Zakopane: Nadchodzi inwestycyjny paraliż? Wiceburmistrz uspokaja
W Zakopanem proces planowania dopiero się rozkręca. Choć – jak zapewnia wiceburmistrz Bartłomiej Bryjak – trwają rozmowy z firmą, która ma opracować plan ogólny, umowa formalnie jeszcze nie została podpisana. Wiadomo jednak, że będzie obowiązywała przez 18 miesięcy – co oznacza, że jej zakończenie przypadnie po ustawowym terminie.
Czy zdążymy przed 30 czerwca 2026?
Wiceburmistrz uspokaja: „Nie można z góry zakładać, że firma nie zdąży. Prace planistyczne są już przygotowywane, a plan ogólny ma powstać w przewidzianym czasie”. Równocześnie jednak zaznacza, że termin umowy jest dłuższy niż ustawowy deadline, co budzi pytania, czy gmina nie zostawia sobie furtki bezpieczeństwa na wypadek opóźnień.
Zgodnie z przepisami, jeśli do końca czerwca 2026 roku plan ogólny nie zostanie uchwalony, w rejonach bez miejscowych planów nie będzie można wydawać nowych decyzji o warunkach zabudowy ani uchwalać planów miejscowych. W Zakopanem chodzi o obszary wzdłuż zakopianki oraz okolice ulicy Kościeliskiej.
Co z inwestycjami?
Wiceburmistrz Bryjak przekonuje, że nawet jeśli plan nie powstanie na czas, nie oznacza to całkowitego zatrzymania inwestycji.
– Wszystkie pozwolenia już wydane zachowują ważność. Niektóre inwestycje mogą być realizowane bez przeszkód – podkreśla.
Jednocześnie tłumaczy, że kilkumiesięczne opóźnienie może paradoksalnie przyczynić się do usprawnienia procedur w przyszłości. Nowe przepisy mają bowiem skrócić czas oczekiwania na decyzje administracyjne – dziś wynoszący nawet kilka lat.
– Plan ogólny ma przyspieszyć wydawanie pozwoleń. Finalnie może się okazać, że dzięki temu formalności będą przebiegać sprawniej niż dotychczas – dodaje wiceburmistrz Bryjak.
Mieszkańcy naciskają na zmiany
Zainteresowanie nowym planowaniem przestrzennym jest ogromne. Do urzędu wpłynęło ok. 2500 wniosków o punktowe zmiany w miejscowych planach. To pokazuje, że zarówno mieszkańcy, jak i inwestorzy liczą na większą elastyczność i możliwość zagospodarowania swoich działek.
Jednak – jak podkreślają urzędnicy – bez planu ogólnego żadne zmiany nie będą możliwe. Nawet jeśli gmina nie poniesie za opóźnienie bezpośrednich konsekwencji finansowych, konsekwencje dla lokalnej gospodarki mogą być poważne. W najgorszym scenariuszu – powstanie tzw. „czarna strefa”, gdzie przez wiele miesięcy nie będzie można ruszyć z żadną nową budową.
Czy obietnice zostaną spełnione?
Optymizm władz miasta zderza się z pytaniem, które coraz częściej pojawia się wśród mieszkańców i inwestorów: czy uda się dotrzymać terminu? Z jednej strony urzędnicy przekonują, że działania są już zaawansowane. Z drugiej – dokumenty jeszcze nie zostały podpisane, a zegar tyka.
Dziś pewne jest jedno: tam, gdzie obowiązują miejscowe plany – inwestycje będą kontynuowane. Tam, gdzie ich nie ma – wszystko zależy od sprawności administracji i tempa prac planistycznych. Czy uda się uniknąć inwestycyjnej zapaści? Odpowiedź poznamy dopiero za kilkanaście miesięcy.