Gorzów Wielkopolski: Miasta dopłacają miliony do oświaty. Pierwszy pozew przeciw państwu już w sądzie. To dopiero początek?
Oświata kosztem innych inwestycji
Według wyliczeń Szczecina, w ciągu zaledwie kilku lat miasto dołożyło do oświaty ponad sto milionów złotych. Subwencja państwowa nie tylko nie pokryła wszystkich wydatków, ale nie wystarczyła nawet na podstawowe koszty, czyli pensje. Prezydent miasta wskazał, że państwo nie zapewnia adekwatnych środków na realizację zadań oświatowych, a związane z nimi koszty obciążają lokalny budżet. Efekt jest jeden: każda złotówka dokładana do oświaty musi zostać zabrana z innych zadań, inwestycji i lokalnych potrzeb mieszkańców. W praktyce oznacza to mniej pieniędzy na remonty dróg, budowę mieszkań komunalnych, transport publiczny czy ofertę kulturalną.
Nowe przepisy, ale stare problemy
Od stycznia tego roku obowiązują nowe przepisy dotyczące finansowania oświaty. Zgodnie z nimi samorządy nie otrzymują już środków w ramach dotychczasowej subwencji oświatowej, lecz tak zwanych potrzeb oświatowych, które według zapowiedzi rządu miały lepiej odzwierciedlać rzeczywiste koszty funkcjonowania szkół. Zmiana nazw i zasad rozliczania budziła nadzieję na większą przejrzystość systemu oraz bardziej sprawiedliwy podział środków. Jednak w praktyce nie przyniosła tak długo oczekiwanej poprawy. Jak przyznają samorządy, mimo nowych przepisów to wciąż właśnie na nich spoczywa obowiązek dokładania do utrzymania szkół z własnych budżetów.
Świadek podniósł alarm. Spójrzcie na nagranie ze Śląska
Lubuskie samorządy też dopłacają
Taki problem jest między innymi w Gorzowie, gdzie w tym roku do miejskiej kasy trafiło z budżetu państwa niespełna 379 mln zł.
- To suma środków przekazanych w ramach tzw. potrzeb oświatowych oraz dodatkowej subwencji przeznaczonej na podwyżki dla nauczycieli - mówi Wiesław Ciepiela, rzecznik gorzowskiego magistratu.
Kwota ta okazała się jednak niewystarczająca, aby pokryć wszystkie wydatki związane z funkcjonowaniem oświaty w mieście. Rzeczywiste koszty ponoszone przez Gorzów przekroczyły 428 mln zł. Oznacza to, że miasto musiało dołożyć z własnego budżetu ponad 49,3 mln zł. W praktyce blisko 12 procent wydatków na edukację pokryto więc ze środków miejskich, a nie z pieniędzy przekazywanych przez państwo.
- Przekazane środki okazały się wystarczające jedynie na pokrycie wynagrodzeń nauczycieli i pracowników oświaty. Natomiast cała reszta wydatków obciążyła już miejski budżet - tłumaczy Wiesław Ciepiela.
Jeszcze poważniej wygląda sytuacja w Kostrzynie nad Odrą.
- Bieżące funkcjonowanie placówek oświatowych, ich utrzymanie, pensje dla nauczycieli i pozostałych pracowników, w przyszłym roku będą kosztować około 50 mln zł. Same tylko pensje dla nauczycieli i pracowników pochłoną 38 mln zł. Z budżetu państwa dostajemy 35 mln zł, więc łatwo wyliczyć, że nie starcza nawet na wynagrodzenia. Chodzi tylko o bieżące funkcjonowanie, ponieważ gdy dodać zaplanowane na przyszły rok inwestycje w infrastrukturę oświatową wychodzi, że miasto płaci za wszystko łącznie 67 mln zł. - wylicza Andrzej Kunt, burmistrz Kostrzyna nad Odrą.
Niedoszacowanie realnych potrzeb
Podobnie jest w sąsiedniej gminie Witnica, która również podkreśla coraz większą różnicę między tym, co otrzymuje z budżetu państwa, a tym, ile realnie kosztuje ją prowadzenie oświaty. W tym roku wydatki na edukację w gminie przekroczą 43 mln zł, podczas gdy z budżetu centralnego trafi tam zaledwie około 21 mln zł. Oznacza to, że ponad 22 miliony - czyli niemal połowę wszystkich kosztów - samorząd musi pokryć z własnego budżetu.
- To ogromne obciążenie, które nie wystarcza nawet na pełne pokrycie kosztów związanych z wynagrodzeniami nauczycieli i pracowników oświaty. Tymczasem płace to tylko jedna część wydatków edukacyjnych. Te rozbieżności wynikają z niedoszacowania realnych potrzeb szkół w stosunku do środków przekazywanych przez państwo na ich finansowanie, co sprawia, że samorządy muszą dokładać własne pieniądze do bieżącego funkcjonowania placówek - mówi burmistrz Agnieszka Chudziak.
Przed tym samym wyzwaniem staje Nowa Sól. Tam rosnące koszty edukacji również zmuszają do coraz większego sięgania do własnej kieszeni.
- W informacji ministra finansów i gospodarki na 2026 rok nie wskazuje się kwoty subwencji, natomiast określa się wartość potrzeb oświatowych. Jedyną subwencją, jaką dostanie nasza gmina na przyszły rok, jest subwencja ogólna - mówi Łukasz Chybiński, rzecznik nowosolskiego magistratu.
Jak to wyglądało w 2024, czyli ostatnim zamkniętym roku? Wydatki na oświatę w mieście wynosiły ponad 80 mln zł, a obowiązująca wówczas subwencja nieznacznie przekroczyła 40 mln zł.
- Na tym przykładzie widać, że otrzymujemy około 50 procent kwoty poniesionych wydatków - mówi nam Chybiński. - Wydatki na oświatę obejmują wynagrodzenia, bieżące utrzymanie jednostek: woda, energia, materiały, opłaty za wywóz odpadów, ale również usługi: np. ubezpieczenia, przeglądy, konserwacje i wydatki inwestycyjne dotyczące obiektów oświatowych.
Samorządy czekają na realne zmiany
Finansowanie edukacji pozostaje jednym z największych wyzwań dla lokalnych władz. Lubuskie samorządy podkreślają, że chcą inwestować w oświatę, ale bez większego udziału państwa nie udźwigną rosnących kosztów, a nauczyciele i uczniowie będą odczuwać skutki tych braków najdotkliwiej. Szczecin swoją sprawą sądową otwiera nowy rozdział. Być może wkrótce kolejne miasta pójdą jego śladem.