Wieluń: Charytatywny kiermasz ciast w II LO. Zebrano pieniądze
Całkowity dochód z wydarzenia zostanie przekazany na leczenie Mariusza Kościelnego, taty jednej z uczennic, który zmaga się z glejakiem.
- W tych trudnych chwilach cała szkoła - uczniowie, nauczyciele, pracownicy oraz mieszkańcy - połączyli siły, by okazać wsparcie i solidarność. To piękny przykład, że razem można naprawdę wiele - mówi Renata Tatara, dyrektor II LO w Wieluniu.
Po terminie, ale czy niebezpieczne? Oznaczenie ma znaczenie
Mariusz Kościelny ma 44 lata. W sierpniu usłyszał przerażającą diagnozę - guz mózgu, a konkretnie wielopostaciowy glejak IV stopnia. Bardzo złośliwy i agresywny nowotwór mózgu. Walkę o jego życie podjęły żona oraz córki Julia i Zofia. Rodzina nigdy nie prosiła o pomoc, bo zawsze radziła sobie sama. Leczenie glejaka w takim stadium to jednak gigantyczne koszty, a ponieważ stawką jest życie - postanowiły zwrócić się o pomoc.
- Mariusz nie miał praktycznie żadnych niepokojących objawów... Poza jednym - trwające kilka minut mrowienie lewej ręki i nogi, które pojawiło się trzykrotnie. Potem znikało i wszystko wracało do normy. Mąż zaczął szukać przyczyny... Wyniki badań MRI pokazało zmiany w mózgu! To nas zaniepokoiło, ale w najczarniejszych scenariuszach nie przypuszczaliśmy, że to może być choroba nowotworowa... Że mrowienie ręki jest pierwszym symptomem śmiertelnej choroby, że rozpoczyna się walka o życie - mówi żona pana Mariusza.
W pierwszym szpitalu lekarze stwierdzili, że zmiany w mózgu są wynikiem udaru. Mariusz jednak nie miał żadnych innych objawów, więc ciężko było nam uwierzyć w tę diagnozę. Okazało się, że słusznie... Gdyby nie przeczucie i determinacja męża, by odkryć, co mu dolega, zapewne wciąż byśmy tego nie wiedzieli. Mariusz zgłosił się do innego szpitala, gdzie zrobiono mu szereg badań, wykluczono m.in. zapalenie mózgu. Tam wstępnie stwierdzono, że to coś groźnego i wieloogniskowego... Niestety przypuszczenia lekarzy okazały się prawdą. Usłyszeliśmy słowa, których nie spodziewał się nikt - nowotwór mózgu, glejak! - dodaje żona pana Mariusza.
Diagnoza spadła na rodzinę jak grom z jasnego nieba. Jak cios, po którym trudno złapać oddech.
- Nikt nie jest przygotowany na takie słowa... Lekarze patrzyli nam w oczy i kazali się żegnać. Rokowania - najgorsze z możliwych. To był moment, w którym świat się zatrzymał - nagle wszystko, co do tej pory było ważne, przestało mieć znaczenie. Została tylko jedna myśl - to nie może być wyrok, musimy zrobić wszystko, żeby uratować Mariusza! -
Rodzina zaczęła szukać ratunku. I tak trafiła do szpitala uniwersyteckiego w Gdańsku, do profesora Libionki - wybitnego neurochirurga, który operuje najtrudniejsze przypadki guzów mózgu.
- Wcześniej mówiono nam, że guzy w głowie Mariusza są nieoperacyjne... Doktor podjął się jednak operacji wycięcia guza w płacie czołowym - tego, który najszybciej rósł. W końcu los się do nas uśmiechnął - udało nam się wygrać z czasem, wskoczyliśmy na miejsce pacjenta, który zrezygnował, mąż był już operowany miesiąc po diagnozie - dodaje żona pana Mariusza.
Niestety drugie ognisko w głowie jest nieoperacyjne i nie można go wyciąć. Trzeba zrobić wszystko, żeby zniszczyć je leczeniem. Po operacji w Gdańsku Mariusz zaczął chemioterapię i radioterapię w Narodowym Instytucie Onkologii w Gliwicach.
- Wiemy jednak, że to za mało. Szukaliśmy pomocy wszędzie. Dostaliśmy szansę na leczenie w Kolonii - Mariusz został zakwalifikowany do immunoterapii. Niestety, koszt jest ogromny. Nie stać nas na tę terapię. W tej chwili wszystkie środki przeznaczamy na leki i dojazdy na konsultacje i leczenie - wyjaśnia żona pana Mariusza.
Leczenie powinno się zacząć jak najszybciej, bo Mariusz jest w naprawdę dobrym stanie, nie ma żadnych problemów oprócz mrowienia w ręce. Sam się porusza, mówi, jest sprawny.
- Musimy zdążyć przed chorobą, przed wznową i kolejnym atakiem glejaka. W głowie wciąż jest aktywny guz, którego trzeba jak najszybciej zniszczyć. Jesteśmy zmuszeni prosić Was o pomoc. Robimy to wszystko, aby mąż był jak najdłużej z nami, a przede wszystkim z naszymi córkami... Pomoc potrzebna jest natychmiast, bo choroba nie czeka - odbiera nam czas, którego mamy coraz mniej. Boję się każdego dnia, że mogę stracić mojego męża... A przecież Mariusz jest całym światem dla mnie i naszych córeczek. Potrzebujemy go tutaj - zdrowego, uśmiechniętego, obecnego. Nie mogę pozwolić, by choroba nam go zabrała. Dlatego proszę o pomoc - każda chwila ma teraz znaczenie - to apel o każde wsparcie, które wysyła najbliższa rodzina pana Mariusza jego żona i córki.