Grozili nożem i siekierą. Ruszył proces po obywatelskim zatrzymaniu
W czwartek 7 sierpnia przed Sądem Rejonowym w Gorzowie ruszył proces 40-letniego Pawła S. i 52-letniego Jana Z., którzy w maju zostali zatrzymani po obywatelskiej interwencji na drodze w Świerkocinie. Obaj usłyszeli poważne zarzuty. Obaj byli wcześniej karani. A dziś? Twierdzą, że są ofiarami.
Wyciągnęli nóż i siekierę. Dziecko trafiło do szpitala
Do dramatycznych wydarzeń doszło 10 maja w Świerkocinie. Samochód prowadzony przez Pawła S. jechał wężykiem, co wzbudziło podejrzenia Krzysztofa K. – mieszkańca Gorzowa, który podróżował z rodziną. Mężczyzna postanowił działać i zatrzymał peugeota, wyjmując kluczyki ze stacyjki.
Wtedy z auta wyskoczył Jan Z. z siekierą i wybił szybę w samochodzie świadka. Odłamki szkła raniły 9-letnią dziewczynkę w twarz. Po chwili z peugeota wybiegł też Paweł S. z nożem. Według ustaleń prokuratury, 40-latek groził Krzysztofowi K. śmiercią.
Obaj mężczyźni zostali obezwładnieni przez świadków i przekazani policji. Paweł S. miał 3,1 promila alkoholu, nie posiadał prawa jazdy, a auto miało tablice rejestracyjne przypisane do innego pojazdu. Jan Z. również był pijany – w organizmie miał 1,6 promila.
Na początku lipca skat oskarżenia trafił w tej sprawie do Sądu Rejonowego w Gorzowie.
Prokurator odczytał zarzuty. Oskarżeni byli już wcześniej karani
Podczas pierwszej rozprawy prokurator odczytał zarzuty wobec obu mężczyzn. Paweł S. został oskarżony o prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości, posługiwanie się cudzymi tablicami rejestracyjnymi, kradzież dokumentów z samochodu Krzysztofa K. oraz kierowanie gróźb karalnych z użyciem noża.
Jan Z. usłyszał zarzuty grożenia śmiercią z użyciem siekiery oraz spowodowania obrażeń u 9-letniej dziewczynki poprzez wybicie szyby. Wszystkie czyny popełnił w warunkach recydywy – niedawno opuścił zakład karny po odbyciu kary m.in. za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu skutkującego śmiercią.
"Myśleliśmy, że to kibole"
Podczas rozprawy obaj mężczyźni składali wyjaśnienia. Mówili, że zrobili to, co zrobili, bo myśleli, że kibole zajeżdżają im drogę. Paweł S., który prowadził peugeota, tłumaczył, że nie domyślał się, dlaczego zostali zatrzymani. Nie przyznał się do wszystkich zarzutów.
Jan Z., który był pasażerem, zrzucał wszystko na alkohol. Mówił, że nie wiedział, że kolega jest pijany, a sam był wypity. Przed sądem stwierdził, że po całym zdarzeniu ma traumę i jest chory. Obaj oskarżeni zapewniali, że z powodu zajścia cierpią na depresję, nerwicę i traumę.
Paweł S. może usłyszeć wyrok do 5 lat więzienia oraz dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów, ponieważ był już wcześniej karany za jazdę po alkoholu. Janowi Z., który odpowiada w warunkach recydywy, grozi do 4 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności.