Komandosi na nartach. Powstrzymali plany atomowe Hitlera
Podczas gdy alianci i Niemcy ścierali się na wszystkich frontach, w norweskiej głuszy garstka ludzi podjęła walkę z czasem i żywiołem. Ich celem była fabryka ciężkiej wody – klucz do atomowych ambicji III Rzeszy.
Tajemnica ciężkiej wody
W latach 40. XX wieku wyścig o broń atomową był jednym z najpilniej strzeżonych sekretów obu stron konfliktu. Kluczowym składnikiem dla niemieckich badań była ciężka woda – deuterowany tlenek wodoru, niezbędny do kontrolowanej reakcji jądrowej.
Jedynym miejscem w Europie, gdzie produkowano ją na skalę przemysłową, była elektrownia w Vemork, położona wysoko w górach Telemarku w Norwegii.
Po zajęciu Norwegii w 1940 roku Niemcy natychmiast przejęli kontrolę nad zakładem. Produkcja ciężkiej wody ruszyła pełną parą, a alianci szybko zorientowali się, że jeśli nie powstrzymają tego procesu, Hitler może zdobyć broń, która zmieni losy wojny. Brytyjskie dowództwo zaczęło planować sabotaż, wiedząc, że niepowodzenie może kosztować świat niewyobrażalnie wiele.
Pierwsza próba – Operacja Freshman
W listopadzie 1942 roku alianci podjęli pierwszą próbę zniszczenia zakładów w Vemork – Operację Freshman. Wysłano dwa szybowce z brytyjskimi saperami, które miały wylądować w pobliżu celu.
Niestety, fatalna pogoda i błędy nawigacyjne doprowadziły do katastrofy. Oba szybowce rozbiły się, a ci, którzy przeżyli, zostali schwytani i zamordowani przez Niemców. W sumie zginęło 41 żołnierzy. Klęska ta pokazała, jak trudny i niebezpieczny był to cel, ale nie zniechęciła aliantów do dalszych prób.
Norwescy komandosi na nartach
W lutym 1943 roku do akcji ruszyła grupa norweskich komandosów, przeszkolonych przez Brytyjczyków w ramach Special Operations Executive. Dowodził nimi Joachim Rønneberg, a w skład zespołu weszli m.in. Knut Haukelid, Fredrik Kayser, Hans Storhaug, Birger Strømsheim i Kaspar Idland. Komandosi przez wiele tygodni ukrywali się w górach, żyjąc w ekstremalnych warunkach, by nie wzbudzić podejrzeń Niemców.
Nocą z 27 na 28 lutego 1943 roku, przy temperaturze spadającej do -20°C, komandosi przemknęli na nartach przez śnieżną "pustynię", omijając niemieckie patrole. Dzięki pomocy lokalnego ruchu oporu i doskonałemu rozpoznaniu terenu, dotarli do rzeki poniżej zakładu.
Przeprawili się przez zamarznięty nurt i wspięli się po stromym zboczu, by dotrzeć do tylnego wejścia fabryki. Tam, wykorzystując wiedzę o rozkładzie pomieszczeń, weszli do środka, nie wzbudzając alarmu.
Sabotaż w Vemork
Wewnątrz zakładu komandosi podłożyli ładunki wybuchowe przy kluczowych instalacjach do produkcji ciężkiej wody. Cała akcja trwała zaledwie kilkanaście minut. Norwegowie zadbali o to, by nie ucierpiał żaden z pracowników – ostrzegli ich, by nie zbliżali się do miejsca wybuchu. Po podłożeniu ładunków komandosi wycofali się tą samą drogą, znikając w ciemności.
Eksplozje zniszczyły urządzenia produkcyjne i zapasy ciężkiej wody. Niemcy byli zaskoczeni skutecznością i precyzją ataku – przez długi czas nie byli w stanie ustalić, jak sabotażyści dostali się do środka.
Co najważniejsze, podczas całej operacji nie zginął żaden z komandosów ani cywilów. To sprawiło, że Gunnerside do dziś uchodzi za wzór "czystej" akcji specjalnej.
Konsekwencje dla programu atomowego
Sabotaż w Vemork poważnie opóźnił niemiecki program atomowy. Produkcja ciężkiej wody została wstrzymana na wiele miesięcy, a odbudowa zniszczonych instalacji okazała się trudniejsza, niż przewidywali Niemcy. Hitlerowscy naukowcy, tacy jak Werner Heisenberg, musieli zmierzyć się z brakiem kluczowego składnika do dalszych badań nad bombą jądrową.
Alianci nie poprzestali na jednym ciosie. Gdy w 1944 roku Niemcy próbowali wywieźć zapasy ciężkiej wody do Rzeszy, norweski ruch oporu zatopił prom SF Hydro na jeziorze Tinnsjø, wysyłając cały ładunek na dno.
W wyniku tej akcji zginęło 18 osób, w tym niemieccy żołnierze i cywile, ale zagrożenie nuklearne zostało ostatecznie wyeliminowane.
Cisi bohaterowie
Uczestnicy Operacji Gunnerside nie doczekali się wielkich odznaczeń ani międzynarodowej sławy. Przez lata ich wyczyn pozostawał w cieniu innych spektakularnych wydarzeń wojny. Joachim Rønneberg i jego ludzie wrócili do cywilnego życia, nie szukając rozgłosu.
Dopiero po latach świat docenił ich odwagę i profesjonalizm. Dziś norwescy komandosi z Vemork są uznawani za jednych z najskuteczniejszych sabotażystów II wojny światowej.
Ich historia doczekała się ekranizacji – m.in. w norweskim serialu "Kampen om tungtvannet" ("Wojna o ciężką wodę") oraz w hollywoodzkim filmie "Heroes of Telemark".