Rzeszów: Pikieta w obronie edukacji domowej. "Bronimy praw dzieci"

- Edukacja domowa wciąż jest cenzurowana, wciąż jest utrudniania - twierdzi Liliana Wickowska-Maciąg, współorganizatorka protestu.

Przypomnijmy, że rozporządzanie, wchodzące w życie od nowego roku, zakłada ograniczenie finansowania szkół wspierających edukację domową. Nowe prawo oświatowe zakłada, że szkoła otrzyma pełną dotację tylko do 96 uczniów (do tej pory było to 200 uczniów). Każdy kolejny uczeń będzie objęty niższą subwencją.

Pikietujący wierzą, że uda im powstrzymać zmiany.

- Mamy nadzieję, że nasza akcja się rozniesie i uda się zablokować to rozporządzenie - podkreśla Liliana Wickowska-Maciąg.

Halina Polak ma piątkę dzieci. Dla wszystkich wybrała edukację domową.

- Jesteśmy z niej bardzo zadowoleni. Dwójka moich dzieci już jest na studiach - przekazuje kobieta. - Jeśli rozporządzenie wejdzie w życie, wiele rodzin wielodzietnych nie będzie stać na edukację domową. Będą musieli za nią płacić, to znacznie obciąży ich budżet - wskazuje.

Radca prawny Bartosz Opaliński, również korzysta z edukacji domowej.

- Skoro ustawodawca pozwolił na organizację nauki w takiej formie, a wynika to z Konstytucji, to rozporządzenie nie powinno sięgać tak daleko, żeby wypaczać i uderzać w samą istotę edukacji domowej, a w rzeczywistości doprowadzić do eliminacji tej formy nauki - przekazał mecenas.

Jego zdaniem dzieci mają prawo uczyć się tak, aby mieć zapewniony dobrostan emocjonalny.

- Nie jest prawdą, że szkoły, organizujące edukację domową ograniczają się wyłącznie do egzaminów kwalifikacyjnych. Tam są warsztaty, konsultacje, a nauczyciele są zawsze dostępni dla uczniów- wskazuje mec. Bartosz Opaliński. - Dzieci uczące się na edukacji domowej nie są gorsze - dodaje.

Agata Nykiel, dyr. Niepublicznego Zespołu Szkolno-Przedszkolnego oraz Niepublicznego LO w Sołonce w edukacji domowej ma dziesiątki uczniów.

- Dyrektorzy szkół zostali postawieni w bardzo niekomfortowej sytuacji przez rozporządzenie minister edukacji o drastycznym ocięciu subwencji. Będziemy musieli wybierać, które dzieci zostawimy w szkole - wskazała dyr. - Czy dziecko jest kartą przetargową? Numerem PSESEL? Dziecko ma być przenoszone ze szkoły, do szkoły, jak jakiś worek ziemniaków, żeby było taniej? To jest jakiś koszmar - ocenia Agata Nykiel.

Podkarpacki Kurator Oświaty Dorota Nowak-Maluchnik wskazuje, że ciężko jest sprecyzować liczbę dzieci z województwa. W edukacji domowej nie obowiązuje w niej rejonizacja.

- To jest płynne. Co chwilę ktoś chce otworzyć domową szkołę i od razu w statusie szkoły wpisuje, że na wniosek rodzica dziecko będzie mogło odbywać naukę w edukacji domowej. My wtedy zadajemy pytanie, skąd założenie, że wszystkie dzieci, w nowo otwieranej szkole, będą uczyć się w domu? Zgodnie z przepisami, takie założenia być nie powinno - przekazuje kuratorka.

Dorota Nowak-Maluchnik, jako wieloletnia dyrektorka jednej z rzeszowskich szkół, zaznacza, że szkoła to nie tylko nauka.

- To też socjalizacja, wychowanie, nabywanie kompetencji przebywania w grupie rówieśniczej. Czasem uczniowie muszą się pospierać, podebatować. Edukacja domowa takie elementy wyklucza - podkreśla.

Kuratorka wskazuje też rozbieżność wysokich wyników egzaminów końcowych z niskimi rezultatami egzaminów ósmoklasisty, czy matur uczniów na edukacji domowej.

I przekonuje, że szkoły obecnie stawiają na wsparcie.

- Może gdyby uczniowie edukacji domowej zobaczyli, jaka jest współczesna szkoła, pobyć z rówieśnikami, może nie chcieliby już wrócić do nauki w domu? - pyta Dorota Nowak-Maluchnik.