Wałcz: Blisko 25 tys. osób bez dostępu do wody
- Radzimy sobie jak tylko możemy. Beczkowozy dostarczają wodę, ewentualnie pozostają gdzieś dalsze miasta jeżeli chodzi o markety, żeby kupić wodę w większych ilościach, bo tutaj niestety w marketach jest tragedia. Trzeba sobie jakoś radzić. Najwięcej kłopotów w naszym przypadku akurat przysparza nam wnoszenie tej wody na czwarte piętro. No i wiadomo, że jest to trochę uciążliwe. Ja akurat wyjeżdżam i od poniedziałku do piątku jestem w trasie, ponieważ jestem kierowcą zawodowym. Ale zanim wyjadę, muszę żonę zaopatrzyć w wodę tak, żeby starczyło jej na tydzień - mówi nam Marcin, mieszkaniec jednego z wałeckich osiedli.
Pomagają Miejskie Wodociągi i Kanalizacji z Piły, które "po sąsiedzku" dostarczają wodę zdatną do picia (po przegotowaniu). Przy współpracy z wałeckimi wodociągami pilskie MWiK podstawiły w różnych częściach miasta beczkowozy, w których zapas wody jest regularnie uzupełniany. Mieszkańców wspierają też strażacy z jednostek w Wałczu i w Szczecinie - ci pierwsi dostarczają wodę mieszkańcom, drudzy zaopatrują w wodę tutejszy szpital. W akcję włączyło się również wojsko, które także podstawiło swoją cysternę w centrum miasta.
- Łatwo nie jest. Robimy zapasy, bo nie wiadomo, jak długo ta sytuacja potrwa. Ale też nie mamy za bardzo jak tych zapasów zrobić szczerze mówiąc, bo nie mamy tylu butelek i wiader, żeby faktycznie "uzbroić" się w tą wodę. Mamy kilka 5-litrowych baniaków odstawionych na bok na ewentualną tzw. czarną godzinę. A resztę używamy na bieżąco i uzupełniamy wodą z cysterny. Akurat najbliżej mamy do tej podstawionej przez strażaków. I przynajmniej dwa razy dziennie musimy się do nich przespacerować - mówi pani Janina.
Naszej rozmowie przysłuchuje się pan Bogdan, który mówi, że za chwilę "ucieka" z miasta:
- Córka mieszka niedaleko, bo w Pile, więc pakujemy się i do niej jedziemy. Żona jeszcze załatwia jakieś sprawunki. Później wsiadamy w samochód i jedziemy. Wrócimy, jak już wszystko wróci do normy. Mamy dobrze, że oboje jesteśmy na emeryturze, więc nie musimy tu być na miejscu, żeby chodzić do pracy, dlatego możemy sobie pozwolić na to, żeby wyjechać na te kilka dni.
Takiej możliwości nie ma Mateusz, młody tata, który pod beczkowóz podjechał samochodem z kilkoma pustymi 5-litrowymi butelkami na wodę.
- Mamy małe dziecko, więc tej wody potrzebujemy sporo. A i o siebie też musimy zadbać. Żona akurat jest na urlopie macierzyńskim, więc do pracy nie chodzi. Ja muszę, a że pracuje z klientami, to wiadomo, że i umyć się trzeba. Niestety nie mamy nigdzie w pobliżu rodziny. Najbliższa jest na Śląsku. Gdyby było bliżej, to bym spakował żonę i dziecko i zawiózł tam. A ja bym sobie tu radził sam.
Obecnie nie wiadomo jeszcze, jak długo potrwa taka sytuacja. Nieoficjalnie wśród mieszkańców mówi się, że płukanie sieci i usuwanie zanieczyszczeń może potrwać jeszcze kilka dni. Choć i są tacy, którzy słyszeli, że może to zająć nawet do dwóch tygodni. Póki co mieszkańcy niestety muszą uzbroić się w cierpliwość.