Gorzów: 80 lat mieszkają w mieście. Ich całe życie związane z Gorzowem

W dzieciństwie bawili się, rzucając monetami, w szkołach mieli kałamarze, a do pracy niekiedy szli już jako nastolatkowie. Jakie wyglądało życie w Gorzowie tych, którzy urodzili się w nim tuż po wojnie?
80 lat polskiego GorzowaTegoroczny numer "Łączą nas ludzie i miejsca" poświęcone jest osobom, które urodziły się 80 lat temu, czyli w 1945, kiedy niemiecki dotychczas Landsberg stał się polskim Gorzowem.
Źródło zdjęć: © Polska Press Grupa | Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
  • 80 lat polskiego Gorzowa
  • 80 lat polskiego Gorzowa
  • 80 lat polskiego Gorzowa
  • 80 lat polskiego Gorzowa
[1/4] Tegoroczny numer "Łączą nas ludzie i miejsca" poświęcone jest osobom, które urodziły się 80 lat temu, czyli w 1945, kiedy niemiecki dotychczas Landsberg stał się polskim Gorzowem. Źródło zdjęć: Polska Press Grupa | Jarosław Miłkowski

To są historie, które jednym przywołają wiele wspomnień, a innym pozwolą wyobrazić sobie, jak wyglądało życie w Gorzowie w drugiej połowie lat 40. czy przez całe lata 50. Poznajemy je za sprawą siedmiorga mieszkańców miasta, którzy urodzili się w pierwszych miesiącach po II wojnie światowej. Dziś mają 80 lat, a więc tyle samo, ile ma polski Gorzów, który wcześniej przez prawie siedem wieków był Landsbergiem.

Taki widok w Piszu. Z kierowcą nie szło się dogadać. Ale był trzeźwy

- Moi rodzice przyjechali tutaj pociągiem w dniu zakończenia wojny. W nocy z 8 na 9 maja 1945. Przyszedł wówczas chyba prezydent i powiedział: "Tam na górze, przy stadionie, jest pięćdziesiąt domków pustych. Tam proszę się zatrzymać. I tak zaczęło się nasze życie" - opowiadała w ostatni wtorek Krystyna Dzyga-Walkowiak.

Tego dnia w gorzowskim Urzędzie Stanu Cywilnego młodsi mieszkańcy mogli poznać opowieści o tym, jak wyglądały pierwsze powojenne lata. Opowiadała o tym cała siódemka dzisiejszych 80-latków. Wszyscy oni są bohaterami najnowszego rocznika "Łączą nas ludzie i miejsca", poświęconego tym razem osobom, dla których osiemdziesiąt lat polskiego Gorzowa to także całe życie. Opowieści są przednie, choć życie w tamtych czasach nie było usłane różami...

O ciepłym mieszkaniu nikt nawet nie marzył

Przybywający do miasta Polacy zamieszkiwali w domach i kamienicach, w których kilka miesięcy czy nawet tygodni wcześniej żyli Niemcy. Danuta Maria Łojek mieszkała z rodzicami przy ul. Chrobrego, gdzie jej rodzina miała salon fryzjerski (w tym miejscu jest on do dzisiaj). Mieszkanie miało 120 metrów kwadratowych.

- Pamiętam wyposażenie. Wszystko tam zostało po Niemcach, ale później władze przychodziły i pozabierały nam meble na urząd. A mieliśmy śliczne. Była sypialnia, był stołowy, w nim kredens, zegar stojący, szafa, szezlong z oparciem, by się zdrzemnąć. Potem nam też zabrali piękną biblioteczkę. Biurko mieliśmy i też nam zabrali. Może przy nim siedział ktoś ważny w urzędzie - opowiada z kolei, na łamach rocznika Danuta Maria Łojek, kolejna z urodzonych w 1945 gorzowianek. Poniemiecki sprzęt został też w zakładzie fryzjerskim, w którym pracował jej ojciec, pracowała też mama.

Waldemar Pendelski, kolejny osiemdziesięciolatek, mieszkał kilkaset metrów dalej, przy ul. Krajowej Rady Narodowej, dzisiejszej Borowskiego. U zbiegu skrzyżowania z ul. Chrobrego stała po wojnie latarnia gazowa. Gdy o niej opowiada, trudno by nie włączyła się wyobraźnia.

- Rankiem i pod wieczór jeździł jegomość na rowerze z długą tyczką. Wieczorem tę lampę przy jej użyciu zapalał, a rano gasił - wspominał we wtorek pan Waldemar. W jego rodzinnym domu luksusów nie było. - Zimą na szybach często tworzyły się kwiatki z mrozu, a w wiaderkach zamarzała woda. Nie marzyłem, by było ciepło, bo te warunki to była normalność - mówił.

Podobne wspomnienia ma Bogdan Małek, który mieszkał przy Koniawskiej, na Zakanalu.

- Zimno było w domu, więc paliło się w piecach, a spaliśmy pod naładowaną słomą pierzyną. Wodę nosiło się ze studni wiadrami, bo nawet nie było kranu w mieszkaniu - opowiada na łamach rocznika. I wspomina, że gdy był kawalerem, to aby się wykąpać, chodził do łaźni miejskiej, którą zbudowali Niemcy.

Do dziś stoi ona przy ul. Jagiełły, ale swojej roli już nie pełni.

- Kupowało się bilet i, jak dobrze pamiętam, czekało się, aż było wolne i się wchodziło. W kabinach były wanny, ale też ograniczony czas i nie można było poleżeć tak jak teraz w domu, że jak zrobi się zimna woda, to gorącej się dolewa.

Dziś Gorzów wygląda inaczej

W ścisłym centrum wiele kamienic po wojnie nie zostało. Gdy 30 stycznia 1945 żołnierze radzieccy wkroczyli do miasta, zaczęli podpalać budynki. To dlatego dziś w sercu Gorzowa obok katedry stoją zbudowane w latach 60. bloki. Po wojnie były tu same ruiny.

Inaczej wygląda też jedna z głównych ulic w południowej części miasta.

- Grobla, gdzie mieszkałam jako dziecko, całkowicie się zmieniła. Idąc w stronę katedry, po lewej stronie nie ma już prawie nic z tego, co było. Zburzyli wiele domków, mieszkań - tamten Gorzów zniknął - wspomina Krystyna Koszal, kolejna z dzisiejszych osiemdziesięciolatków.

Wiktoria Wasyluk, następna z rówieśniczek polskiego Gorzowa, dzieciństwo i młodość spędziła na Zamościu.

- Na rogu Towarowej i Fabrycznej stały ławki, rosły orzechy i wszędzie róże. Dzikie róże. Ciągle mam je przed oczami. U nas na ulicy były kasztanowce od strony Warty, dwa rzędy. Jak to kwitło, to wszędzie kwiecia było pełno - wspomina gorzowianka. - Między budynkami była wnęka z ławkami. Tam też rosły róże i orzechy włoskie. Teraz ich nie ma. Podobnie na Przemysłowej, gdzie zamieszkałam po tym, jak wyszłam za mąż. To jest ciągle w moich oczach. Teraz tylko stoją samochody, nie ma nawet gdzie usiąść - opowiada na łamach rocznika redaktor Hannie Kaup, znanej gorzowskiej dziennikarce. To ona od lat przeprowadza rozmowy do "Łączą nas ludzie i miejsca", wydawanego przez Stowarzyszenie św. Eugeniusza de Mazenoda.

Dzieci nie przeszkadzały

Choć warunków mieszkaniowych w powojennym Gorzowie trudno dziś zazdrościć, to po opowieściach o zabawach aż trudno nie pomyśleć o podróży w czasie.

- Mieliśmy ulubioną grę, którą było odbijanie monety od ściany. Rysowało się kwadracik na piasku, w nim były zebrane monety. Komu się udało trafić w kwadracik, to zgarniał całą pulę. Dzisiaj sam się dziwię ludziom, którzy mieszkali na parterze. Bo mając taką czeredę przez pół dnia, nikt nawet nie wylał na nas wiaderka z góry. Pewnie po wojnie uznawali, że to jest taki drobiazg, że nie ma znaczenia. Dzisiaj sam bym tego nie wytrzymał - mówił we wtorek z uśmiechem Waldemar Pendelski.

- Nikogo nie obchodziło, co się z nami dzieje. Dorośli nie wiedzieli, gdzie jesteśmy - wspominał z kolei Bogdan Małek.

- Nawet w Kłodawce się kąpało - dodawała na spotkaniu z gorzowianami Danuta Maria Łojek.

Część wspomnień dzisiejszych osiemdziesięciolatków przypada też na lata szkolne. Waldemar Pendelski do podstawówki chodził do szkoły przy ul. Dąbrowskiego. Dziś mieści się tam Jedynka, ale wówczas była to Piątka.

- W klasach były ławki drewniane dwuosobowe z dziurką w środku na kałamarz. Wtedy dyżurny chodził z butelką i lał atrament do kałamarzy. Każdy był zachwycony, jak się trafił taki bardzo niebieski - wspomina gorzowianin.

Z kolei Danuta Maria Łojek przywołuje czasy, gdy uczyła się w klasach zawodowych szkoły naprzeciwko straży pożarnej przy Dąbrowskiego. Szykowała się do zostania fryzjerką.

- Nauka odbywała się nie rano i nie wieczorem, tylko od 15.00 do 18.00. Technikę mieliśmy w zakładach. Ja u mamy. Choć czasy były biedne, pracy nie brakowało i zawsze trzeba było zdążyć przyjść przed godziną otwarcia. Pracowałam sześć dni w tygodniu, także w sobotę. Wtedy nawet dłużej, do siódmej, by obsłużyć panie, które późno wychodziły z biur. Oczywiście zawsze było u nas gwarno, a dominowały tematy związane z tym, co kobiety chciałyby dla siebie zrobić albo z pracą, bo wtedy wszystkie pracowały i często zmęczone wracały w nocy ze Stilonu czy z Silwany - opowiada na łamach rocznika gorzowianka.

Manicure w Stilonie

W Stilonie, przez dziesiątki lat największym zakładzie pracy w Gorzowie, pracował też Leszek Pieczyński.

- Pracę podjąłem w 1960 roku. Miałem wtedy piętnaście lat i uczyłem się jeszcze w szkole. Pamiętam, jak dbano o panie, które miały styczność z przędzą. Robiono im w zakładzie manicure, by miały delikatne rączki - wspomina dzisiejszy osiemdziesięciolatek.

Dziesięć lat później zapamiętał zmianę rządu Gomułki na Gierka.

- Coś się wtedy ruszyło. W Gorzowie te wszystkie bloki zaczęli stawiać. Ludzie czekali na mieszkania, których brakowało. Wcześniej nie było w ogóle budownictwa, a dużo ludzi przybywało właśnie do pracy z Polski. I dlatego duże osiedla powstały, jak Staszica czy Widok - wspomina pan Leszek. I dodaje: - Trudno powiedzieć, które czasy z życia uważam za najlepsze. Nie wyobrażam sobie, żebym miał teraz osiemnaście lat. Chyba, żebym się dostosował i po prostu szedł na bieżąco, ale nie zamieniłbym dzisiejszych czasów na lata 70. czy 80. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że jako dziadek będę wnuczkom opowiadał, że telefon, na który czekało się kilkadziesiąt lat, był na kablu, miał tarczę i trzeba było wykręcić numery. Nie wyobrażałem sobie, że dojdzie do takiej zmiany. Myślałem, że może życie będzie ładniejsze, lepsze, bardziej kolorowe, a stała się kompletna rewolucja. Teraz to już wszystko będzie w telefonie - mówi osiemdziesięciolatek.

***

Gorzowski rocznik "Łączą nas ludzie i miejsca" wydawany jest za pieniądze z magistratu. Historii z początków powojennego miasta jest w nim cała masa. Pismo można dostać za darmo. Dostępne jest w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Gorzowie, Urzędzie Stanu Cywilnego, parafii przy ul. Brackiej oraz w Lubuskim Centrum Przedsiębiorczości przy Kosynierów Gdyńskich (jest ono sąsiadem książnicy). Wydawnictwa można też wyglądać w magistracie, choć tu - z racji wielu odwiedzających - może rozejść się bardzo szybko.

Wybrane dla Ciebie
Tarnobrzeg: Kończy się przebudowa ulicy Bema
Tarnobrzeg: Kończy się przebudowa ulicy Bema
Czeladź: Szkoła Podstawowa nr 3 świętuje. Ma 100 lat, a to jeden z trzech jubileuszy
Czeladź: Szkoła Podstawowa nr 3 świętuje. Ma 100 lat, a to jeden z trzech jubileuszy
Starogard Gdański: Myśliwy stanął przed sądem za zabicie wilka Lego
Starogard Gdański: Myśliwy stanął przed sądem za zabicie wilka Lego
Kruszwica: Po narkotykach ukradł tira z burakami. 30-latek w areszcie
Kruszwica: Po narkotykach ukradł tira z burakami. 30-latek w areszcie
Cetki: 37-latek przewoził znaczną ilość narkotyków
Cetki: 37-latek przewoził znaczną ilość narkotyków
Adršpach, Skalne Miasto przy granicy z Polską zachwyca poza sezonem
Adršpach, Skalne Miasto przy granicy z Polską zachwyca poza sezonem
Mysłowice: Kierowca ciężarówki zasypał ulice węglem
Mysłowice: Kierowca ciężarówki zasypał ulice węglem
Premiera Skate Story. Nowa gra to sukces jednego dewelopera
Premiera Skate Story. Nowa gra to sukces jednego dewelopera
Lublin: Toyota zderzyła się ze stadem dzików. Są utrudnienia w ruchu
Lublin: Toyota zderzyła się ze stadem dzików. Są utrudnienia w ruchu
Szynwałd: Zatrucie czadem. Po poszkodowaną przyleciał śmigłowiec LPR
Szynwałd: Zatrucie czadem. Po poszkodowaną przyleciał śmigłowiec LPR
Łódź: Koniec wspólnego biletu na MPK, ŁKA, Polregio i Intercity w 2026
Łódź: Koniec wspólnego biletu na MPK, ŁKA, Polregio i Intercity w 2026
„Artyści na 110” – wyjątkowa wystawa na 110. urodziny Zawiercia już w piątek
„Artyści na 110” – wyjątkowa wystawa na 110. urodziny Zawiercia już w piątek
MOŻE JESZCZE JEDEN ARTYKUŁ? ZOBACZ CO POLECAMY 🌟