Poszedł na prosty zabieg. 250 tys. zł odszkodowania za błąd szpitala
Pacjent poszedł do szpitala na laparskopowe usunięcie pęcherzyka żółciowego. Wskutek błędu lekarzy i dalszych zaniedbań personelu prawie został kaleką. Sąd Okręgowy w Toruniu ogłosił wyrok: dostanie 250 tys. zł odszkodowania. Zobowiązanymi do zapłaty są szpital i ubezpieczyciel. Proces trwał kilka lat.
To wstrząsająca sprawa, która niestety zaufania do Regionalne Szpitala im. W. Biegańskiego w Grudziądzu nie buduje. Jak ustalił w trwającym kilka lat procesie Sąd Okręgowy w Toruniu, personel medyczny nie tylko dopuścił się tutaj błędu medycznego, ale i dalszych zaniedbań, co łącznie skończyło się wielką krzywdą pacjenta.
24 czerwca br. wyrok w tej sprawie wraz z obszernym uzasadnieniem opublikowano na Portalu Orzeczeń Sądowych. Pan L. wygrał sprawę z lecznicą i jej ubezpieczycielem. Zapłacić mu mają nie tylko 250 tys. zł odszkodowania za doznane krzywdy, ale i odsetki oraz zwrot kosztów leczenia.
- Wyrok jest już prawomocny. Szpital i ubezpieczyciel nie wnosili od niego apelacji - mówi "Nowościom" Jarosław Szymczak, asystent rzecznika Sądu Okręgowego w Toruniu.
Dodajmy, że pacjent pozew do sądu wniósł w marcu 2019 roku. Sprawa trwała zatem bardzo długo. W wyroku sąd zastrzegł, że zrealizowanie orzeczonego odszkodowania przez jednego z pozwanych zwalnia z obowiązku zapłaty drugiego pozwanego. Zatem: może zapłacić po prostu ubezpieczyciel.
Poszedł w Grudziądzu na prosty zabieg, a prawie został kaleką. Przecięto przewody moczowe!
Pan L. cierpiał na kamicę pęcherzyka żółciowego. Do grudziądzkiego szpitala poszedł na zaplanowany zabieg laparoskopowego usunięcia tegoż pęcherzyka. Operacja odbyła się 1 czerwca 2018 roku.
"Laparoskopowe usunięcie pęcherzyka żółciowego jest jednym z najczęściej wykonywanych zabiegów chirurgicznych na świecie. Ta minimalnie inwazyjna operacja stała się standardową procedurą w leczeniu kamicy żółciowej oraz innych schorzeń pęcherzyka żółciowego oferując pacjentom szereg korzyści w porównaniu do tradycyjnych metod operacyjnych. Dzięki zastosowaniu nowoczesnych technik chirurgicznych, laparoskopowa cholecystektomia minimalizuje ból pooperacyjny, skraca czas pobytu w szpitalu i umożliwia szybszy powrót do codziennych aktywności"- tak brzmi definicja tego zabiegu.
Niestety, dla pana L. zabieg w Grudziądzu skończył się dramatem. Jak ustalili biegli oraz sąd, podczas zabiegu doszło do błędu - pacjentowi przecięto przewody żółciowe. To jednak nie wszystko! Przez kilka dni personel lecznicy nie reagował odpowiednio na zgłaszane przez niego i jego krewnych alarmy. A tymczasem jego stan drastycznie się pogarszał...
- Z uwagi na zaniechania personelu pozwanego szpitala w okresie pooperacyjnym, do rozpoznania uszkodzenia przewodu żółciowego doszło dopiero w czwartej dobie po zabiegu. Zbyt późna diagnoza doprowadziła do wyrządzenia powodowi dalszych szkód w postaci ostrej niewydolności nerek, rozlanego zapalenia żółciowego, zapalenia otrzewnej, powstania ropni międzypętlowych, ropnia podprzeponowego i ropnia miednicy mniejszej. Musiał przejść operację naprawczą, ale doszło do niej z ponad tygodniowym opóźnieniem. Wreszcie, po tejże reoperacji doszło u powoda do wstrząsu septycznego z niewydolnością oddechowo-krążeniową, który pozostawał w związku z trwającym procesem zapalnym wywołanym nieprawidłowym wycięciem dróg żółciowych - opisuje sąd w uzasadnieniu wyroku.
Uratowała go operacja naprawcza poza Grudziądzem
Jak ustalono, błędy i zaniedbania w szpitalu naraziły pacjenta "na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia oraz wydłużyło okres jego hospitalizacji". Szczęśliwie, operacja naprawcza (już poza Grudziądzem) doprowadziła do tego, że kaleką nie został.
-Proces leczenia zakończył się, gdyż w wyniku operacji naprawczej odpływ żółci do przewodu pokarmowego jest prawidłowy, parametry wątrobowe i cholestatyczne uległy spadkowi, a ponadto nie wystąpiły później u powoda żadne dalsze powikłania. Mimo to błędy popełnione przez personel pozwanego szpitala pozostawiły u niego trwałe skutki; zwłaszcza okresowy ból brzucha, który będzie przypominać mu o krzywdzie, która go spotkała - podkreślił w uzdatnieniu Sąd Okręgowy w Toruniu.
Linia obrony: "Podpisał zgody, znał pouczenia o powikłaniach"
Zgłoszona przez pana L. szpitalowi i ubezpieczycielowi krzywda pozostała bez odzewu - sami z siebie nie przyznali mu żadnego odszkodowania. Pozwał zatem oba te podmioty do sądu. I wygrał, choć proces lekki nie był. Wsparciem zapewne był doświadczony pełnomocnik prawny - kancelaria radcy prawnego Aleksandra Stala, specjalizująca się w prawie medycznym.
Toruński sąd analizował dokumenty, opinie biegłych, poznał też argumenty pozwanych. Jaka była linia obrony szpitala i ubezpieczyciela? M.in. wskazywano na to, że pacjent przed operacją wypełnił szereg formularzy i wyraził zgodę na zabieg świadomie, pouczony o możliwych powikłaniach.
Tu pan L. wyjaśniał, że był w takim stanie, iż szczegółów nie czytał, a tylko we wskazanych miejscach stawiał "ptaszki". Poza tym, szedł do szpitala przekonany, że czeka go "nieinwazyjny i bezpieczny zabieg laparoskopowy.
Sąd argumentacji pozwanych nie przyjął. Jak podkreślił, ewentualność powikłań przy nawet prawidłowo wykonanym zabiegu niczego tu nie tłumaczy. Bo w tym przypadku doszło do błędu medycznego, a potem dalszych zaniedbań.
WAŻNE. Odszkodowanie dla pacjenta szpitala w Grudziądzu jest, ale renta - już nie
- Na mocy prawomocnego już wyroku Sądu Okręgowego w Toruniu szpital grudziądzki i jego ubezpieczyciel solidarnie mają zapłacić pokrzywdzonemu:
- 250 tys. zł odszkodowania za doznane krzywdy, z ustawowymi odsetkami od 2018 roku (takiej sumy pacjent żądał),
- 871 zł za jego dalsze leczenie, z odsetkami od dnia wniesienia pozwu,
- Sąd nie przyznał jednak pacjentowi od pozwanych stałej renty (1000 zł miesięcznie). Stwierdził, że nie ma podstaw z uwagi na jego obecny stan zdrowia. Mężczyzna już przed opisywaną operacją był na rencie ZUS-owskiej i nie pracował - z uwagi na inne schorzenia. Leczy się dalej, ale to bez związku teraz z błędem medycznym w Grudziądzu.