Pielgrzymki do pokoju nauczycielskiego. W czerwcu rodzice ruszają po oceny
Dzwonią, piszą, przychodzą z pretensjami. Niektórzy proszą grzecznie, inni naciskają, szantażują, a nawet odgrażają się. Koniec roku szkolnego to dla nauczycieli nie tylko czas wystawiania ocen, ale także walka o zachowanie profesjonalizmu w obliczu roszczeniowych postaw części rodziców. "To większa presja niż przed maturą” – mówią. I coraz częściej pytają: gdzie w tym wszystkim miejsce na uczciwość i szacunek do zawodu?
W tym artykule:
„Ocena jest niesprawiedliwa”. Naciski zaczynają się już w maju
Już w maju zaczyna się sezon na „przypadki specjalne”. Pielgrzymki rodziców, prośby, maile, wiadomości na Librusie – często od tych samych osób, które przez cały rok nie interesowały się postępami swojego dziecka.
– Uczeń nie miał większego zaangażowania przez cały rok. Gdy proponowałam mu szansę poprawy oceny, odmówił, tłumacząc się brakiem czasu. Tymczasem pod koniec roku pojawiła się wiadomość od mamy, że ocena „jest niesprawiedliwa”, bo ona uważa, że syn zasługuje na wyższą. Tyle że ta „piątka” istnieje wyłącznie w deklaracjach, nie w realnych wynikach – relacjonuje nauczycielka języka obcego.
Zgłaszają się też ci, którzy przez cały rok „walczyli o dopuszczający” – a teraz marzą o trójce. Bo zabraknie punktów, bo już złożony wniosek do szkoły średniej, bo „w ósmej klasie przecież zawsze się podciąga”.
– Mam uczennicę, ledwo ciągnie na dwójkę, a jej mama – która notabene pracuje w innej szkole – błaga mnie o trójkę. Argument? Bo tak się robi w ósmej klasie. A ja naprawdę już nie wiem, czy jestem pedagogiem, czy maszynką do wystawiania promocji – mówi bezradnie nauczycielka z podstawówki.
Coraz częściej pojawiają się także tzw. inspekcje rodzicielskie. Opiekunowie przeglądają sprawdziany i kartkówki z całego roku, liczą punkty, wypytują o każde zdanie.
– Nagle pojawia się rodzic, który wcześniej nie interesował się postępami dziecka, i zaczyna kwestionować sposób oceniania. Pyta, dlaczego jedno słowo nie wystarczyło, by dostać punkt – relacjonuje nauczycielka języka obcego.
Przeczytaj też: Nauczyciele muszą tłumaczyć się z jedynek. Dlatego unikają ich stawiania | Strefa Edukacji
Dopytanie, odpytanie, poprawa z października. Cuda na koniec roku
Czerwiec to w szkołach pora cudów. Uczniowie, którzy przez dziewięć miesięcy potrafili perfekcyjnie unikać obowiązków, nagle odnajdują w sobie niewyczerpane pokłady motywacji. A rodzice – skrzynki mailowe nauczycieli. Pojawiają się więc „plakaty ratujące życie”, referaty na wczoraj i dramatyczne pytania: „Czy nie da się jeszcze raz odpisać tego sprawdzianu z października? Bo teraz to już naprawdę się nauczył”.
Niektórzy próbują ugrać cokolwiek – punkcik, pół oceny, promyk nadziei. Bo przecież „tak się starał”… przez ostatnie 48 godzin.
– Jeden z rodziców zaproponował, że dziecko może przygotować projekt, plakat albo nawet prezentację multimedialną – byle tylko wyciągnąć tę nieszczęsną czwórkę. Przez cały rok nie zrobił nic. A teraz, w czerwcu, nagle ma czas i zapał – opowiada nauczyciel polskiego.
Czerwiec to także sezon na emocjonalny szantaż i festiwal roszczeń. Zamiast rozmowy o faktach, pojawiają się łzy, wzruszenia, pretensje. Czasem także próby podważenia sensu istnienia całego systemu edukacji, jeśli tylko dziecko dostało mniej, niż się „w domu zakładało”.
Zdarzają się też sceny jak z kabaretu. Uczeń ósmej klasy – przez cały rok walczący o ledwie dopuszczającą ocenę – dostaje ostatnią szansę: ostatni sprawdzian decyduje o promocji. I wtedy pojawia się matka, która z powagą proponuje… że może ten sprawdzian napisać za syna. Bo przecież „ona umie i się zna”. I naprawdę wydaje się zdziwiona, że nauczycielka nie przyjmuje tej oferty z wdzięcznością.
– Sądzę, że z wymuszaniem oceny spotkał się każdy nauczyciel. To zjawisko powszechne - od wymuszeń dyrektorskich, przez wymuszenia rodzicielskie i na uczniowskich kończąc. Najczęściej to łagodna forma emocjonalnego szantażu. Nagłe zrywy pozornego zaangażowania przez zrobienie dodatkowej pracy w ostatniej chwili, czasem prośby. A czasem stawianie sprawy na ostrzu noża i doszukiwanie się nieprawidłowości w działaniu nauczyciela. Takich „haków”, które można by wykorzystać – mówi Strefie Edukacji pani Anna, dyplomowana nauczycielka polskiego. – Częstym argumentem jest presja średniej - tylko z tego przedmiotu uczeń nie ma piątki, szóstki, tylko z tego trójkę. Jakby po stronie nauczyciela leżała konieczność zadbania o spójność stopni na świadectwie.
„To ja pójdę do kuratorium!” – czyli ostateczna broń
Kiedy wszystkie inne argumenty zawiodą – plakat nie uratował sytuacji, sprawdzian nie został poprawiony, a łzy nie zrobiły wrażenia – w ruch idzie ostateczna broń: groźba wizyty w kuratorium.
– Słyszę to niemal co roku: „To ja napiszę do kuratorium” – opowiada nauczycielka biologii z dużym doświadczeniem. – Nie dlatego, że złamałam prawo, tylko dlatego, że nie dałam wyższej oceny, niż wynika z dokumentacji. Dla niektórych rodziców to po prostu ostatni etap negocjacji.
Bywa, że groźby te pojawiają się mimo pełnej przejrzystości działań nauczyciela, udokumentowanych ocen i rzetelnego podejścia. Ale skoro system nie poddał się na etapie plakatów, to może ugnie się pod presją instytucji?
– Najpierw była wiadomość, potem telefon, potem wyczekiwanie pod pokojem nauczycielskim. A kiedy nie ustąpiłam, usłyszałam, że „sprawa znajdzie finał w kuratorium”. I to w sprawie ucznia, który miał trzy jedynki z ostatnich czterech sprawdzianów – dodaje nauczyciel matematyki. – I jasne, mogą iść. Ale czy nie lepiej byłoby, gdyby ta determinacja pojawiła się wcześniej – na przykład w październiku?
Walka o oceny bywa bezwzględna. I niestety coraz częściej przypomina spektakl, w którym zamiast systematycznej pracy, główną rolę grają emocje, szantaż i… skrzynka odbiorcza nauczyciela.