka, jest plenerowa, między blokami, w blokowisku, przy szkole. Nawet jedna z prac powstała nieopodal. Wszystko to fajnie się zgrało.
Planujesz powrót do Białegostoku?
Zawsze wracam. Ciekawi mnie, jak zmieniają się miasta. Mam sporo zdjęć jeszcze nieobrobionych, które mam niejako w brudnopisie i czekają na odpowiedni moment. Prócz tego nieopodal Białegostoku znajdują się ciekawe, kolorowe obiekty sakralne, które też chciałbym zadokumentować na swój sposób.
*Patryk Wikaliński (https://www.instagram.com/patryk_wikalinski) - fotograf zainspirowany architekturą bloków z wielkiej płyty. Autor słynnej w Polsce pracy „Independent”. W swoich pracach stosuje strukturalny punkt widzenia, tworząc wrażenie innego świata. W Polsce jego zdjęcia zostały nazwane „minimalistycznymi kadrami, które wyniosły bloki do rangi sztuki”. Jego plenerową wystawę fotografii „Białystok idealnie” można oglądać do 29 czerwca przed wejściem do białostockiej Szkoły Podstawowej nr 19 (osiedle Piasta, ul. Mieszka I 18). Wystawę przygotowała Galeria im. Sleńdzińskich.