Ogień w Hali Stulecia. Zespół Avenged Sevenfold przyjechał do Polski i zrobił fenomenalne show!
W tym artykule:
Avenged Sevenfold w Polsce. Tak gorąco w Hali Stulecia dawno nie było
11 lat minęło jak jeden dzień… chciałoby się rzec, ale fani z Polski tego nie powiedzą. Amerykański zespół Avenged Sevenfold przyjechał do Polski, choć ich ostatni koncert organizowany przez Live Nation w 2014 roku okazał się małą klapą. Jeśliby rozważać dlaczego, to powodów było kilka: okres urlopowy, słaba (a w zasadzie żadna) promocja zespołu w kraju, a za kilka dni miał się odbył koncert Linkin Park, który w Polsce ma zdecydowanie więcej słuchaczy. Choć już wtedy w łódzkiej Atlas Arenie Kalifornijczycy zapowiadali, że wrócą „soon”, to słowa dotrzymali połowicznie, bo ten powrót trwał 11 lat.
Ale jak powrócili, za sprawą Mystic Coalition (znanej z organizacji festiwalu Mystic), to zrobili to jak się należy: porządnie. Show poprzedzony występem Palaye Royale, elektryzujących mieszkańców Los Angeles, rozpoczął się piosenką „Game Over” z nowego krążka. Zaczęło się dość kontrowersyjnie (przez część fanów płyta „Life is but a dream” co najmniej nielubiana), ale później tłum rozkrzyczanych fanów udał się w wędrówkę po muzycznej historii zespołu, przechodząc przez ciężkie „Chapter Four”, do nieco lżejszego hitu ery wpływów nu-metalu „Afterlife”. Przy „Hali To The King” ponad 110-letnia Hala Stulecia zatrzęsła się w posadzie, a tłum oszalał. Mało? Rytmiczne „Buried Alive” fani do dziś mogą czuć w kościach, a fraza „Its your f**** nightmareeee” wyryła się chyba dłutem tysięcy gardeł w suficie.
Biało-czerwono we Wrocławiu. Fani spisali się na medal
Na szczególną uwagę na tym koncercie zasługują fani zespołu, prowadzący fanklub od co najmniej 2008 roku. Zarówno 11 lat temu, jak i teraz, stanęli na wysokości zadania – umówili się, że przy „So Far Away”, balladzie i utworowi poświęconemu zmarłemu perkusiście zespołu trybuny zaświecą latarki w telefonach. Płyta w kolei wyposażona została w czerwone bibułki. 10 tysięcy ludzi z latarkami w ręku stworzyło wówczas coś na kształt ogromnej polskiej flagi. Spektakularny widok! Zauważył to sam wokalista, który choć z zespołem był w Polsce zaledwie 10-12 godzin (lecieli/jechali z Berlina, a zaraz zespół po koncercie wsiedli w busy, które zawiozły ich na lotnisko – następny koncert kolejnego dnia zaplanowano w Litwie) stwierdził „It’s been too long, right? Ohh, sweet Poland”. Skoro mowa już o wokaliście, to nie ma co się rozczulać - ma wygar i kawał zachrypniętego głosu. Gitarzyści Avenged Sevenfold to też "towar" z najwyższej spółki.
Wszystkie te piosenki ozdobiono bogatymi grafikami, które pokazywano na ogromnym telebimie umieszczonym na scenie. Na telebimach bocznych z kolei wyświetlano obraz live przekazywany przez dwóch operatorów kamery. Fantastyczne i przemyślane show.
Koniec koncertu zespół zwieńczył słodko-gorzką piosenką o skomplikowanej miłości i mimo że bisów nie było, dzieło zostało godnie zakończone. Energetyczna bomba wybuchła, a w powietrzu unosił się już tylko kurz.
Avenged Sevenfold w Polsce, gorąc i echo w hali
Jeśli już mowa o hali, to trzeba przestać chwalić te wspaniałe i gorące spotkanie. Ta, choć piękna stulatka ma pewne, powiedzmy, mankamenty. Nie było tam klimatyzacji, co przy 30 stopniach Celsjusza i ponad 10 tysiącach śpiewających gardeł sprawiło, że było tam bardziej niż gorąco i to nie o atmosferze mowa. Nie zabrakło jednak pomocy medycznej, a ochroniarze firmy FORT stanęli na wysokości zadania dystrubuując kubeczki z wodą w rozgrzany (ale nie tylko upałem) tłum.
Jedynym niesmakiem pozostaje brak jakiejkolwiek pozakoncertowej aktywności zespołu z fanami. Podczas gdy 11 lat temu grupie fanów na zaproszenie Live Nation udało się na chwilę spotkać z zespołem, to od jakiegoś czasu, po zmianie managamentu, zespół utworzył serwer discord, na którym funkcjonuje możliwość zakupy meet&greet z zespołem za… ok. 200 dolarów. Tak, to jest sposób członków zespołu na uczciwe zarabianie pieniędzy, ale jednak - lekki niesmak pozostaje.
Choć znajdą się z pewnością znawcy, którzy narzekać będą na echo i nieprawidłowości w nagłośnieniu to i tak nie zepsuje to pięknych wspomnień. A fanom przyjdzie usiąść, odpocząć i poczekać na kolejny taki koncert. Oby nie 11 lat!
Ogień w Hali Stulecia. Zespół Avenged Sevenfold przyjechał do Polski i zrobił fenomenalne show!