Kevin Sorbo jako serialowy Herkules przyciągał przed ekrany. Ma 67 lat
Wcielał się w rolę półboga, był piękny, muskularny i opalony. Kevin Sorbo przez lata wcielał się w serialowego Herkulesa. Jego przygody przyciągały przed ekrany nie tylko nastolatków, ale i dorosłych, w tym panie, podziwiające urodę głównego bohatera. Nie każdy jednak wie, że aktor zmagał się z poważnymi problemami zdrowotnymi. Jak obecnie wygląda 67-latek?
W tym artykule:
Kevin Sorbo jako Herkules
Kevin Sorbo urodził się 24 września 1958 roku w Minnesocie, gdzie też dorastał. Już od dziecka sport nie był mu obcy. W szkole, a potem na studiach grał w koszykówkę, baseball oraz futbol amerykański. Jako dorosły także sporo ćwiczył.
Po studiach wraz z grupą teatralną podróżował po Europie, a następnie poleciał do Sydney, gdzie występował w reklamach. W wieku 28 lat zamieszkał w Los Angeles, tam wciąż grał.
Jego najbardziej rozpoznawalna rola była wówczas jeszcze przed nim. Umięśniony i wysoki aktor był świetnym kandydatem do głównej roli w serialu Herkules, który nagrywano w latach 1995-1999. Z czasem nie tylko grał, ale też współtworzył niektóre odcinki. Występował także w innej znanej serii, czyli w "Xeni: Wojowniczej księżniczce".
Problemy zdrowotne Kevina Sorbo
Wysportowany Kevin Sorbo mógłby wydawać się okazem zdrowia. Niestety, latem 1997 roku, gdy miał zaledwie 38 lat, okazało się, że on także może chorować. W lewym ramieniu oraz dłoni zaczął odczuwać ból, kłucie, a także zimno. Lekarze badali aktora, ale nie sądzili, że objawy mogą wskazywać na coś poważnego. Tłumaczono je niedawnym uszkodzeniem nerwu w łokciu. Aktor kontynuował treningi, aż podczas jednego z nich odczuł piekący ból ramienia. Jeszcze tego samego dnia umówił się na wizytę u kręgarza. Wracając do domu, niewyraźnie widział, dokuczały mu zawroty głowy. Kolejnego dnia miał problemy z chodzeniem i mową. Narzeczona zabrała go do szpitala, gdzie okazało się, że miał tętniaka w okolicy barku. Z tego powodu miał skrzepy i zatory, a trzy z nich trafiły do mózgu. Jak się okazało, przeszedł kilka udarów.
Po wyjściu ze szpitala aktor zmagał się z różnego rodzaju problemami zdrowotnymi i zmęczeniem. Po powrocie na plan "Herkulesa" miał atak lęku. Produkcja starała się ukryć stan aktora, zapraszano do serialu inne gwiazdy i zmieniano w miarę potrzeb scenariusz, a także ograniczono jego dzienny czas spędzony na planie.
Kevin Sorbo, czyli wierzący konserwatysta
Kevin Sorbo wychował się jako luteranin. Od zawsze był wierzący, choć przyznaje się, że jako nastolatek miał pewne wybryki. Co więcej, uważa, że Biblia nie jest w stu procentach dokładna, ponieważ pisali ją ludzie, którzy są omylni.
Aktor nie wstydzi się swojej wiary. Uważa, że Hollywood odwróciło się od niego z powodu wyznawanych wartości, z tego powodu też założył swoją firmę producencką. Nie zamyka się jednak tylko na filmy chrześcijańskie.
- Mój agent i menedżer powiedzieli: "Nie możemy już z tobą pracować z powodu twoich konserwatywnych i chrześcijańskich poglądów". Odpowiedziałem: "Ale to ty jesteś branżą krzyczącą o tolerancję!". Hollywood to hipokryci. Z tymi ludźmi to droga jednokierunkowa. Założyłem Sorbo Studios, bo pomyślałem: kocham tę branżę. Kocham proces twórczy. Uwielbiam pracę z ludźmi po obu stronach kamery - mówił w "Premier Christianity".
Zakochany Herkules - życie prywatne Kevina Sorbo
Po udarach narzeczona Kevina, Sam, była przy nim i go wspierała. Para codziennie rano spacerowała. Aktorowi zajęło około dwóch lat, nim znów poczuł się dobrze w swojej skórze. Sam przekonała ukochanego do psychoterapii.
- Każdy, kto przez to przechodzi, zapyta: "Dlaczego ja?" Albo: "Dlaczego Bóg na to pozwolił?". Chcesz obwiniać wszystkich innych. Moja żona, Sam, twarda nowojorka, odegrała w tym kluczową rolę. Powiedziała: "Spójrz w lustro. Tu jest problem". Dzięki jej irytującemu optymizmowi i ciągłej krytyce mnie za to, że jestem pesymistą, udało mi się wyzdrowieć - zdradził w "Premier Christianity".
Para pobrała się w 1998 roku i doczekała trójki dzieci. Dla aktora rodzina jest niezwykle ważna.
A jak teraz wygląda serialowy Herkules? Dzięki mediom społecznościowym możemy się o tym przekonać!