Łódź: Nauka, zabawa i pomoc. Piknik charytatywny Uniwersytetu Łódzkiego i Przyjaciół dla Franka w Ogrodach Biedermanna
Rycerze spod Grunwaldu u Biedermanna
Do ogrodu ściągnęła Chorągiew Ziemi Łęczyckiej, w skład której wchodzi kilka grup rekonstrukcji historycznej biorących udział w inscenizacji bitwy pod Grunwaldem. Ale nie tylko. Można się także dowiedzieć o codziennym życiu w wiekach średnich.
- W Średniowieczu nie tylko walczono, ludzie mieli też wolny czas. Spędzali go na przykład na grach, zdobyliśmy o tym sporo wiedzy, są wykopaliska z Wyspy Wolin. Średniowieczne miasta - Gdańsk, Elbląg, Toruń - mają swoje tradycje i znaleziska - mówi Karolina Strugińska z grupy Familia Magna z Łowicza. - Zaczęliśmy się interesować grami planszowymi z tamtych czasów, bo jesteśmy fanami tego typu rozrywki. Okazało się, że w Średniowieczu nie przeznaczono ich dla dzieci, ponieważ były to gry hazardowe, zakazane przez kościół, wyklęte. Zajmowali się nimi rycerze nudzący się w obozach, tak zabijali czas. Dopiero później gry planszowe stały się elementem kultury dworskiej.
Ponadto na pikniku można m.in. wziąć do ręki prawdziwe meteoryty, wykopać z antropologami kości na stanowisku archeologicznymi, spojrzeć przez lunetę w niebo, poznać życie bezkręgowców wodnych i samotnych żądłówek, krewniaków pszczoły czy szerszenia, a także innych owadów, posłuchać pisków nietoperzy.
We wnętrzach pałacu Biedermanna ma miejsce wystawa fotografii przyrodniczych nagrodzonych w konkursie "Fotograf roku 2025", a także odbywają się prelekcje. A do godz. 20 trwają koncerty.
Terapia genowa ratunkiem dla Franka
Piknik ma także cel charytatywny, są zbierane pieniądze na leczenie Franka. Szansą dla chłopca jest terapia genowa, której może zostać poddany w Stanach Zjednoczonych bądź w Emiratach Arabskich. W Polsce, a także w całej Europie, nie jest dostępna.
- Franek chodzi do szkoły, jest w stanie się poruszać, w pełni funkcjonować. Niepokojące objawy wystąpił w lipcu ubiegłego roku, a w grudniu wyniki badań potwierdziły, że Franek choruje na dystrofię mięśniową Duchenne'a - mówi Adam Kaziród, ojciec Franka.
Koszt leczenia to 17 mln zł, a zebrano niewiele ponad 1 mln zł. Czas goni, ponieważ dziecko musi mieć zachowane funkcje motoryczne, czyli samodzielnie chodzić, by zostało poddane terapii. Im szybciej to nastąpi, tym lepiej. Choroby nie da się wyleczyć, zniszczone mięsnie nie odbudują się, ale można zahamować jej postęp. Jest nadzieja, że chłopiec będzie się rozwijał, normalnie żył.