Wielkopolskie: Dramatyczny pożar. Straty sięgają 300 tys. zł
W tym artykule:
- Nocny pożar w Węgielni. Dom w płomieniach od fundamentów po dach
- Akcja gaśnicza trwała wiele godzin. Pożar ukryty w ścianach
- Jeden mieszkaniec ranny. Dom nie nadaje się do zamieszkania
- Gmina: "Sytuacja jest pod kontrolą". Poszkodowani otrzymali pomoc
- Kolejne dramaty pożarowe w regionie w ciągu zaledwie kilku dni
Nocny pożar w Węgielni. Dom w płomieniach od fundamentów po dach
Do pożaru, jak wyjaśnia Komenda Powiatowa Państwowej Straży Pożarnej w Nowym Tomyślu, doszło w sobotę, 29 listopada o godzinie 22:20. Na miejsce natychmiast skierowano zastępy z jednostki ratowniczo-gaśniczej z Nowego Tomyśla oraz strażaków ochotników z Bolewic, Miedzichowa, Lwówka, Zębowa, Grudnej i Bukowca. Do działań wyruszył również oficer operacyjny.
Nagrał go i wysłał na policję. Teraz każdy zobaczy, co zrobił kierowca
Po dojeździe służb, jak wyjaśniają służby, sytuacja była już dramatyczna - budynek mieszkalno-inwentarski znajdował się w fazie rozwiniętego pożaru. Mieszkańcy zdołali uciec jeszcze przed przyjazdem strażaków, ratując także konie znajdujące się w przyległej stajni i inne zwierzęta. Płomienie objęły zarówno parter, jak i piętro, gdzie mieszkały dwie rodziny.
Akcja gaśnicza trwała wiele godzin. Pożar ukryty w ścianach
Strażacy, jak wyjaśnia, zabezpieczyli teren, oświetlili miejsce akcji i wprowadzili rotę wyposażoną w aparaty powietrzne oraz linię gaśniczą na I piętro. Jednocześnie rozstawiono drabinę mechaniczną, by podać dodatkowy prąd wody na konstrukcję dachową.
Kiedy wydawało się, że ogień został opanowany, kamera termowizyjna wykazała, że zarzewia ukryły się w ścianach - zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych - oraz nad pomieszczeniami mieszkalnymi. Konieczne było prowadzenie wielogodzinnych prac rozbiórkowych.
- Pożar był bardzo trudny, ponieważ ukrył się w ścianach budynku. Konieczne było rozbieranie konstrukcji, aby dotrzeć do wszystkich zarzewi ognia - tłumaczy mł. kpt. Maciejewski.
Jeden mieszkaniec ranny. Dom nie nadaje się do zamieszkania
Podczas działań, jak wyjaśnia, jeden z mieszkańców doznał urazu nogi. Obecny na miejscu zespół ratownictwa medycznego zbadał poszkodowanego, jednak nie było konieczności transportu do szpitala.
Budynek został poważnie uszkodzony wskutek pożaru. Parter i piętro, na których mieszkały dwie rodziny, są wypalone, zalane i konstrukcyjnie naruszone, jednak ostateczny zakres zniszczeń nie został jeszcze formalnie potwierdzony. Nadzór budowlany, który pojawił się na miejscu, przeprowadził jedynie wstępne oględziny - decyzje dotyczące stanu technicznego obiektu oraz jego przyszłości zostaną podjęte dopiero po sporządzeniu pełnych protokołów.
- Straty oszacowano na około 300 tysięcy złotych, a przyczyna pożaru nadal pozostaje nieznana. Ustala ją policja - tłumaczy Sz. Maciejewski z nowotomyskiej straży.
Gmina: "Sytuacja jest pod kontrolą". Poszkodowani otrzymali pomoc
W tej nocy na miejscu pojawił się wójt gminy Miedzichowo Stanisław Piechota wraz z szefową Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej Hanną Kaczmarek. Jak przekazał w rozmowie z naszą redakcją w poniedziałek, 1 grudnia, gmina od razu zaangażowała się w udzielanie pomocy poszkodowanym rodzinom.
- Cała sytuacja jest pod kontrolą. Byliśmy na miejscu, pomagaliśmy tak, jak było to możliwe, a poszkodowane rodziny otrzymały wsparcie i opiekę - zapewnia Stanisław Piechota, wójt.
W spalonym domu, jak dodaje, mieszkały dwie rodziny: kobieta z partnerem oraz rodzina z czwórką małych dzieci. Małżeństwo z piętra znalazło już dla siebie rozwiązanie i poradziło sobie we własnym zakresie. Natomiast druga rodzina - ta z dziećmi - została zakwaterowana w schronisku w Bolewicku, gdzie ma zapewnione bezpieczne warunki i niezbędną pomoc.
- Dom był ubezpieczony, a my czekamy teraz na wszystkie protokoły. We wtorek, 2 grudnia, przekażemy do wojewody pismo o wsparcie finansowe dla rodziny. Otrzymają też pomoc z Ośrodka Pomocy Społecznej. Będziemy na bieżąco reagować na ich potrzeby - mówi włodarz gminy.
Kolejne dramaty pożarowe w regionie w ciągu zaledwie kilku dni
Pożar w Węgielni to już trzecie tak poważne zdarzenie pożarowe w regionie w ciągu zaledwie kilku dni. Pierwszy dramat rozegrał się w sobotę, 22 listopada, w Nowej Wsi Zbąskiej. Strażacy z OSP jako pierwsi zauważyli płomienie trawiące dom jednorodzinny i natychmiast ruszyli do akcji. Mimo szybkiej reanimacji i transportu do szpitala, 47-letniego mężczyzny nie udało się uratować. Jego rodzice, w wieku 71 lat, trafili do szpitala w Nowym Tomyślu. Tamten pożar wymagał zaangażowania ośmiu zastępów straży pożarnej, a straty oszacowano na około 250 tysięcy złotych. Policja nadal ustala przyczyny tragedii.
Zaledwie trzy dni później, we wtorkowy wieczór, 25 listopada, doszło do kolejnego dramatycznego pożaru - tym razem w kamienicy przy ulicy 17 Stycznia w Zbąszyniu. Ogień pojawił się na pierwszym piętrze i w krótkim czasie odciął mieszkańcom drogę ucieczki. Pięć osób, w tym jedna nieprzytomna, wymagało pilnej ewakuacji. Dwa pokoje spłonęły doszczętnie, a reszta piętra została silnie zaczadzona. Straty wyniosły około 350 tysięcy złotych.