Piernikarka: Tu zatrzymał się czas. Czy ktoś jeszcze tam zagląda?
W Piernikarce zatrzymał się czas
Piernikarka składa się z sześciu domów, z których dwa wciąż mają w sobie życie - nie w tym sensie, że są zamieszkałe, bo już od dawna nikt tam nie mieszka. Wyłącznie przy dwóch domkach są całkiem zadbane ogródki i świeżo przycięte krzewy. Tylko one zdradzają, że ktoś jeszcze tam zagląda. Reszta budynków powoli wraca do natury - zarasta, gnije, sypie się. Większość z nich nadaje się wyłącznie do rozbiórki.
Agnieszka Żulewska o swoich rolach i serialu "Na Wspólnej". Jest szansa, że do niego powróci?
Jeszcze kilka lat temu było tu więcej śladów życia. Chaszcze przycinano, a na niektórych budynkach wisiały tabliczki "na sprzedaż". Jeszcze wtedy można było żywić nadzieję, że ktoś tu wróci. Nic jednak z tego nie wyszło. Miejscowość wyludniła się z prostego powodu - nie ma tam ani prądu, ani kanalizacji. We "wsi" nigdy nie powstały też kościół czy sklep. Nie było nawet kapliczki. Dodatkowo nie można dojechać tam zwykłą drogą. Szlak prowadzący do Piernikarki jest pełen nierówności, dziur i głębokiego piachu.
"Pustelnik z Piernikarki" - ostatni mieszkaniec zapomnianego przysiółka
W okolicy krążą dziesiątki opowieści o ostatnim mieszkańcu Piernikarki - panu Włodzimierzu. Mieszkał tam sam, kiedy inni już dawno się wynieśli.
W 2003 roku mężczyznę odwiedzili dziennikarze "Gazety Wyborczej". Już wtedy chata, w której mieszkał nie była w najlepszym stanie a codzienność pana Włodzimierza dzisiaj byłaby uznana za survivalowy challenge.
Mężczyzna wyposażony był w trzy miski znajdujące się na ganku. Jedna zbierała wodę do mycia, druga do płukania a trzecia do golenia. W środku roiło się od świeczek, które zapalone dawały jedyne źródło światła. We "wsi" nie było bowiem prądu. Nie było też kanalizacji a wodę do spożycia można było czerpać wyłącznie ze studni. Jedynym - jak to sam określał - luksusem była kuchenka gazowa, na której gotował potrawy i wodę.
Od czasu do czasu "Pustelnik z Piernikarki" udawał się do sklepu, gdzie oprócz żywności kupował bateryjki do swojego radia. To ono było jedynym źródłem informacji pana Włodzimierza. W ten sposób o atakach z 11 września - o których wszystkie światowe media aż huczały - mężczyzna dowiedział się po tygodniu.
- W radiu wyczerpały się baterie, do sklepu nie jeździłem, bo mi nie było trzeba. Gdy wreszcie pojechałem do miasta, dowiedziałem się, że wydarzyła się taka tragedia. Ja tu żyję w innym świecie - opowiadał spotkanym 22 lata temu dziennikarzom.
Warto dodać, że pan Włodzimierz nie spędził całego życia w Piernikarce. Dom, w którym mieszkał został wybudowany w 1903 roku przez jego dziadka. Później mieszkali tam jego rodzice. Mężczyzna mieszkał tam do ósmego roku życia. Wyprowadził się wraz z rodzicami, bo jego ojciec dostał pracę w Szczakowej. Do przysiółka pan Włodzimierz wrócił już jako emeryt. Gdy odwiedzili go dziennikarze "Wyborczej" mieszkał tam już osiem lat i w wolnej chwili zajmował się różdżkarstwem i masażami.
Dziś jego dom jest opuszczony a wejście i okna są zabite deskami. Jeszcze w 2015 roku na ogrodzeniu przy jego domu widniały dwie tabliczki. Jedna z napisem "różdżkarstwo" a druga z ogłoszeniem, że budynek wraz z działką są na sprzedaż. Jeszcze wtedy niektórzy eksploratorzy pokuszali się o wejście do środka.
Dziś Piernikarka to przysiółek widmo
Dziś nikt już w Piernikarce nie mieszka. Od czasu do czasu ktoś zagląda - rowerzyści, turyści, albo właściciele dwóch, może trzech działek, którzy przyjeżdżają tu jak na ogródki działkowe. Miejsce jednak nie walczy o uwagę. Nie próbuje się przypodobać. Po prostu jest. Jakby czekało, aż ktoś się nim znowu zainteresuje albo aż całkiem zniknie.
"Wieś" jest też gratką dla miłośników eksploracji. Na wielu forach internetowych można znaleźć masę zdjęć - nawet z wnętrza znajdujących się tam budynków.