Technologie, automaty i roboty. A rolnik i tak musi wstać o 5 rano
W tym artykule:
Dzień pracy gospodarstwa z hodowlą trwa minimum 12 godzin
Automatyzacja w polskim rolnictwie zaczęła już się jakieś 8 lat temu, wskazuje Michał Swędrowski, rolnik z województwa kujawsko-pomorskiego, w którego gospodarstwie robi się mleczne przetwory. Jedni postanowili korzystać z tych udogodnień, inni zostali przy pracy fizycznej.
We dwie na jednej hulajnodze. Oto finał. Boli od samego patrzenia
- Jeśli rolnik został przy pracy fizycznej, tej pracy jest naprawdę ogrom, bo praktycznie jest od świtu aż do samego wieczora. Często słyszymy, że rolnicy po prostu nie mogą się wyrobić w czasie ze swoimi pracami, no i przekładają to potem na dalsze dni.
Wyjaśnia, że automatyzacja w gospodarstwie zajmującym się hodowlą czy uprawami bardzo ogranicza czas ciężkiej pracy fizycznej. - Na rzecz na przykład komputeryzacji, gdzie musimy wpisać dane i kontrolujemy wtedy nasze maszyny, sprzęt pomagający w gospodarstwie.
O której rolnik zaczyna dzień? To zależy, czy dane gospodarstwo ma hodowlę, czy też nie.
- Rolnicy z hodowlą niestety zaczynają bardzo wcześnie. My jeszcze sprzedajemy mleko bezpośrednio z gospodarstwa, czyli w ramach rolniczego handlu detalicznego. Wstajemy gdzieś około godziny 5, nawet przed piątą, potem rozwozimy mleko, zajmujemy się całym harmonogramem dnia w oborze, z naszymi inwentarzem. Staramy się kończyć 17-18, żeby też sobie już odpocząć.
Dzięki nowoczesnym rozwiązaniom praca w gospodarstwie staje się lżejsza fizycznie
Ułatwieniu pracy w gospodarstwie pana Michała i jego rodziny służy np. robot udojowy, więc rolnicy nie muszą już zajmować się dojeniem osobiście i pilnowaniem każdej krowy.
- Krowy doją się 24 godziny na dobę. Po prostu komputer pilnuje, kiedy krowa może wejść do robota, kiedy może się wydoić, kiedy tylko wejdzie po pasze, a kiedy jest skierowana na legowisko. Jest to bardzo duże ułatwienie - tłumaczy Michał Swędrowski. - Możemy skupić naszą uwagę na zdrowiu zwierząt, rozrodzie, no i pilnowaniu wszystkich dookoła warunków.
W gospodarstwie ma łącznie 120 zwierząt, w tym 38 krów dojnych. Nasz rozmówca przyznaje, że coraz trudniej o chętnych do produkcji zwierzęcej na wsi. Branża starzeje się, a młode pokolenie, jeśli w ogóle chce zająć się rolnictwem, to bez hodowli.
- Bardziej to jest nastawienie na ziemię orną, innowacyjny sprzęt. Gospodarstwo jako hodowla, jest to trudny orzech do zgryzienia. Trzeba mieć ukierunkowaną swoją myśl, żeby nie zmieniać swojej koncepcji w trakcie.
Przekonać do hodowli mogą rozwiązania, odciążające rolnika. Poza robotem udojowym, roboty do usuwania obornika, automatyczne zadawanie paszy, paszowóz.
- Możliwości jest bardzo dużo, ale to wszystko kosztuje. Wszystko kosztuje i niestety jest to związane z dużymi wydatkami.
Bardzo małe, ale rolnicy jeszcze widzą światełko w tunelu
Unowocześnianie gospodarstwa to duży wydatek, tymczasem koniunktura w rolnictwie nie sprzyja. Niskie ceny nie tylko nie pozwalają inwestować, ale i wielokrotnie pokrywać bieżące wydatki.
- Optymistycznie mówiąc, gdzieś widzimy jakieś światełko w tunelu, ale naprawdę jest to bardzo malutkie światełko - mówi Michał Swędrowski. I pokazuje, że ograniczone zasoby nie muszą być przeszkodą w zakupach. - Ja w swoim gospodarstwie kupiłem po prostu takiego robota używanego. Nie stać mnie przy moim stadzie na nowego robota w granicach 600 tysięcy, bo to jest naprawdę duży wydatek.
Zaznacza, że takie zakupy trzeba przeliczyć na lata i przede wszystkim na swoje następstwo w gospodarstwie. - Nie robimy tego na 5 lat czy na 10, tylko już robimy z myślą o dalszym pokoleniu.
Czytaj też: Przed nami wielka bitwa o dobrą żywność. Za chwilę już nic nie będzie takie samo
Jakie są dzisiaj nastroje na wsi? - Odkąd pamiętam, nie zdarzyło się jeszcze takiej sytuacji, żeby nagle cała gospodarka branżowa, to znaczy hodowla krów mlecznych, chów trzody, kukurydza, pszenica, nie zdarzyło się, żeby wszystko nagle poleciało na dół.
- Jak do tej pory trzyma się tylko wołowina. Miejmy nadzieję, że nie spadnie. No i cały czas myślimy, że jednak te podwyżki nastąpią. Na tę chwilę jest katastrofa - przyznaje producent rolny.
Czego dzisiaj najbardziej boi się polski rolnik? - Wydaje mi się, że kredytów. Te gospodarstwa, które inwestują w swój sprzęt, w swoją hodowlę, zaciągnęły kredyt. I tego boimy się najbardziej, że nie będzie nas stać za chwilę spłaty rat.
Na koniec jednak dodaje: - My sobie poradzimy. Rolnicy, polscy rolnicy są na pewno w stanie dużo więcej z siebie wykrzesać. Pytanie tylko, czy będziemy kolejny raz oszukiwani na cenach, czy nie.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Strefę Agro codziennie. Obserwuj Strefę Agro!