Straż Miejska w Rzeszowie skierowała do sądu wniosek o ukaranie właściciela terenu, na którym stoi Pomnik Czynu Rewolucyjnego
Od wielu miesięcy, w Rzeszowie, w samym centrum miasta, stoi pomnik, pokryty piętrzącymi się ptasimi odchodami.
Przypomnijmy, że rok temu teren wraz z pomnikiem został przekazany przez ojców bernardynów w ręce Stowarzyszenia Rodzin Żołnierzy Niezłomnych Podkarpacia, którego prezesem jest Marcin Maruszak. To był cios dla prezydenta Konrada Fijołka, który zabiegał, aby zakon przekazał teren i monument w ręce miasta.
I choć wcześniej pomnik także nie był w najlepszym stanie, to odkąd zmienił właściciela sytuacja pogorsza się z każdym dniem.
Nadzieję na poprawę losu pomnika, dawało wpisanie go do rejestru zabytków, ale odwołanie od tej decyzji konserwatora, złożył właściciel terenu. Na razie Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego odwołania nie rozpatrzyło.
Na piętrzące się odchody, głównie gołębi, nie mogli patrzeć miejscy aktywiści. Jakub Gawron i Patrycja Pawlak-Kamińska postanowili o wszystkim poinformować straż miejską i sanepid. Ale służby nie były w stanie przekonać właściciela terenu, aby go posprzątał.
Po roku proszenia, wniosek o ukaranie
Po roku wezwań na komendę i doręczeń, straż miejska mogła w końcu zrobić coś więcej.
- 4 lipca 2025 r. Straż Miejska w Rzeszowie skierowała wniosek do sądu o ukaranie właściciela terenu Pomnika Walk Rewolucyjnych w zw. z art. 117 paragraf 1 kodeksu wykroczeń - informuje Marek Kruk, zastępca Komendanta Straży Miejskiej.
Wniosek ma liczyć ponad 100 stron.
Obrzydliwe kupy w centrum, grzywna max. 1500 zł
Jakub Gawron jednak nie kryje rozczarowania całą sytuacją.
- Artykuł 117 kodeksu wykroczeń przewiduje grzywnę maksymalnie 1500 zł lub naganę. To prawdopodobnie mniejsza kwota niż ta, którą kebabownia płaci za reklamę ustawioną przy ptasich odchodach i krwawych banerach antyaborcyjnych - zastanawia się aktywista.
Aktywista nawiązuje do komercyjnej reklamy, która stoi na terenie pomnika, ogrodzonym siatką.
Od kilku lat działka jest zabezpieczona, ponieważ nadzór budowlany uznał, że niszczejące elementy pomnika, mają zagrażać życiu przechodniów. To nie przeszkadza jednak w organizowaniu co jakiś czas antyaborcyjnych manifestacji w tym miejscu. Aktywiści pro-life na siatce wieszają swoje bannery.
- Ta sytuacja świadczy o kompletnej słabości polskiego państwa - podsumowuje Jakub Gawron.