Zakopane: Żołnierze odnowili dom sanitariuszki AK. "Wreszcie nie marznę"
Śnieg przykrył ulice Zakopanego, gdy przed domem przy ul. Strążyskiej 14 zebrali się żołnierze, samorządowcy, darczyńcy i mieszkańcy. Wszyscy przyszli tu, by zobaczyć efekt działań, które - jak zgodnie powtarzano - narodziły się "z potrzeby serca".
"To skandal". Nagrała to co działo się przed paczkomatem. Mamy komentarz Inpostu
Budynek, w którym mieszka 99-letnia Barbara Grocholska-Kurkowiak, zyskał nową elewację, ocieplenie, zabezpieczone poddasze, a wkrótce także nową kotłownię gazową. Najważniejsza była jedna myśl: zapewnić ciepło i bezpieczeństwo kobiecie, która podczas Powstania Warszawskiego ratowała życie innym.
- Tutaj wydarzyła się rzecz bardzo duża, bardzo ważna - mówił burmistrz Zakopanego Łukasz Filipowicz, stojąc przed wyremontowanym budynkiem. - Żołnierze wyremontowali ten dom bez pytania, bez oczekiwania czegokolwiek. To była czysta potrzeba działania społecznego. W dzisiejszych trudnych czasach pokazali, że rzeczy niemożliwe są możliwe.
Praca po godzinach, z sercem i determinacją
Dowódca 114. Limanowskiego Batalionu Lekkiej Piechoty, podpułkownik Jan Rosiek, od razu podkreślił, że to nie on powinien stać przed kamerami.
- Bohaterami są żołnierze. Pracowali tu w swoim wolnym czasie, po służbie, bo chcieli. Ale nic nie udałoby się bez firm, które odpowiedziały na nasz apel. To one również są twórcami tego dzieła - mówił.
Przez kilkanaście dni na budowie działał siedmioosobowy zespół terytorialsów. Ocieplili dom z zewnątrz, wykonali nową elewację, zabezpieczyli poddasze. Doprowadzono także gaz - dalsze prace instalacyjne realizują już firmy specjalistyczne.
- Celem było jedno: żeby pani kapitan miała ciepło i żeby czuła się tu dobrze - podkreślał Rosiek.
Żołnierze znają panią Barbarę od kilku lat. Regularnie ją odwiedzają, zwłaszcza przed świętami i ważnymi rocznicami. Wsłuchują się w jej wspomnienia z Powstania - historie, które z roku na rok stają się coraz cenniejsze.
- To ogromna skarbnica wiedzy. Każda wizyta nas pozytywnie ładuje. Wychodzimy stąd z energią, jakiej starczyłoby na pół batalionu - żartował dowódca.
Głos bohaterki: "Marzłam zawsze. Teraz jest ciepło cały dzień"
Po przemówieniach żołnierze i darczyńcy usłyszeli słowa, które wywołały uśmiech na twarzach wszystkich obecnych.
Pani Barbara - pogodna, skromna, jak zawsze uśmiechnięta - podziękowała za pomoc prostymi, ale bardzo poruszającymi słowami:
- My z córką bardzo, bardzo dziękujemy. Jakbyście nam nie pomogli, to... nie ma w ogóle mowy, żebyśmy sobie poradziły. Z całego serca dziękujemy."
A potem dodała, nie kryjąc radości:
- Ja zawsze marzłam. Naprawdę. A teraz mówię córce: "Wiesz co? W ogóle mi ciepło cały dzień!'"
Te słowa wzruszyły zgromadzonych bardziej niż jakiekolwiek oficjalne przemówienie.
Wspólne dzieło: żołnierze, samorząd, darczyńcy
Burmistrz Filipowicz wielokrotnie zaznaczał, że takie inicjatywy nadają sens idei wspólnoty.
- To wielka wartość - że tyle osób wzięło udział w tym przedsięwzięciu. Jedni dali materiały, inni posiłki, jeszcze inni wsparcie techniczne. A żołnierze - swój czas i umiejętności. To pokazuje, że potrafimy się jednoczyć wokół czegoś, co naprawdę ma znaczenie - mówił.
Na tablicy stojącej przed domem znalazły się logotypy firm, które wsparły remont. Burmistrz zdążył im już oficjalnie podziękować w Urzędzie Miasta, ale - jak zaznaczył - "dobrych słów nigdy za wiele".
"Kawał dobrej roboty"
Kiedy briefingu dobiegł końca, ktoś z uczestników rzucił krótkie: "Kawał dobrej roboty" - i trudno o trafniejsze podsumowanie.
Bo ta historia to opowieść nie tylko o remoncie starego domu. To opowieść o pamięci, szacunku i zwykłej ludzkiej dobroci - tej, która nie potrzebuje wielkich deklaracji, tylko decyzji, by zrobić coś dla drugiego człowieka.
Dom pani Barbary Grocholskiej-Kurkowiak znów jest ciepły, bezpieczny i pełen życia. A Zakopane zyskało dowód, że solidarność to wciąż jedno z jego najmocniejszych fundamentów.