Samobójstwo w Jonestown. Historia sekty Jima Jonesa
18 listopada 1978 roku świat wstrzymał oddech. W dżungli Gujany ponad 900 osób zginęło w masowym morderstwie-samobójstwie, które do dziś budzi grozę i niedowierzanie. Co takiego właściwie się stało?
Narodziny Świątyni Ludowej
Urodzony 13 maja 1931 roku w Indianie Jim Jones już w młodości wykazywał się nieprzeciętną charyzmą. W połowie lat 50. założył własny kościół w Indianapolis, który od początku wyróżniał się radykalnym podejściem do równości rasowej.
W czasach segregacji rasowej, Jones przyciągał Afroamerykanów i białych, tworząc społeczność, która miała być wzorem integracji. W 1960 roku jego zgromadzenie przyjęło nazwę "Peoples Temple" i dołączyło do Kościoła Uczniów Chrystusa, a cztery lata później Jones został oficjalnie wyświęcony.
W połowie lat 60. Jones przeniósł się z grupą wyznawców do Kalifornii, gdzie osiadł w okolicach Ukiah, przekonany, że to miejsce uchroni ich przed nadchodzącą apokalipsą. Szybko zdobył wpływy w San Francisco i Los Angeles, zyskując szacunek polityków, dziennikarzy i tysięcy wiernych. Jego kazania pełne były uzdrowień i "cudów", a wokół niego narastała aura nieomylności.
Ucieczka przed światem
Wraz ze wzrostem popularności pojawiły się pierwsze oskarżenia o oszustwa finansowe, przemoc i wykorzystywanie członków. Jones postanowił uciec przed mediami i rządem USA. W 1974 roku rozpoczął budowę osady w głębi gujańskiej dżungli – Jonestown. Miała to być samowystarczalna, socjalistyczna utopia, wolna od rasizmu i kapitalizmu.
Do Jonestown trafiło ponad 1000 osób, z czego większość stanowili Afroamerykanie z ubogich dzielnic Kalifornii. Osada była odcięta od świata, a Jones kontrolował każdy aspekt życia mieszkańców.
Dostęp do informacji był ściśle ograniczony. Czytano tylko materiały sekty, a kontakt z rodzinami w USA był cenzurowany lub całkowicie zakazany. Praca w upale trwała od świtu do zmierzchu, a za nieposłuszeństwo groziły kary fizyczne i psychiczne.
Psychomanipulacja i terror
Jones stosował wyrafinowane techniki psychologiczne, by złamać wolę wyznawców. Wprowadzał tzw. "emocjonalne blokady", ucząc jak tłumić tęsknotę, gniew i wątpliwości. Regularnie organizował "próby białej nocy" – symulacje masowego samobójstwa, mające przygotować społeczność na "ostateczny akt rewolucyjny". Przekonywał, że świat zewnętrzny to piekło, a jedyną drogą do zbawienia jest ślepe posłuszeństwo jemu samemu.
W Jonestown panował klimat strachu. Donosicielstwo było powszechne, a dzieci uczono lojalności wobec Jonesa ponad rodzinę. Każda próba ucieczki kończyła się surowymi represjami. Osoby, które kwestionowały decyzje przywódcy, były publicznie upokarzane, izolowane lub poddawane przemocy.
Wizyta kongresmena i początek końca
Jesienią 1978 roku do Jonesa zaczęły docierać informacje o planowanej kontroli ze strony amerykańskiego rządu. Rodziny członków sekty alarmowały kongresmena Leo Ryana o nadużyciach, przetrzymywaniu ludzi wbrew ich woli i przypadkach przemocy. Ryan, reprezentujący okręg San Francisco, postanowił osobiście zbadać sytuację i 14 listopada 1978 roku przyleciał do Gujany z grupą dziennikarzy i urzędników.
Początkowo wizyta przebiegała spokojnie. Jones starał się ukryć prawdziwe oblicze osady. Jednak już następnego dnia do Ryana zaczęli zgłaszać się wystraszeni mieszkańcy, błagając o pomoc w ucieczce. 18 listopada podczas przygotowań do odlotu z pobliskiego lądowiska Port Kaituma delegacja Ryana została zaatakowana przez uzbrojonych ludzi Jonesa. W wyniku zasadzki kongresmen oraz czterech innych osób zginęło na miejscu, a kilku zostało ciężko rannych.
Ostatnie chwile Jonestown
Po zamachu na Ryana Jones ogłosił w Jonestown alarm. Przekonywał, że amerykańskie wojsko już zmierza do osady, by wymordować wszystkich mieszkańców. W centralnym pawilonie zebrało się ponad 900 osób. Jones, wspierany przez najbliższych współpracowników, nakazał przygotowanie dużego pojemnika z napojem owocowym Flavor Aid, zmieszanego z cyjankiem potasu, środkami uspokajającymi i lekami psychotropowymi.
Proces podawania trucizny trwał około 45 minut. Najpierw zmuszano rodziców do podania śmiertelnej mikstury własnym dzieciom – zginęło ponad 300 osób poniżej 17. roku życia. Dorośli ustawiali się w kolejce, część wypijała truciznę dobrowolnie, inni byli do tego zmuszani przez uzbrojonych strażników. Odgłosy rozpaczy, krzyki i zamęt zostały zarejestrowane na taśmie magnetofonowej, którą Jones polecił nagrywać do samego końca.
Ci, którzy odmówili wypicia trucizny, byli zabijani zastrzykami lub siłą zmuszani do spożycia napoju. W sumie w Jonestown zginęło 909 osób, w tym sam Jones, który popełnił samobójstwo strzałem w głowę. W tym samym czasie w georgetownskiej siedzibie sekty doszło do kolejnych zabójstw – Sharon Amos zamordowała troje własnych dzieci, a następnie popełniła samobójstwo.
Makabryczne odkrycie i reakcja świata
Następnego dnia na miejsce tragedii dotarli gujańscy żołnierze i amerykańscy urzędnicy. Widok był przerażający – ciała mężczyzn, kobiet i dzieci leżały ramię w ramię na ziemi, wielu z oznakami walki i prób ucieczki.
Wśród ofiar znaleziono także psy i szympansa, maskotkę osady. W dżungli ukrywało się kilkudziesięciu ocalałych, którym udało się uciec podczas chaosu.
Świat był wstrząśnięty skalą tragedii. Jonestown stało się największą celową utratą życia amerykańskich cywilów do czasu ataków z 11 września 2001 roku. Przez wiele dni media relacjonowały makabryczne szczegóły, a liczba ofiar początkowo była niedoszacowana – mówiono o 300, potem 600, aż ostatecznie potwierdzono śmierć 918 osób, w tym ponad 200 dzieci.