Biolog: Odstrzał niedźwiedzi w Bieszczadach nic nie zmieni
W poniedziałek 7 lipca 2025 r. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydała zgodę na odstrzał trzech niedźwiedzi brunatnych w gminie Cisna (woj. podkarpackie). Według GDOŚ jest ona odpowiedzią na - zgłoszoną przez lokalne władze - potrzebę eliminacji zagrożenia, jakie niedźwiedzie mogą stanowić dla bezpieczeństwa publicznego. Urząd zapewnił, że została poprzedzona rzetelną analizą. Nie zgadzają się z tym jednak naukowcy i przyrodnicy, wśród nich - dr Wojciech Śmietana z Fundacji Przyroda i Nauka, który specjalizuje się w badaniu dużych drapieżników.
Biolog przypomniał w rozmowie z PAP, że niedźwiedź brunatny jest w Polsce gatunkiem podlegającym ochronie ścisłej. Jest chroniony również przez prawo międzynarodowe – na mocy Konwencji Berneńskiej oraz przez prawo Unii Europejskiej - na podstawie Dyrektywy Siedliskowej.
- Populacja niedźwiedzia brunatnego w naszym kraju jest mała i liczy obecnie około 150 osobników. Niedźwiedzie mamy tylko w Karpatach, głównie w Bieszczadach (aż po Pogórze Przemyskie i łącznie ze wschodnią częścią Beskidu Niskiego) oraz w Tatrach. Tylko na terenie Bieszczadów i Tatr żyją rozmnażające się samice. Na innych terenach można spotkać jedynie migrujące samce – wyjaśnił naukowiec.
Zaznaczył, że z powodu niewielkiej liczebności populacji niedźwiedzia brunatnego Polska powinna ze szczególną troską podchodzić do ochrony tego gatunku.
- Nie możemy pozwolić na to, by eliminować jakieś osobniki bez dobrze uzasadnionej przyczyny, a taka zachodzi tylko wówczas, gdy niedźwiedzie faktycznie zagrażają zdrowiu i życiu ludzi – podkreślił dr Śmietana.
W jego ocenie problem z żerowaniem niedźwiedzi w Bieszczadach blisko zabudowań ludzkich narasta ze względu na rozwój turystyki masowej.
- To nie jest przypadek, że problem z niedźwiedziami dotyczy głównie gmin Cisna i Solina, bo są to gminy, które są najbardziej oblegane przez turystów – tłumaczył.
W związku z rozwojem masowej turystyki powstały liczne obiekty gastronomiczne, pensjonaty i domki na wynajem. Rozwinęła się zabudowa rozproszona.
- Wzrasta antropopresja na tereny bytowania niedźwiedzi, co prowadzi do ich habituacji, czyli przyzwyczajenia do bliskiej obecności ludzi. Rośnie też ilość atrakcyjnego dla niedźwiedzi pokarmu w postaci odpadów z kuchni domowych oraz punktów gastronomicznych, które nie zawsze są właściwie zagospodarowywane. Zdarza się nawet, że ludzie wywożą je do lasu lub wyrzucają w pobliżu zabudowań i to zwabia niedźwiedzie - podkreślił biolog.
Zwrócił uwagę, że jest to problem ogólnopolski.
– W innych rejonach kraju te odpady wabią dziki, ale w Bieszczadach dzików praktycznie nie ma, za to są niedźwiedzie i to one znajdują resztki w pobliżu zabudowań ludzkich. A ponieważ bardzo szybko się uczą, wystarczy im jedno takie pozytywne doświadczenie i zaczynają powtarzać swoje zachowania, co nazywamy warunkowaniem pokarmowym – powiedział dr Śmietana.
Dodał, że z jednej strony niedźwiedzie przyzwyczaiły się do obecności ludzi w związku z narastającą antropopresją. Z drugiej zaś strony znajdują atrakcyjny dla nich pokarm w pobliżu zabudowań - i tych mieszkalnych, i tych gastronomicznych.
W jego ocenie, jeśli gminy nie poradzą sobie z odpowiednim gospodarowaniem odpadami kuchennymi/gastronomicznymi, konfliktowe sytuacje między ludźmi i niedźwiedziami nie znikną.
– To jest najważniejsza kwestia, bo nawet jeśli wyeliminujemy trzy niedźwiedzie, kolejne będą się uczyć, że mogą to robić – zwrócił uwagę dr Śmietana.
Dodał, że rozwiązanie tego problemu leży po stronie gmin. Chodzi głównie o właściwe postępowanie z tego typu odpadami przez mieszkańców oraz zapewnienie częstego ich odbierania.
– Nie może być tak, że ktoś ma przez miesiąc czekać na odbiór resztek z kurczaka – ocenił. Dodał, że gmina może też nakładać mandaty na osoby, które niewłaściwie składują odpady biodegradowalne.
Niedźwiedzie, które przyzwyczaiły się do bliskiej obecności człowieka zwykle nie stanowią większego zagrożenia dla ludzi niż osobniki płochliwe.
- One mają mniejszy lęk przed człowiekiem, ale nie zachowują się agresywnie. Rośnie jednak liczba spotkań z tymi drapieżnikami i tego zwyczajnie obawiają się mieszkańcy – ocenił dr Śmietana.
Podkreślił, że aby wydać decyzję o odstrzale, powinno się ustalić, czy zagrażają one zdrowiu i życiu ludzi.
– Ale jeśli już decydujemy się na eliminację, musimy wiedzieć konkretnie, które osobniki stanowią zagrożenie i ile ich jest, a tego nie można określić inaczej niż poprzez badania genetyczne – powiedział biolog.
Dodał, że w Cisnej nie przeprowadzono badań, które pozwoliłyby jednoznacznie zidentyfikować osobniki stwarzające problemy.
- Zatem, nawet jeśli trzy niedźwiedzie zostaną odstrzelone w pobliżu zabudowań, nikt nie będzie w stanie zweryfikować, czy to były faktycznie niedźwiedzie najbardziej "uciążliwe" osobniki, czy tylko takie, które w pobliżu zabudowań pojawiły się incydentalnie. A jeśli badania wykazałyby, że osobników pojawiających się w pobliżu zabudowań mamy znacznie więcej niż wnioskowane trzy? Jeśli na przykład stanowią one połowę bieszczadzkiej populacji? Mamy odstrzelić je wszystkie? – zwrócił uwagę dr Śmietana.
Dodał, że jeśli niedźwiedzie pojawiają się jedynie w poszukiwaniu resztek, ale nie wykazują żadnego zachowania agresywnego w stosunku do ludzi, wystarczyłoby odstraszać je pociskami niepenetracyjnymi (gumowymi).
- Pytanie tylko, kto to odstraszanie ma wykonywać i kto ma za to zapłacić? Służby parków narodowych nie działają poza parkami, a w Polsce nie mamy terenowych służb ochrony przyrody. Dopiero gdyby taki sposób odstraszania niedźwiedzi się nie sprawdził, to należałoby zdecydować się na ich eliminację. Takie też warunki eliminacji określił GDOŚ w wydanej przez siebie decyzji – podkreślił biolog.