Krzysztof Mordak, trener Cracovii II: Awansów nie robi się co tydzień...
Waszym celem był awans do III ligi. Czy przed rozgrywkami miał pan cień wątpliwości, że to ambitny cel, ale że może się nie udać?
Nie miałem momentu zwątpienia, ale cały czas byłem świadomy tego, że nie będzie to łatwe, będzie kosztowało dużo stresu, nerwów. I to się potwierdziło.
W pewnym momencie jesieni był mały kryzys, nie mogliście wygrać, zdarzały się porażki w Pcimiu, Słopnicach, w miejscach nieoczekiwanych. To nie podkopało pana wiary w sukces?
Nie podkopało, bo porażki nie wynikały z tego, że wyglądaliśmy bardzo źle, choć na pięć spotkań w październiku i listopadzie zrobiliśmy raptem 5 punktów czyli znacząco poniżej średniej jaką wypracowaliśmy na przestrzeni całego sezonu.
A co się stało, że zespół wpadł w lekki dołek?
Było sporo czynników, jednoznacznie nie udało nam się tego zdiagnozować. Postawiliśmy na to, że jedyną słuszną drogą by wyjść z tego jest konsekwentna realizacja tego, co było wcześniej i całe szczęście, bo to się obroniło.
Nawet jak byliście wiceliderem traciliście do Glinika Gorlice 1 czy nawet trzy punkty to jednak cały czas był styk. A w perspektywie odrobienie małej straty podczas drugiej rundy.
Glinik nie odskoczył nam na tyle, by nasz cel stał się odległy.
Wiosna była fantastyczna, seryjne zwycięstwa i kluczowy moment to wygrana z bezpośrednim rywalem 3:2.
Z mentalnego punktu widzenia był to bardzo ważny mecz. Udowodniliśmy, przede wszystkim samym sobie, że my z tej pary jesteśmy lepsi, dostaliśmy dodatkowy wiatr w żagle na końcówkę sezonu. Awanse robi się konsekwencją, istotne było to, by nie wygrać jednego meczu z groźnym rywalem tylko być pod „prądem” i od meczu do meczu punktować.
Mieliście takie spotkania, wygrywaliście wysoko 9:0 z Sokołem, 9:1 z Wolanią czy 7:0 z Trzebinią, ale to mogło być złudne, bo zawodnicy mogli uwierzyć, że nie mają rywala. Musiał pan utwierdzać ich w tym, że w kolejnych meczach nie musi być tak łatwo.
Były takie mecze, które twardo sprowadzały nas na ziemię. Wygranie jednego meczu bardzo wysoko nie świadczy o niczym i nie jest gwarantem sukcesu w kolejnych. Pracowaliśmy jako sztab, by poziom koncentracji był na optymalnym poziomie. Wysokie wyniki wymagały od nas wzmożonej pracy w tym względzie.
Czy rola faworyta, bo nim byliście od początku, pomagała, czy przeszkadzała?
Nie powiedziałbym, że pomagała, ale podejmując tę pracę byłem świadomy tego, że będziemy musieli się z tym mierzyć. Uczulałem na to zawodników, że jeśli grasz dla dużego klubu, to presja zawsze będzie ci towarzyszyć, trzeba sobie z nią dawać radę.
Po wygranej z Glinikiem uwierzył pan, że ten awans jest na wyciągnięcie ręki?
Wierzyłem cały czas, ale to było przechylenie szali, że poza wiarą jest ten awans rzeczywiście na wyciągnięcie ręki. Liga stoi na dość wyrównanym poziomie i nasze doświadczenia z jesieni przypominały, że z każdym można zgubić punkty. Moment dekoncentracji może wiele ważyć.
Rola trenera drugiej drużyny jest dość trudna z tego względu m.in. że wszystko jest podporządkowane pierwszemu zespołowi. Nie ma takich przepływów, jak dawniej – że drużyna trenowała w innym składzie, a wychodziła na mecz w innym. Kilku zawodników nie miał pan na treningach w tygodniu, trenowali z I zespołem jak Jakub Burek, Oskar Lachowicz. Czy to stwarzało pewne problemy?
Nie była to sytuacja optymalna, wymarzona, natomiast taka jest specyfika zespołu rezerw. Trzeba było wypracować rozwiązania które w tych warunkach gwarantowały jak najlepsze efekty. Ci zawodnicy pomimo tego, że nie uczestniczyli z nami w procesie treningowym, to każdorazowo byli zaopiekowani, dostawali od nas dużą „pigułę” naszej tygodniowej pracy, by dokładnie wiedzieć, jakich zachowań od nich oczekujemy. Wykazali się takim poziomem świadomości i profesjonalizmu, że robili dobrą robotę.
Było łatwiej, bo jest tendencja by pierwszy zespół i rezerwa grały tym samym ustawieniem.
Na pierwszy rzut oka ustawienie było takie samo, ale pod każdego rywala szukaliśmy jeszcze jednego, dwóch rozwiązań, które miały nam przynieść sukces.
Trzon kadry był przez cały sezon podobny, ale czasami było tak, że ktoś schodził z pierwszej drużyny, albo żonglowaliście juniorami, którzy też mieli ciężki sezon. Były dylematy, w jakim zespole ma zagrać młody zawodnik?
Były różne tematy, bo jesteśmy integralną częścią Akademii, nie będziemy rozpatrywani jako osobny człon, który działa na własne konto. Były rozmowy o ruchach kadrowych, co tydzień. Była to od samego początku, jak dołączył do Akademii dyrektor Bartyzel, systematyka spotkań. Reagowaliśmy na bieżąco, kto będzie bardziej potrzebny i co będzie z korzyścią dla rozwoju danego zawodnika.
Lepiej jest, by utalentowany chłopak z zespołu U-17 czy U-19 grał w IV lidze, nawet nie pełny mecz, ale się więcej nauczy, czy jednak w swoim środowisku naturalnym w CLJ?
Nie generalizowałbym, to szerszy temat. Punktem wyjścia jest to, by przez miesiąc zaliczył odpowiednią liczbę minut na boisku. Pewnie jest tak, że 30 minut w IV lidze jest bardziej rozwojowe, ale pewnie też były takie mecze w CLJ, że pełne 90 minut gry było cenniejsze niż rola zmiennika w rezerwie.
Podstawowy cel – awans, został zrealizowany, a co jest jeszcze plusem, jeśli chodzi o ten sezon?
Jestem bardzo zadowolony z tego, w czym utwierdzają mnie opinie innych ludzi, że na Cracovię II przyjemnie się patrzyło. Można było jasno przewidzieć, w jakim stylu będziemy grać. Wypracowanie tego to jest to, co mnie cieszy. Nie wybraliśmy sobie łatwej drogi, tylko wymagała ona wiele pracy od zawodników. Stanęli na wysokości zadania. Gra w takim stylu była dla nich bardzo rozwojowa. Wielu piłkarzy poszło do przodu.
Kto jest największym wygranym?
Nie chciałbym tu nikogo wskazywać, a reszcie umniejszać. W piłkę grają zespoły, odnoszą sukcesy, ten awans do nasza wspólna zasługa.
Na pewno, ale nie trzeba być bardzo przenikliwym, by stwierdzić, że ci zawodnicy, którzy dostali się do I drużyny i mieli okazję debiutu w ekstraklasie z pewnością zasługują na pochwały jak Oskar Lachowicz, Oskar Wójcik.
Dokładnie tak, zapracowali sobie. Oni spędzali cały proces treningowy w I zespole, a u nas występowali w weekendy. Przyjęty schemat pracy przynosił korzyści dla obu stron – dla nas wynikowe, a ich rozwijał i wprowadzał na wyższy poziom.
Awans jest, ale nie była to taka formalność…
Zdaję sobie sprawę, że rywalizowaliśmy na poziomie amatorskim i większość drużyn ma zawodników którzy pracują i dodatkowo grają w piłkę. Pracowałem w łódzkiej IV lidze, w Olsztynie bywałem na meczach rezerw i uważam, że w Małopolsce poziom rozgrywek jest wysoki. Łatwo jest mówić, że awans był oczywisty i łatwy, a tak naprawdę my wiemy najlepiej ile to nas kosztowało, ile poświęciliśmy, by to osiągnąć. Awansów nie robi się co tydzień…
Dla pana to największy sukces w piłce seniorskiej.
Na pewno tak. Nie mam z czym tego porównywać.
Teraz wyzwanie przed wami – III liga. Czy ten zespół potrzebuje wielu zmian, by dać sobie radę w wyższej lidze?
Będziemy chcieli, by zmiany, jakie będą można było określać jako wzmocnienia. Jak wiele ruchów będzie dokonanych, to jeszcze za wcześnie, by mówić. Mamy poczynione przymiarki, stworzoną listę zawodników, którymi jesteśmy zainteresowani. Zobaczymy, co przyniesie życie.
Ktoś chce odejść z zespołu?
Odbyłem rozmowy, usłyszałem raptem jedną opinię, że ktoś będzie sobie szukał innego klubu. Jeśli będą ruchy do klubu, to ruchy z klubu też są nieuniknione.
Może pan powiedzieć o kogo chodzi?
Nie mogę…
Cracovia II była dwa lata temu w III lidze więc to dla niej żadna nowość, ale logistyka trochę się zmieni.
Tak odległe miasta jak Biała Podlaska czy Świdnik będą wymagały wyjazdów dwudniowych. Większość jednak jest na granicy tego, że trzeba się zastanawiać, czy jechać w dniu meczu, czy wcześniej. Sporo miejsc jest oddalonych o około dwie godziny jazdy. Czynnikiem decydującym będą godziny rozgrywania spotkań. Jeśli będziemy mieli gdzieś jechać i potem przesiedzieć dobę w hotelu, by zagrać mecz o 19, to nie jest to optymalne. Ale jak spotkanie zostanie wyznaczone na godz. 11, to nie będziemy „gonić” od 5 rano.
Długa będzie przerwa po sezonie?
Całe dwa tygodnie. 1 lipca ruszmy z przygotowaniami.
Czy pokrzyżował panu szyki fakt, że zespołu U-17 i U-19 spadły z Centralnej Ligi Juniorów? Będzie ciężej wybierać zawodników z zespołów juniorskich, skoro nie będą grały w najwyższej klasie?
Ubolewam, że doszło do tych spadków, bo CLJ to lepsze środowisko do rywalizacji i przeskok do seniorów byłby mniejszy. Myślę, że Akademia stanie na wysokości zadania i spadki w ciągu roku zmienimy na dwa awanse i wrócimy tam gdzie występowaliśmy. Z perspektywy zawodników to wygląda tak, że mówimy o jednostkach nie o grupach, więc nie powiem, że to będzie problem. Najzdolniejsze jednostki prędzej czy później trafią do nas do drugiego zespołu pod opiekę.
Czy przyszły sezon będzie przeznaczony na ogranie się, spokojne utrzymanie, czy będziecie chcieli w nim zaistnieć. Może nie w walce o awans, ale o górne miejsca w tabeli?
Jesteśmy na etapie podsumowań, nie rozmawialiśmy jeszcze o celach i zadaniach na nowy sezon. Jesteśmy ambitnymi ludźmi – zarówno zawodnicy, jak i sztab i na pewno nie podchodzimy do tego tak, że będziemy robić wszystko, by tylko utrzymać się na powierzchni. Podchodzimy do tego odważnie, chcemy zrobić w trzeciej lidze dobre wrażenie. Dzięki temu zapracować, by nasi chłopcy poszli w górę, by ich umiejętności poszły w górę. Z jakim będzie się to wiązało wynikiem, to życie pokaże.
Nie mieliście jeszcze zapewne spotkania z pierwszym trenerem.
Było króciutkie, gdy oglądał obiekty. Przywitaliśmy się, a po awansie dostaliśmy gratulacje.