Przerażająca codzienność. Średniowieczne leczenie zębów
W średniowieczu ból zęba mógł być początkiem tragedii, a leczenie – wyrokiem śmierci. Zanim pojawiły się znieczulenia, antybiotyki i sterylne narzędzia, każdy, kto siadał na krześle "dentysty", ryzykował nie tylko ból, ale i życie.
Kto leczył zęby w średniowieczu?
Średniowieczna Europa nie znała zawodu dentysty w dzisiejszym rozumieniu. Za leczenie zębów zabierali się cyrulicy, balwierze, a nawet wędrowni kuglarze.
Cyrulicy, którzy łączyli funkcje fryzjera, chirurga i dentysty, byli wszechstronni, ale ich wiedza o anatomii ludzkiej ograniczała się do praktyki i obserwacji. W miastach działały cechy balwierzy, ale na wsiach rolę "specjalisty" pełnił ten, kto miał odwagę i najtwardszą rękę.
Zaczęło się w Biedronce. Akcja 10+10 gratis tylko do 31 października
Narzędzia? Proste szczypce, dłuta, młotki, a czasem nawet własnoręcznie wystrugane patyki. O higienie nikt nie słyszał. Narzędzia były używane wielokrotnie, często bez mycia, co zwiększało ryzyko zakażenia.
Niewyobrażalny ból i ryzyko śmierci
Wyrwanie zęba bez znieczulenia to doświadczenie, które trudno sobie dziś wyobrazić. Pacjent był przytrzymywany przez kilku pomocników, a "dentysta" wyrywał ząb na siłę. Krzyk, omdlenia i szok były na porządku dziennym.
Najgorsze jednak przychodziło później. A wszystko dlatego, iż brak sterylizacji i elementarnej wiedzy o zakażeniach sprawiał, że nawet prosty zabieg mógł skończyć się śmiercią.
Zakażenia, ropnie, zapalenie kości, a nawet sepsa – to powikłania, które zbierały śmiertelne żniwo. W czasach, gdy nie znano antybiotyków, nawet niewielka rana mogła doprowadzić do śmierci w ciągu kilku dni.
Historycy szacują, że śmiertelność po "zabiegach stomatologicznych" sięgała nawet kilkunastu procent. W niektórych kronikach zachowały się opisy, jak całe wsie żegnały się z kimś, kto szedł "leczyć ząb".
Zabobony, magia i rytuały
Ból zęba w średniowieczu był tłumaczony na wiele sposobów, często magicznych. Wierzono, że za cierpienie odpowiadają złe duchy, robaki w zębach lub boska kara. Stosowano amulety, modlitwy, a nawet zaklęcia mające wypędzić "robaka" z chorego zęba.
W niektórych regionach Europy popularne były rytuały polegające na pocieraniu bolącego zęba kością zmarłego lub dotykaniu go świętymi relikwiami.
Nie brakowało też "domowych" sposobów leczenia – od przykładania gorących kamieni, przez wcieranie ziół, po okadzanie jamy ustnej dymem. Często jednak kończyło się to pogorszeniem stanu zdrowia i przyspieszeniem rozwoju infekcji.
Pierwsze próby profesjonalizacji stomatologii
Przełom przyniósł dopiero renesans i powolny rozwój nauk medycznych. W XVI wieku Ambroży Paré, francuski chirurg, zaczął propagować bardziej humanitarne metody leczenia, choć do skutecznych znieczuleń i sterylizacji było jeszcze daleko.
Prawdziwa rewolucja przyszła dopiero w XIX wieku. Wtedy bowiem pojawiły się pierwsze środki znieczulające (eter, chloroform), a także rozumienie roli bakterii w infekcjach.
Wcześniej jednak nawet królowie i arystokraci cierpieli tak samo jak chłopi. Król Ludwik XIV stracił niemal wszystkie zęby w wyniku nieudanych ekstrakcji, a angielska królowa Elżbieta I przez lata ukrywała bezzębny uśmiech za wachlarzem.
Jak daleko zaszliśmy?
Dziś leczenie zębów jest bezpieczne, szybkie i niemal bezbolesne. Nowoczesne narzędzia, znieczulenia i antybiotyki sprawiają, że nawet skomplikowane zabiegi są rutyną. Współczesny dentysta to wykwalifikowany specjalista, a gabinety przypominają laboratoria naukowe.
Jednak strach przed dentystą – choć dziś irracjonalny – ma swoje korzenie w wiekach, gdy ból i śmierć były nieodłączną częścią leczenia.