Lublin: Zakaz nocnej sprzedaży alkoholu? Godzina 23 nie dokona cudu
Alkohol, gdy jest nadużywany, kiedy staje się codziennym towarzyszem, niszczy ludzkie życie i to w wielu aspektach. Jak narkotyk. Terapeuci mówią, że nie ma czegoś takiego jak bezpieczna dawka alkoholu. Uzależnić może się każdy, bez względu na wiek, wykształcenie czy status majątkowy. To jest bezdyskusyjne i dlatego trzeba temu zapobiegać, byle mądrze, z rozsądkiem. Jak więc rozwiązać problem nadmiernego picia, jak się pozbyć pijanych kierowców, czy nietrzeźwej młodzieży rozrabiającej na ulicach?
Picie, alkoholizm to problem całodobowy, nie ma wolnych sobót i przerw świątecznych, nie czeka na nadejście nocy. Czy więc ewentualny zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych 23.00 - 6.00 rozwiąże powyższe problemy? Mam wrażenie, że to działanie połowiczne, jakby dla uspokojenia sumienia, że coś się robi. I trochę mi pachnie stolicą... Lubelscy radni argumentują, że zakaz ma m.in. poprawić poziom bezpieczeństwa w mieście. Odpowiem, że przecież libacje alkoholowe na osiedlowych skwerach, picie na ławkach pod blokiem, na podwórkach i w parkach dzieje się nie tylko późną nocą. To ma miejsce również w ciągu dnia i wieczorami.
Przypomnę to, o czym pisaliśmy na łamach "Kuriera", że w Lublinie jest 595 sklepów posiadających zezwolenie na detaliczną sprzedaż napojów alkoholowych. I jakieś kilkadziesiąt stacji benzynowych. To tam ma być wprowadzony zakaz nocnej sprzedaży alkoholu. Natomiast z drugiej strony mamy w mieście ok. 340 rozmaitych lokali gastronomicznych, pubów i klubów, gdzie można się napić, również po godz. 23. Pytam, jaka jest różnica między nietrzeźwym wychodzącym z pubu albo z dyskoteki, a klientem opuszczającym sklep z flaszką w kieszeni? Chyba taka, że ten pierwszy ma więcej pieniędzy do przepicia.
Polacy piją na grillu, na rodzinnych imprezach, ze znajomymi i z sąsiadami, przy okazji i bez okazji. Niektórzy piją już o 6 rano. Kupują "małpki" w drodze do pracy, trzymają alkohol w kieszeniach, plecakach, damskich torebkach i korzystają z niego w czasie pracy, w ciągu całego dnia. Właśnie to zjawisko generuje tzw. koszty społeczne, o których często się mówi. Zatrzymajcie się chwilę przy stoisku z alkoholem i popatrzcie. Rano, w południe, w porze wyjścia ze szkoły, powrotu z pracy, w czasie obiadu, w porze kolacji - alkohol płynie strumieniem, od otwarcia do zamknięcia sklepu. A takich sklepów w samym Lublinie są setki. A ile w całej Polsce?
I tu jest sedno problemu. Czy macie świadomość, że alkohol w naszym kraju dostępny jest jak każda inna substancja spożywcza? Niemalże jak woda mineralna albo sok. Wystarczy mieć pieniądze i skończone 18 lat. Dystrybucja alkoholu jest masowa, idą za tym miliardowe obroty i - moim zdaniem - magiczna godzina 23 tego radykalnie nie zmieni. Potrzebne są inne, systemowe zmiany, również na wyższym politycznym szczeblu i społecznym przyzwoleniu na picie. Bo czym nietrzeźwy Polak w południe różni się od nietrzeźwego o północy?