Poznań: Od rozkładania scen po największy festiwal. Boron nie miał planu B, a teraz zagra na BitterSweet
Gdzie byłeś i co robiłeś rok temu?
Kurde... rok temu wraz z chłopakami z zespołu AGT ROKOMOB robiliśmy płytę pod nazwą "FEAT POZNAŃ". Wspólnie tworzymy kolektyw około poznański. Wówczas nie wiedzieliśmy, czy ten projekt w ogóle wyjdzie. wtedy nie działałem zbytnio solo, ponieważ byłem pochłonięty wspólnym projektem, a nie ukrywam - dobrze czuję się w takiej formule. Ekipowy sznyt bardzo mocno we mnie drzemie. Rok temu nagrywałem także wizytówkę do Netflixa w mojej rodzinnej Rokietnicy.
Rok później uczestniczysz w supporcie na Stadionie Narodowym przed koncertem 50 Cent...
Oj, rzeczywiście! Gramy na Narodowym z Kajtkiem i Zippym (finaliści programu "Rhytm + Flow"). Ogólnie myślę, że nikt z nas nie spodziewał się w ogóle tego, jak to się potoczy. Do programu Netflixa dla raperów szedłem z nastawieniem, że mam coś fajnego do pokazania. Czuję, że jestem na swój sposób oryginalny i przyciągam wzrok ludzi, w czym na pewno pomaga mi moja ruda fryzura. W programie raz zostałem zapowiadany jako "rudowłosy wulkan energii" i coś w tym chyba jest.
Jak udało ci się dostać do programu "Rhythm + Flow" Netflixa?
Zgłosiłem się przez formularz zgłoszeniowy, w którym podesłałem moje utwory. Nie wiedziałem, czy się odezwą. Mam wrażenie, że nie odbiło się to szerokim echem, że ruszy taki program. Później widziałem masę komentarzy typu "Jak to? Jaki program?"
Spacerujemy Cytadelą, gdzie odbędzie się BitterSweet. Tuż obok nas jest scena, na której najprawdopodobniej zagrasz...
Kurde, zobacz jak to wygląda. Scena w środku parku pośród drzew. To wygląda, jakbym na polanie w lesie grał koncert. To będzie coś wyjątkowego...
A pamiętasz swój pierwszy koncert?
Tak. Zagrałem w Warszawie support przed Floral Bugs. Tu też zgłosiłem się przez konkurs i po raz kolejny udało się wygrać. Pamiętam, że pojechali ze mną moi ziomale, z którymi trzymam się do dziś. Pozdro Mati, pozdro Wacha. Śmieszna sprawa, ponieważ artystę, przed którym grałem spotkałem później na Akademii Popkillerów. On zapamiętał mnie, a ja bardzo ucieszyłem się na jego widok. W końcu grałem przed nim pierwszy koncert w życiu, to zapisało się w mojej głowie. Pierwsze razy są wyjątkowe.
Ile minęło czasu od tego twojego "pierwszego razu" ze sceną?
Dwa lata temu, czyli relatywnie niewiele. W dwa lata od pierwszego koncertu zagrałem na Stadionie Narodowym.
"Czy nadal modlisz się, żeby to nie był sen?" - nawiązując do twojego utworu?
Myślę, że cały czas trochę nie dochodzi do mnie, to co się dzieje. Wszystko idzie tak szybko, a dodatkowo jednocześnie nagrywamy wspólne utwory z Kajtkiem oraz Zippym. We wrześniu ruszymy razem w trasę koncertową. Można zgubić gdzieś wyjątkowość tej chwili. Grałem niedawno w Katowicach i po koncercie o 5 rano, mówię sobie "kurde, przecież my zaraz gramy na Narodowym". Nigdy bym nie uwierzył, gdyby ktoś mi to powiedział kilka lat temu. Sen stał się jawą.
Ile wyrzeczeń kosztowało cię, by znaleźć się w tym miejscu?
Wiesz co, warto wspomnieć, że to niekoniecznie tylko mnie kosztowało, ale moich rodziców. Stres, zmartwienia, obawy. Czuję, że...
Postawiłeś wszystko na jedną kartę.
Dokładnie. Sam nie wiedziałem, czy to się uda. Po prostu chciałem to wszystko zrobić, bo dawało mi to mega dużo satysfakcji. Nawet ostatnio zastanawiałem się kiedy ten czas minął? Czemu dalej to robiłem? Czemu nie odpuściłem?.
Doszedłeś do odpowiedzi?
Powiem szczerze, że prawdopodobnie nie odpuściłem, bo nie widziałem dla siebie innej opcji. Wydaje mi się, że to kwestia walki o swoje przeznaczenie. To nie jest tak, że jesteś na coś skazany, albo że coś jest ci dane do końca życia. Jeżeli naprawdę czegoś chcesz i jesteś tego pewny, a przede wszystkim sprawia ci to frajdę, to powinieneś po prostu w to pójść.
Rozumiem, że nie miałeś planu B?
Nie, chyba nie miałem. W moich rodzinnych kręgach próbowano namówić mnie do informatyki, ale już się pogodziłem z tym, że nie będę informatykiem. Szanuję absolutnie każdy zawód świata, ale ja po prostu się do tego nie nadaję. Mam za dużo energii w sobie, żeby siedzieć w jednym miejscu.
A jakich zawodów się chwytałeś przed karierą muzyczną?
Oprócz pracy przy montażu scen pracowałem w sklepie, w warsztacie stolarskim, jeździłem do Niemiec, by montować stoiska targowe, wstawiałem okna do salonu samochodowego, działałem na dźwigu a nawet przez chwilę przy szambie.
Brzmisz jak 30-letnia osoba, a masz zaledwie 22 lata.
Co mogę powiedzieć (śmiech). Lubiłem próbować nowych rzeczy. Rzadko byłem uwięzionym gdzieś dłużej niż przez miesiąc.
Można powiedzieć, że przeżyłeś kilka żyć. Nie boisz się, że to które masz obecnie kiedyś zniknie?
Myślę, że każdemu artyście towarzyszą takie obawy, że to, co masz nie będzie trwać wiecznie. Na pewno nie będzie. Wszystko się zmienia i jest płynne. Raz jesteś wyżej, raz jesteś niżej, jednak w branży muzycznej jest mega dużo rzeczy do zrobienia. Jest wiele odnóg, w których można się rozwijać. Możesz robić muzykę, musical tak jak Quebo. Aż ciężko mi wszystko wymienić, bo jest naprawdę dużo rzeczy, w których można rozwijać się w tej branży. Absolutnie nie chcę, żeby to było tylko moje 5 minut, albo w przypadku naszej całej trójki kwadrans, a jeżeli ma to być kwadrans, to chcę z niego korzystać. Razem z innymi finalistami programu Netflixa zapracowaliśmy sobie na to wszystko i mamy odpowiedni mindset, żeby pociągnąć to dalej. Trasa, festiwale, Narodowy, Netflix. Po zakończeniu programu podjęliśmy zawczasu odpowiednie decyzje, które zaowocowały tym, że jesteśmy w tym miejscu.
Życie obróciło ci się o 180 stopni, jeśli chodzi o karierę muzyczną. Czy tak samo było w dzieciństwie, gdy zostałeś zaadoptowany.?
W mojej świadomości od zawsze mam rodziców, którzy mnie kochają i naprawdę poświęcili swoje życia, by uratować piątkę dzieci, może lepiej nie myśleć przed czym. Dzieciaki, które spotkały takie czy inne koleje losu. Moi rodzice naprawdę zjedli sobie na nas zęby, ponieważ wychowali dwóch już dorosłych synów, po czym stwierdzili "no dobra bierzemy piątkę kolejnych". W sumie to był troszkę wypadek, bo chcieli na początku wziąć tylko córeczkę, ale okazało się, że w pakiecie jest jeszcze czterech chłopaków. Oni po prostu nie mieli serca, żeby nas rozdzielić i zostawić. Śmieję się, że poszli na ilość, a nie na jakość.
Czy da się porównać te dwie życiowe zmiany?
Nie porównywałbym absolutnie tych dwóch rzeczy. W drogę muzyczną włożyłem pracę, ale to ile moi rodzice musieli poświęcić jest absolutnie nieporównywalne. Dodatkowo w swojej głowie zawsze miałem rodziców, a nie zawsze miałem karierę muzyczną.
A za dzieciaka marzyłeś o tym, żeby zostać artystą?
Byłem rozrabiaką, dobrze się uczyłem i ogólnie lubiłem chodzić do szkoły. Sprawiało mi to przyjemność. Byłem bardzo pozytywnym dzieckiem. Zawsze czułem w sobie, że lubię mówić do ludzi. Lubię, gdy światła są na mnie. Zawsze chciałem być widziany. Pojawiła się taka opcja jak muzyka, a wychowywałem się na muzyce donGURALesko i Bedoesa. To dla mnie autorytety z dzieciństwa. Tym bardziej cieszę się, że zostałem zaproszony przez tego drugiego na Narodowy, by pomóc w supporcie.
Miałeś wsparcie od rodzeństwa... czy dorobiłeś się scenicznego rodzeństwa w postaci zespoły, który tworzycie z Zippym i Kajtkiem?
Śmiałem się, że mam dwóch kolejnych braci, których poznałem w programie. Wytworzyła się między nami naprawdę szczera i przyjacielska relacja, jednak nasza znajomość zaczęła się jeszcze przed programem. Początkowo Kajtek nie odpisał na moją wiadomość, gdy zaprosiłem go, by się dograł do numeru, a Zippego poznałem w sądzie...
Dlaczego w sądzie?
Byliśmy w poznańskim sądzie, by załatwić formalne rzeczy, które trzeba było zdobyć do programu Netflixa. Czekam na świstek, a za mną widzę Zippego. Zagadałem do niego. Zarówno jedna jak i druga relacja została zainicjowana przed Netflixem, natomiast program bardzo nas zbliżył. Było tam wiele intensywnych emocji. Nikt inny za bardzo nie może się utożsamić z tymi emocjami i z tym, czego tam doświadczyliśmy. Zauważyliśmy, że nasza finałowa trójka ma mega potencjał, by współtworzyć muzykę. Jesteśmy po prostu ziomalami z Poznania.
Historia jak z filmu...
Wiesz, program miał pokazać raperów z całego kraju, potrafiących robić muzykę . W finale były trzy osoby, które są związane z poznańskim rapem. Mam nadzieję, że poznaniacy są lub będą dumni z tego, że to akurat trzech reprezentantów ich miasta zaszła tak daleko i pokazali się bardzo dobrze. Poznań ma ogromny muzyczny potencjał i trzymam kciuki za wszystkich artystów stąd.