Złotoryja: Trzy dni Jarmarku Mieszczańskiego za nami
Zabawa była niesamowita.
Płacisz raz i jesz, ile chcesz. Byliśmy na jarmarku all inclusive w Berlinie
- Mamy ten mistrzowski rekord! - cieszył się Błażej Prus, prezes Vitbisu (producenta bombek), którego wspierał team pracowników. Organizacja eventu odbyła się na mistrzowskim poziomie.
- Cieszę się, że mamy tak wspaniałego partnera - dziękował prezesowi Paweł Kulig, burmistrz Złotoryi, który podczas bicia rekordu oddał ostatnią - 170-tą bombkę.
W niedzielę z kolei królowały świąteczne smaki... Wieprzowina, grzyby, śliwki, czosnek i cebula z tymiankiem oraz majerankiem, a wszystko uduszone w kilogramach kapusty - to przepis na smaczną przekąskę jarmarkową w środku sezonu przedświątecznego. Złotoryjan uraczył nią Jakub Kuroń, zawodowy kucharz i autor książek kulinarnych, który gotowanie ma w genach.
Jakub Kuroń to wnuk Jacka Kuronia, legendarnego opozycjonisty i ministra w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, oraz syn słynnego kucharza Macieja Kuronia. Kontynuuje rodzinne tradycje kulinarne, prowadząc warsztaty i pisząc książki kucharskie. Dziś gotował w złotoryjskim Rynku - kapustę z grzybami. Po raz pierwszy gościł u nas i stał się gwiazdą trzeciego dnia Jarmarku Mieszczańskiego, nie tylko bowiem kucharzył, ale również zabawiał złotoryjan swoimi opowieściami o recepturach kulinarnych i tajnikach kuchni, m.in. związanych z majerankiem. Mieszał wytrwale na patelni warząchwią, komentując, co dodaje i dosypuje do potrawy.
A im dłużej opowiadał, tym na Rynku robiło się aromatyczniej. Kolejka przy stoisku kucharskim robiła się dłuższa, bo nęcące zapachy drażniły zmysły. Bigos nabierał aromatu i koloru, a ludzie przebierali nogami, żeby go spróbować. - Nie mogę się już doczekać tego poczęstunku. Tym bardziej że żona powiedziała, że w domu obiadu dziś nie będzie, więc nie mam co wracać głodny - żartował pan Zdzisław.
Im więcej przypraw trafiało do kapusty, tym coraz dalej roznosił się uliczkami starówki jej aromat. - Szliśmy tym naszym barwnym korowodem za unoszącym się zapachem bigosu - żartował burmistrz Paweł Kulig, który w południe pojawił się w Rynku z grupą rzemieślników w odświętnych strojach. Przyszli w orszaku, celebrując Dzień Kupca Polskiego.
Jarmark Mieszczański, na którym w tym roku otwarto ponad 30 kramów, był po raz drugi sceną tych obchodów.
- To święto przypominające o wielkiej roli handlu i rzemiosła w budowaniu lokalnej społeczności. Złotoryja od wieków była miastem ludzi przedsiębiorczych. Dziś tworzymy nową tradycję: obchodów Dnia Kupca Polskiego właśnie tutaj, podczas Jarmarku Mieszczańskiego. To dzięki wam, kupcom, rzemieślnikom i przedsiębiorcom, Złotoryja tętni życiem i się rozwija. Wasza codzienna praca i zaangażowanie sprawiają, że mieszkańcy mają dostęp do usług i produktów tworzonych z pasją. Dziękuję wam za wkład w życie naszego miasta, za wspieranie inicjatyw społecznych, tworzenie miejsc pracy i pielęgnowanie tradycji, które są fundamentem Złotoryi. Miasto Złotoryja zawsze będzie wspierać lokalnych kupców. Niech nadchodzący czas handlowy przyniesie wam zasłużone zyski i poczucie dobrze wykonanej pracy - życzył kupcom burmistrz.
W uroczystości w Rynku brali udział nie tylko rzemieślnicy ze Złotoryi, ale także z Legnicy i Jawora.
- Z roku na rok jest nas coraz więcej: więcej kupujących, więcej wystawiających, więcej rzemieślników. Rośniemy w siłę. Rzemiosło nie upada, rzemiosło się odradza, czego przykładem jest ta uroczystość - podkreślał Jacek Kamola, starszy Cechu Rzemiosł Różnych w Legnicy, który pogratulował inicjatywy burmistrzowi Kuligowi. - Ja jestem mistrzem w rzemiośle, a pan burmistrz w budowaniu lokalnych partnerstw z rzemieślnikami i cechami ościennymi.
Obchodom towarzyszyła miniwystawa przypominająca blisko 80-letnią tradycję rzemiosła w Złotoryi. Eksponaty pochodziły ze zbiorów Towarzystwa Miłośników Ziemi Złotoryjskiej i Przemysława Markiewicza.
Amatorów gorącego i wytrawnego bigosu nie brakowało. Rozszedł się cały, a porcji było ok. 500. Tacy, którzy wracali po dokładkę, wcale nie byli rzadkością. - Naprawdę dobry - komentowali jedni. - Pyszne! - zachwycali inni. - Smakuje nieźle, ale za 3 dni, jakby się przegryzł, byłby jeszcze lepszy - podsumował z kolei pan Janusz.
Atmosferę świąteczną zagwarantowały w niedzielę nie tylko zdolności kulinarne Kuronia (który na pamiątkę swojej wizyty zostawił dwie książki swego autorstwa z dedykacjami jedną z nich będzie można wylicytować na najbliższym finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy), ale także talenty dzieci z zespołu Złote Nutki, które pięknie zaśpiewały pod starym ratuszem kilka pastorałek i kolęd.
Wielkim zainteresowaniem cieszyło się też stoisko sokolników, na którym prezentowano m.in. kilka gatunków... sów. Ich właściciele opowiadali wciągające historie na temat życia tych ptaków, zdradzając wiele ciekawostek.