Lublin. Po przeniesieniu dworca targowisko opustoszało. "Zobaczy pani, jak jest pusto. Ja często wychodzę na zero"
Na targu przy al. Tysiąclecia, w pobliżu galerii Nova, można kupić m.in. kwiaty, buty i ubrania, ale też świeże owoce i warzywa, pieczywo i słodycze. Teren należy do Miasta, a strona handlowa do spółki Bazar.
O tym, że na targu jest dużo mniej ludzi, odkąd ze starego dworca zniknęła większość ruchu, mówią nawet panowie szukający chętnych na kupno „papierosków”. Ale nie mówią za wiele, bo nie chcą wypowiadać się w prasie.
Inaczej niż pan Mariusz, który handluje tu od ćwierć wieku. Nie ma konkurencji – tylko on sprzedaje świeże ciastka (ok. 100 rodzajów, codzienna dostawa) i cukierki (ok. 20 rodzajów) na wagę. Klientka, która akurat robi zakupy, szczególnie zachwala „cukierki z truskawką żywą”.
– Proszę je kupować, bo są najlepsze w świecie – nie ma wątpliwości.
Ale to nie pomaga, bo odkąd nowy dworzec przejął większość ruchu autobusowego (na ten moment odjeżdża stamtąd 95 przewoźników w 82 kierunkach, wykonując 860 kursów dziennie), obroty pana Mariusza spadły o 30-40 proc.
– Pamiętam czasy, kiedy te 25 lat temu nie można było tędy przejść: szło się jak kaczuszki, jedno za drugim, i stało w kolejce. W sobotę pracowaliśmy do godz. 18 i jak się schodziło, to ludzie zniesmaczeni, że zamykamy. Teraz jesteśmy do 13. To samo na tygodniu: kiedyś staliśmy do 20-21, dziś wybija 16-17 i targ umiera – mówi. – Oczywiście jak dowiedziałem się o zmianach, spodziewałem się spadku, ale nie aż takiego. Jeszcze trochę osób przyjeżdża specjalnie, mimo że nie mają po drodze, w końcu to kiosk z tradycjami, więc marka jest wyrobiona.
Pani Marysia handluje ubraniami od 10 lat. Najpierw mieszkała na ul. Czwartek, więc po sąsiedzku. Teraz dalej, przy Al. Racławickich, i chociaż to nadal nie bardzo daleko, mocno odczuwa odległość, bo sama codziennie wozi towar autobusem.
– Odczuwa się spadek, i to bardzo. Ruch jest zdecydowanie mniejszy, niż kiedy jeszcze stary dworzec normalnie działał – mówi.
– Nawet jak tylko tu był PKS, to nie było za dużego ruchu – mówi inny z kupców dla odmiany wesołym tonem. Z targiem jest związany od trzydziestu lat i odkąd wpadł na pomysł, żeby sprzedawać towar nie tylko w budce, ale też „na powietrzu”, handel idzie lepiej. Jednak nadal nie rewelacyjnie. – Teraz wiadomo, gdzie każdy chodzi, jak chce coś kupić – do marketu. Ewentualnie przychodzą po sezonowe. Dworcem się nie przejmuję, już od 15-stu lat słyszę że mają zamykać, a nadal działa. Raz jest bardzo dobry dzień, raz słabszy, co się będę martwił na zaś.
Ale więcej optymistycznych głosów nie udało nam się usłyszeć.
– Dopóki dworzec jeszcze jakoś funkcjonuje, jest w miarę. Gorzej jak przestanie całkiem. Wcześniej, jak ludzie przyjeżdżali czy czekali na busa, to czasem z nudów się przeszli. Liczyliśmy, że skoro zlikwidowano targ na Ruskiej, to może u nas się bardziej ruszy. Ale nie do końca – tam był „swój” klient, a tu jest inny, głównie 70 plus. Stałe klientki obawiają się, żeby nikt z nas się stąd nie ruszał – mówi z uśmiechem pani Barbara, sprzedawczyni ubrań.
Przechadzając się po targu w poniedziałek przed południem, długą kolejkę widzimy tylko przy piekarni, krótszą przy sklepie mięsnym, a momentami w okolicy budek z owocami i warzywami. Reszta alejek jest pusta.
– Odczuwamy wszyscy. Ale nie tylko dlatego, że dworzec, tylko dlatego, że ludzie nie mają pieniędzy. Zobaczy pani, jak jest pusto. Ja często wychodzę na zero. Z tego (pokazuje na sprzedawane ubrania) zupy nie ugotuję, więc też jestem w tragicznej sytuacji, bo co mam zrobić? Jakbym wiedziała, że tak będzie, nie zawracałabym sobie głowy – mówi pani handlująca od ok. 10 lat.
Te głosy nie dziwią prezesa spółki Bazar zawiadującej targowiskiem. Jak podkreśla, decyzje ws. funkcjonowania dworców były podejmowane w konsultacji z handlującymi. Obecnie jest ok. 68, czyli ponad dwa razy mniej, niż trzy dekady temu, kiedy spółka stawiała pierwsze kroki (było ich 142).
– Nie ma bezpośredniej zależności między likwidacją dworca, ale oczywiście więcej ludzi przychodziło, będąc pasażerami. Wiadomo, że mieli do nas bliżej, było ich zdecydowanie więcej. Inna płynność klienta. W tej chwili jest gorzej, ponieważ zostali tubylcy i ludzie przesiadkowi, czyli korzystający z MPK, nie z busów. Dworzec zabrany z centrum miasta, już nie ma tej fluktuacji, przepływu ludzi. No jest jak jest, staramy się z tym uporać - przyznaje prezes Leszek Fedec.
Zwraca jednak uwagę na pozytywny element, którym jest ustalenie, że busy – zarówno wjeżdżające do Lublina, jak i z niego wyjeżdżające – zatrzymują się też przy starym dworcu, co według niego nie tylko zaoszczędza podróżnym czas dojazdu z Dworca Lublin w okolice Starego Miasta, ale też ułatwia zrobienie zakupów na targowisku.