HMS Guardian. Największa morska katastrofa przed Titanikiem
W grudniu 1789 roku fregata HMS Guardian uderzyła w podwodną część lodowca na południowym Atlantyku. Porucznik Edward Riou zdecydował się pozostać na tonącym statku z częścią załogi i przez dziewięć tygodni przeprowadził zalany kadłub przez ocean, ratując większość ludzi z pokładu.
Misja zaopatrzeniowa do Australii
Dwumasztowa fregata powstała w 1784 roku i po przebudowie otrzymała zadanie transportu zapasów do australijskiej kolonii. We wrześniu 1789 roku wypłynęła ze Spithead, mając na pokładzie ponad tysiąc ton ładunku – prowiant, lekarstwa, ubrania i żywy inwentarz wystarczający na dwa lata.
Miała czerwone światło. Nie zatrzymała się. Dramatyczne nagranie
Załoga liczyła osiemdziesiąt osiem ludzi, a pasażerów było trzydziestu sześciu. Wśród nich płynęło dwudziestu pięciu skazańców, nadzorca Hamilton Hume oraz kapłan Crowther jadący do Sydney.
Pod koniec listopada statek dopłynął do Przylądka Dobrej Nadziei, uzupełnił zapasy i ruszył dalej na południe. Trasa wiodła przez wody pełne dryfujących mas lodowych z Antarktyki, co stanowiło główne zagrożenie dla żeglugi.
Zderzenie w gęstej mgle
Załoga dostrzegła górę lodową i Riou wysłał łodzie po lód do picia – typowe działanie na długich trasach morskich. Pogoda gwałtownie się zmieniła i mgła całkowicie zasłoniła lodowiec przed wzrokiem żeglarzy.
Statek cofał się, ale zderzenie było nieuniknione – dziób uderzył w podwodny fragment góry. Kadłub pękł na szerokości kilku metrów, a woda zaczęła zalewać wnętrze jednostki z ogromną siłą.
Załoga próbowała zatkać rysy mokrym żaglem, który miał się rozszerzyć i uszczelnić szczelinę. Metoda zadziałała na krótko, lecz napływ wody szybko powrócił i zagrożenie zatonięcia rosło z każdą godziną.
Decyzja o pozostaniu
Gdy statek zaczął się przechylać, ludzie zażądali ewakuacji. Riou wiedział, że łodzie ratunkowe pomieszczą tylko część osób i zezwolił na opuszczenie pokładu, sam jednak ogłosił, że zostaje.
Piętnaście osób wypłynęło jedną łodzią, która ostatecznie dotarła do brzegu. Dwie łodzie z dwudziestoma jednym skazańcami przepadły natomiast bez wieści na oceanie.
Na Guardianie pozostało sześćdziesiąt jeden ludzi, w tym dwudziestu jeden skazańców pomagających w ratowaniu statku. Riou poprowadził zalany kadłub w kierunku Przylądka przez najbardziej wymagające wody południowego Atlantyku.
Tysiące kilometrów na wraku
Przez dziewięć tygodni tonący statek dryfował w stronę lądu bardziej przypominając tratwę niż sprawną jednostkę. Nawigacja wymagała niezwykłej precyzji, bo każdy błąd mógł zakończyć się szybkim zatonięciem całego kadłuba.
21 lutego 1790 roku załoga ujrzała Przylądek Dobrej Nadziei. W marcu, po przepłynięciu tysiąca dziewięciuset kilometrów, Riou wysłał depeszę z zamiarem holowania wraku do zatoki Saldanha.
12 kwietnia sztorm wyrzucił Guardiana na brzeg, gdzie kadłub się przewrócił i rozpadł. Szczątki jednostki rozebrano i sprzedano rok później na licytacji w Kapsztadzie.