Bovska: Wszystkie odpowiedzi są w nas, tylko trzeba je usłyszeć

Śpiewa piosenki pop dla wrażliwców. Bo sama też jest taka. Już niebawem ukaże się jej szósta płyta – „Jestem wierszem”. W rozmowie z nami Bovska opowiada jaki wpływ na jej życie duchowe miała walka z niepłodnością.
Bovska Bovska
Źródło zdjęć: © Polska Press Grupa | Włodzimierz Rychliński
Paweł Gzyl
  • Bovska
  • Bovska
  • Bovska
  • Bovska
[1/4] Bovska Źródło zdjęć: Polska Press Grupa | Włodzimierz Rychliński

- Niedawno pojawiłaś się na festiwalu w Opolu w nowej roli - jako prezenterka. Jaki ci się spodobało prowadzenie takiej wielkiej telewizyjnej imprezy?

- To nie był mój pierwszy raz. Zdarzyło mi się kiedyś prowadzić Europejski Stadion Kultury, gdzie miałam też śpiewające wstawki. I przyznam, że nic wcześniej nie było dla mnie tak stresujące, jak właśnie ten event. Przeszłam tam jednak swój prezenterski i telewizyjny chrzest. W Opolu prowadzenie koncertu „Debiutów” nie było moją główną rolą. Dzięki temu nie czułam tak ogromnego stresu. Miałam też na scenie dwójkę pomocników – Tribbsa i Zalię. Odpowiedzialność rozkładała się więc na całą naszą trójkę. Nie mieliśmy ambicji udawać profesjonalnych prezenterów, byliśmy po prostu sobą. Pierwsze koty za płoty i następnym razem będę wiedziała, jak lepiej opanować emocje w takiej roli. Na pewno była to jednak pozytywna i bardzo ekscytująca przygoda.

- Wystąpiłaś też w konkursie „Premier” z piosenką „Dzwonisz” i zgarnęłaś dwie nagrody. Poprzednio byłaś na festiwalu w „Debiutach” w 2016 roku. Warto było wrócić do Opola po niemal dekadzie?

- Warto pojawić się na festiwalu, który odbywa się niemal nieprzerwanie z wyjątkiem jednego roku od 62 lat i układa się w swego rodzaju historię polskiej piosenki. Na pewno w ostatnim czasie funkcja tej imprezy uległa zmianie. Teraz mamy inne czasy i muzyki słucha się też inaczej. Festiwal jest jednak miejscem, gdzie można dla siebie odkrywać nowych artystów. Taką szansę daje przede wszystkim konkurs „Debiutów”. Kiedy zamykam oczy, to dokładnie pamiętam, jak wychodzę w 2016 roku na opolską scenę, aby zaśpiewać „Kaktusa”. Byłam wtedy wyjątkowo zdenerwowana. Teraz poziom mojej tremy był mniejszy, bo umiem ją lepiej kontrolować. Mimo to opolska scena wywołuje wyjątkowo duże emocje. Nosi bowiem w sobie ciężar wielu wielkich artystycznych występów.

- „Dzwonisz” to pomysłowa piosenka o miłości. Cieszysz się, że została wyróżniona właśnie za tekst?

- Bardzo. O ile bowiem ten występ był przedsięwzięciem zespołowym, na które złożyła się praca moich kolegów-muzyków i choreografki, o tyle tekst do piosenki to dla mnie coś intymnego, co tworzę samodzielnie i wychodzi totalnie ze mnie. Jestem jedyną panią słów i nie daję ich nikomu innemu dotknąć. Ale jestem też ich najsurowszym krytykiem. Miałam więc poczucie, że ta nagroda trafia prosto do mnie i tylko sobie ją zawdzięczam. To miłe uczucie, kiedy zostaje się docenionym przez ludzi, którzy w dodatku są specjalistami od słowa.

- Już po Opolu ukazał się już twój kolejny nowy singiel – „Złota sukienka”. Śpiewasz w nim: „Wreszcie to mój czas/ już się nie boję”. Skąd taka mocna deklaracja?

- Pisałam tę piosenkę trochę na przekór sobie samej. Ale bardzo dobrze zgrała się z wydarzeniami w moim życiu. To świadectwo mojego rozwoju osobistego. Ta piosenka mówi, że jak wejdziesz na tę ścieżkę i odnajdziesz siebie, to jest już droga na całe życie. Nie da się z niej zejść. Dlatego śpiewam tu „Buldożerami przekopię granit/ By odszukać to, co chcę”. Choć ta piosenka jest bardzo popowa, a tekst lekki, to ma też ważne przesłanie. Mam nadzieję, że będzie to power song, który doda ludziom to, co mnie – odwagi i wiary, że warto żyć w zgodzie ze sobą i przełamywać swój strach.

- „Złota sukienka” to piąty singiel zapowiadający twoją nową płytę – „Jestem wierszem”. Co oznacza taki poetycki tytuł?

- A jak myślisz?

- Chyba to, że jesteś artystką, która najpełniej wyraża się w słowie – czyli w tekstach swych piosenek.

- Może to dobra odpowiedź? Dużo wyjaśnia tytułowa piosenka z tej płyty, w której portretuję siebie. To bardzo osobista wypowiedź. Dla mnie poezja jest organiczną częścią życia. Nie jest czymś wzniosłym i abstrakcyjnym, ale czymś bardzo codziennym. Jeśli ktoś mnie obserwuje w social mediach, wie o tym, ponieważ codziennie publikuję w nich jakiś wiersz. W ten sposób powstaje swego rodzaju antologia, nietrwała, bo znika po 24h, ale za to codzienna. Robię to, ponieważ poezja karmi duszę: w najlepszy sposób opisuje nasze emocje, łapiąc je pomiędzy słowami. To samo robię w piosenkach. Nie nazwałabym siebie poetką, to by było na wyrost, bo jestem raczej piosenko-pisarką. Na pewno poezja jest ważną częścią mnie, często mnie ratuje, więc postanowiłam nadać tej płycie taki tytuł. Jak pisała Wisława Szymborska: „Jeśli bym była szukana, moje znaki szczególne to zachwyt i rozpacz”.

- Te pięć singli wskazuje, że będzie to bardzo melodyjna i przebojowa płyta. Co o tym zdecydowało?

- Te single są tak naprawdę bardzo różnorodne. „Płonie las”, „Nikt nie płacze wiecznie”, „Tsunami”, „Dzwonisz” i „Złota sukienka” – mamy tu żywe utwory, ale też balladowe. Jeśli chodzi o brzmienie, jest to rozwinięcie tego, co zrobiliśmy z Archie Shevskym na „Dzikiej”. Przede wszystkim są tu akustyczne brzmienia, elektronika stanowi dopełnienie. Tworzę współczesną muzykę pop, ale osadzoną w vintage’owych brzmieniach. Mój sposób śpiewania zmienia się cały czas, więc ta płyta jest trochę inna od poprzednich. Głos to przecież żywy instrument. Dużo jest tam melancholii, jak to u mnie. Mam wrażenie, że z tą płytą zamknęliśmy z Archie’m jakiś etap naszej wypowiedzi. Dlatego czuję, że kolejna płyta będzie dla mnie znów nowym otwarciem, ale najpierw – „Jestem wierszem”.

- No właśnie: „Dziką” i „Jestem wierszem” stworzyłaś ze wspomnianym Archie Shevskym, a wszystkie twoje poprzednie płyty narodziły się dzięki współpracy z Jankiem Smoczyńskim. To dwa różne sposoby tworzenia piosenek?

- Trochę tak. Każdy producent muzyczny ma swój sposób pracy - swoje ulubione narzędzia. Jeśli chodzi o „Jestem wierszem”, to wiele piosenek napisaliśmy z Archie’m w bardzo organiczny sposób – czyli po prostu biorąc instrument i razem grając i śpiewając. To najbardziej mi dzisiaj odpowiada. Mówi się, że najlepsze piosenki to takie, które da się zagrać i zaśpiewać tylko z gitarą lub przy pianinie. I to prawda. Tak właśnie jest też z naszymi nowymi utworami.

- Podczas jesiennej trasy koncertowej będziesz je jednak wykonywać z całym zespołem. Na razie zapowiedziałaś trzy klubowe występy – w Krakowie, Warszawie i Poznaniu. Cieszysz się na nie?

- Bardzo! Teraz jest naprawdę ciężko zorganizować klubową trasę. Ludzie przyzwyczajeni są do darmowych występów na świętach miast czy na festiwalach. To, że ktoś chce przyjść i posłuchać mojej muzyki w klubie, kupić bilet i poświęcić mi swój czas, to dla mnie największa nagroda, którą mogę dostać od swojego odbiorcy. To też najintymniejszy sposób spotkania z widzem – mój ulubiony. I szczerze mówiąc liczę, że uda nam się wyprzedać te koncerty. Ciszę się, że zagramy je niemal w momencie wydania płyty. Ludzie nie będą znali jeszcze wszystkich moich nowych piosenek, więc będzie to dla nich także niespodzianka – jak podróż w nieznane. Oczywiście nie zostawię fanów bez utworów, które lubią najbardziej. Teraz jestem właśnie na etapie przygotowywania tych koncertów. Będziemy mieć też próby z chłopakami, jestem więc bardzo podekscytowana. Przed nami jeszcze dużo pracy, aby wszystko przygotować także wizualnie. Chcę, aby mój koncert był doświadczeniem. Doznaniem. Na to na pewno możecie liczyć.

- Nagrałaś aż sześć płyt w dziewięć lat. Ciągle masz w sobie duży głód tworzenia?

- Ogromny. To jest ścieżka mojego życia i podstawowa działalność, którą zajmuję się w życiu. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nagle przestać śpiewać i pisać piosenki, czy przestać rysować i malować. To moje życie.

- Od początku łączysz śpiewanie z rysowaniem, malowaniem i grafiką. W czym się dzisiaj bardziej spełniasz?

- Ostatnio mocno zdałam sobie sprawę, że najważniejsze jest w mojej twórczości słowo. Wszystko wychodzi od niego. To myśl, idea i słowo zamieniają się w piosenkę, bo przecież musi ona posiadać tekst. Podobnie rzecz się ma z wszystkimi moimi wizualnymi produktami. Choć jestem grafikiem, samo projektowanie nie jest moim ulubionym zajęciem. Robię to, ale wolę się zajmować rysowaniem i malowaniem. Tworzę te rysunki i obrazy w cyklach, które są związane z symbolami, a one przecież biorą się ze słowa i znaczeń, których szukam. Łączą się z piosenkami. To wszystko jest więc powiązane i jedno wypływa z drugiego. Zmieniają się tylko narzędzia. Kiedy masz więcej możliwości, którymi potrafisz operować, to robisz raz to, raz tamto i to jest bardzo fajne, bo daje pewien rodzaj wytchnienia i odmiany. Poza tym muzyka powstaje zespołowo, a rysowanie czy malowanie to samotna praca. To też ma znaczenie.

- W muzyce wyrażasz inną sferę swej osobowości niż w plastyce?

- Myślę, że wychodzi to z tego samego źródła. Mam wrażenie, że im jestem starsza, tym bardziej spójny staje się mój przekaz, bo tym bardziej staję się sobą. Zdejmuję z siebie kolejne warstwy tego, co świat na nas nakłada lub co sami na siebie nakładamy przez lata. To może brzmi banalnie, ale chodzi tu jakiś rodzaj autentyczności. To trochę tak, jak obieranie cebuli, kiedy zdejmuje się jej kolejne warstwy aż dochodzi do wnętrza. Podobnie jest ze mną.

- Weszłaś szturmem na polską scenę w 2016 roku z szalenie popularną piosenką „Kaktus”. Dziś wideo do niej w YouTubie ma 30 mln wyświetleń. Jak tworzy się taki internetowy viral?

- Chciałbym to wiedzieć. Nie mam na to recepty. Nawet nie wiem czy dzisiaj „Kaktus” stałby się viralem. To było jednak wspaniałe – bo to przecież moja debiutancka piosenka. Myślę, że miałam po prostu dużo szczęścia. Zresztą nie robiłam tej piosenki po to, by miała tyle wyświetleń, ale totalnie dla funu. I wydaje mi się, że to jest jej największa wartość. Do dziś pamiętam, jak weszłam z nią do studia Janka Smoczyńskiego i jak wielką frajdę sprawiało mi jej śpiewanie.

- W przyszłym roku minie dziesięć lat od twojego debiutu.

- Planujemy z tej okazji małe świętowanie. Zobaczymy jak to się poukłada w czasie. „Kaktus” na to zasługuje, aby odbył się taki wyjątkowy koncert. Tym bardziej, że już w ogóle nie gramy innych piosenek z mojej debiutanckiej płyty. Można by więc je na nowo zaaranżować. Chciałabym też, żeby „Kaktus” ukazał się na winylu, bo do tej pory nie doczekał się takiej wersji. Wszystkich fanów proszę zatem o uważność w 2026 roku.

- Nie znudziło ci się jeszcze wykonywanie tej piosenki na koncertach?

- Nie. Bo jestem za nią mega wdzięczna. Ona pozwoliła mi zaistnieć na rynku muzycznym. I ta wdzięczność przeważa nad jakimś rodzajem zniecierpliwienia czy znudzenia. Na szczęście potem też udało mi się zrobić inne piosenki, o które ludzie proszą, jak „Ziemia mi się pali” czy „Dzika”. Ale wiem, że „Kaktusa” będę zawsze śpiewać. Wciąż jestem dumna z tej piosenki.

- Twoim znakiem rozpoznawczym stały się inteligentne teksty. Jak one powstają?

- Najczęściej późno wieczorem, bo coś mnie gniecie i nie mogę zasnąć, wtedy jest taki stan umysłu, że ma się dostęp do swej podświadomej części. Zresztą myślę, że generalnie pisanie piosenek bierze się właśnie z tego miejsca. Lubię przyjeżdżać do studia z białą czystą kartką, żeby otworzyć się na cały ten proces. Bardzo się cieszę, że Archie też to lubi, bo możemy się wzajemnie inspirować pisząc. Na pewno jednak zawsze wiem o czym chciałabym, żeby była dana piosenka, chociaż czasem ona sama kieruje mnie w inną stronę. Często poprawiam tekst wiele razy, czasem wyrzucam go i piszę na nowo, bo coś się nie zgadza. Kiedy melodia i tekst się ze sobą splotą, wtedy zaczyna się łatwiej pisać. Czasem jest taka muzyka, że wyraża coś konkretnego i sama się prosi o jakiś tekst. Wtedy praca polega na znalezieniu tej emocji. Gdy ją odnajdę, to ona mnie prowadzi. Poza tym mam dużo notatek zapisanych w telefonie, które są zaczynami piosenek. Czasem je przeglądam i szukam jakiegoś punktu zaczepienia, z którego potem wyrasta cała reszta.

- W jednym z wywiadów powiedziałaś: „Piosenka nie jest tylko po to, żeby było nazbyt intelektualnie”. To dlatego ostatnio stosujesz mniej metafor i twoje teksty są bardziej bezpośrednie?

- Są bardziej bezpośrednie, bo przestałam się bać. Niedawno po bardzo długiej przerwie znowu posłuchałam swoich trzech pierwszych płyt i spojrzałam na nie z dystansem. I zrozumiałam, że te metafory, które stosowałam, brały się stąd, że trochę bałam się mówić wprost. Ale jednocześnie podobała mi się ta zabawa słowem, bo za pomocą metafory można naprawdę dużo powiedzieć. Czyli dobra metafora nie jest zła. Piosenka jest abstrakcyjną formą, która funkcjonuje w czasie. Dla mnie ważne jest napięcie emocjonalne i myśl zawarte w tekście. Moja odwaga, otwartość, to, kim się stałam, jak bardzo się zmieniłam jako osoba w ciągu tych prawie dziesięciu lat, sprawia, że moje teksty są dziś inne i ja im dałam na to przyzwolenie.

- Przy okazji premiery „Dzikiej” powiedziałaś: „Dzięki nowym piosenkom mogłam dotrzeć w głąb siebie”. Ta płyta była dla ciebie pod tym względem przełomowa?

- Tak. Ta płyta była takim momentem, kiedy pomyślałam, że dokonała się we mnie jakaś przemiana, ale tak naprawdę to chyba ten proces dopiero wtedy się zaczynał. „Dzika” jest tego świadectwem. Zresztą trochę jak każda moja płyta. Najpierw piszę piosenki, potem je śpiewam i kiedy je wielokrotnie wykonuję, one docierają do mnie w coraz to nowy sposób. Bardzo też lubię, kiedy ktoś słuchając mojej piosenki, nadaje jej własny sens i kontekst, taki, na jaki sama bym nigdy nie wpadła, bo nie mam takich doświadczeń jak ta osoba. Wtedy myślę, że taka piosenka ma coś uniwersalnego, a taka sztuka jest jedyną, która przetrwa próbę czasu.

- „Dzika” była poświęcona kobiecości. Dlaczego kobiecość z skojarzyła ci się dzikością?

- Było to zainspirowane moimi lekturami. Mam tu na myśli dwie książki – „Czuła przewodniczka. Kobieca droga do siebie” Natalii De Barbaro oraz „Biegnąca z wilkami” Clarissy Pinkoli Estes. Ta druga towarzyszy mi od 10 lat: jej autorka jest antropolożką, która zbadała mity z różnych stron świata, pokazując pewne mechanizmy funkcjonowania naszej psychiki poprzez opowieści i archetypy. Jednym z nich był archetyp Dzikiej – i był mi on potrzebny do przebudzenia się. By na nowo poznać siebie. Odkryć tę część, która była uśpiona. To był trudny czas głębokiej pandemii, wydałam wtedy płytę „Sorrento” i to mi bardzo podcięło skrzydła. Był nawet taki moment, że przestało mi się chcieć cokolwiek robić. Pierwszy raz zdarzyło mi się coś takiego w życiu. To był depresyjny stan i było to dla mnie trudne. Szukałam więc jakiejś drogi wyjścia z tej sytuacji. I właśnie to odkrycie w sobie Dzikiej, zdefiniowanie jej, pomogło mi na nowo siebie ukonstytuować i budować.

- Utwór „Wielka cisza” z „Dzikiej” opowiada o twoim zmaganiu z niepłodnością. Trudno zamienić tak intymne doświadczenia na piosenkę?

- Ta piosenka opowiada o burzy emocji, jaka we mnie się wtedy rozgrywała. Śpiewam tam: „I czasem już nic nie rozumiem/ Bo za dużo czuję”. Jest taki wiersz Kazimierza Dąbrowskiego – „Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi”. I „Wielka cisza” jest właśnie o przeżyciach osoby, która ma wysoką wrażliwość. Że w pewnym momencie jest za dużo wszystkiego i nie wiesz co jest prawdą w tobie, a co nią nie jest. Ale piosenka jest jak drzwi do domu – kiedy ją słuchasz, otwierasz te drzwi i wchodzisz do pokoju, gdzie jest cała kolejna warstwa historii. Jedną z nich jest teledysk do „Wielkiej ciszy”, który nie jest stricte ilustracją tekstu, ale jej dopełnieniem. I właśnie ten teledysk jest o mojej walce z niepłodnością. To chciałam w nim powiedzieć i stał się on rodzajem manifestu dla ludzi, którzy się mogli z nim zidentyfikować. To reżyserka Magda Zielińsk namówiła mnie, by wspólnie stworzyć ten wyjątkowo ważny klip.

- Na pewno duże znaczenie miał fakt, że udzieliłaś w tamtym czasie głośnego wywiadu, w którym opowiedziałaś o swych problemach z in vitro. Warto było się tak publicznie odsłonić?

- Byłam wtedy w takim momencie życia, że wiedziałam, iż mogę się podzielić moją historią. Miałam taką potrzebę, ponieważ ukrywanie tego było dla mnie coraz trudniejsze. Ja nie jestem osobą, która lubi tłumić w sobie emocje, dlatego to był dla mnie wielki ciężar. Czuję się przy tym na tyle świadoma i ufam sobie na tyle, że wiem co powiedzieć by nie przekraczać swojej granicy, nie opowiadam o szczegółach tego procesu. Za to w necie jest wiele dziewczyn, które to robią i myślę, że to bardzo wspierające dla kobiet, które mają podobne problemy. Podziwiam je bardzo za tę odwagę. Mam potrzebę mówienia o rzeczach ważnych i pomyślałam, że jeśli cokolwiek mogłoby być moją misją społeczną, to pokazanie ludziom, że in vitro nie jest czymś wstydliwym i nie stanowi tematu tabu. O tym można, a nawet trzeba, normalnie rozmawiać. W Polsce ten temat dotyka 1,5 mln par. To wszystko działo się wtedy, kiedy władzę sprawowali ludzie, którym nie po drodze było z tym tematem. Niestety: proces in vitro ciągle jest nierozumiany i ludzie upatrują w nim niemal piekielnych konszachtów. Tymczasem jest to jak na razie jedyna skuteczna metoda leczenia niepłodności.

- Na pierwszej płycie śpiewałaś w pomysłowy sposób o swej relacji z Bogiem. Wiara nadal porządkuje twój świat?

- Nie. To prawda: na pierwszej płycie większość piosenek jest o mojej relacji z Bogiem, ale były one tak napisane, że można je było odczytywać, jakby dotyczyły relacji między dwojgiem ludzi. Teraz jestem już w zupełnie innym miejscu i odeszłam od tego. Trudno mi o tym mówić. Nie chcę też nikogo urazić. Każdy jest wolny i może wierzyć w co chce. Dla mnie było to jednak w jakiś sposób ograniczające. Oczywiście zaczęło się od in vitro, bo nie jest to metoda akceptowana przez Kościół katolicki. A ja nie potrafiłam się na to zgodzić. Kościół robi dużo dobrego dla wielu społeczności, jednak sposób myślenia, który narzuca, utrudniał mi znalezienie odpowiedzi na wiele pytań dotyczących mojej tożsamości. Uznałam, że to coś niedobrego dla mnie i oddaliłam się.

- W latach 80. na kontrkulturowej scenie modne było powiedzenie: „Jezus - tak, Kościół - nie”. Podpisałabyś się pod nim?

- Chyba nie chciałabym tego tak mocno stawiać. Ja znam niezwykle wartościowy Kościół, bo wywodzę się z dominikańskiego środowiska, które niesamowicie wspiera ludzi. To nie jest ten instytucjonalny Kościół, który robi ludziom wiele krzywdy. To tak samo jak z tym, że nie podoba mi się polityka naszego państwa w jakichś dziedzinach, ale nie wypisuję się z Polski, dalej chcę tu mieszkać. Rozumiem więc, że ktoś decyduje się być w Kościele, choć nie zgadza się z wszystkim, co w nim jest. Nie wypisałam się z Kościoła w sposób formalny. Patrzę teraz na to z boku i kibicuję wszystkim, którym Kościół jest potrzebny. Ale mnie tam nie ma. Niemniej jednak życie duchowe, które prowadzę, jest kluczowym i ważnym elementem mojej rzeczywistości.

- Pociągają cię inne duchowości? Choćby wschodnia?

- Tak. Chociaż powiedziałabym, że są to raczej filozofie niż duchowości. Zgłębiam je obecnie, choć tak naprawdę robiłam to od zawsze. To było więc we mnie. Ale teraz nie muszę się zamartwiać, że grzeszę, bo uprawiam jogę. A robię to od liceum. Najważniejszą ścieżką, która prowadzi do samopoznania jest dla mnie teraz integrowanie cielesności i duchowości. Bardzo wiele dowiedziałam się bowiem o sobie poprzez pracę z ciałem. Interesują mnie różne sposoby myślenia o duchowości i uważam, że to niesamowicie ciekawe. Również jak to wygląda w chrześcijaństwie. Lubię o tym czytać, zastanawiać się i prowadzić rozmowy - to bardzo poszerza perspektywę.

- Niebawem twoje czterdzieste urodziny. Niespełna dekadę temu, kiedy skończyłaś trzydziestkę, powiedziałaś w jednym z wywiadów: „Dojrzałość jest fajna”. Podtrzymujesz?

- (śmiech) Boże, jakim ja wtedy byłam dzieciakiem! Ale tak – podtrzymuję. Szczerze powiedziawszy nigdy nie miałam takiego poczucia, że chciałabym wrócić się w czasie. No chyba, że mogłabym zachować to, co mam obecnie w środku. Bo lubię tę obecną Magdę zdecydowanie bardziej niż tamtą. Ponieważ boi się zdecydowanie mniej rzeczy, jest bardziej świadoma, na nowo dowiaduje się co lubi i czego potrzebuje. Ludzie odkrywają to w bardzo różnym wieku, niektórzy nazywają to kryzysem wieku średniego. Bierze się on stąd, że uświadamiamy sobie swoją własną śmiertelność. A ja pamiętam jak dziś, że siedziałam przy pianinie w liceum i uświadomiłam sobie, że umrę – że mnie nie będzie i nawet nie będę wiedziała, że mnie nie ma, bo mnie nie będzie. Memento mori – poczucie własnej śmiertelności - towarzyszy mi od bardzo dawna. Miałam tylko bardzo różne fazy: najpierw totalnego buntu, potem zwrócenia się w kierunku Boga, a teraz – zwrócenia się ku sobie. Bo wszystkie odpowiedzi są w nas, tylko trzeba je usłyszeć. To zajmie mi pewnie następne 20 czy 30 lat. Choć oczywiście nie wiem, ile pożyję, ale mam nadzieję, że jak najdłużej. (śmiech)

Wybrane dla Ciebie

Wsiadł za kierownicę pijany, po narkotykach i złamał trzy sądowe zakazy. Audi wylądowało w rowie
Wsiadł za kierownicę pijany, po narkotykach i złamał trzy sądowe zakazy. Audi wylądowało w rowie
Dobre wieści dla bydgoskiej Diakonii Ruchu-Światło Życie. Jest projekt rozporządzenia
Dobre wieści dla bydgoskiej Diakonii Ruchu-Światło Życie. Jest projekt rozporządzenia
Szpital Narutowicza w Krakowie ma nową szefową do czasu rozstrzygnięcia konkursu
Szpital Narutowicza w Krakowie ma nową szefową do czasu rozstrzygnięcia konkursu
Miliony na psychiatrię dzieci i młodzieży w szczecińskich Zdrojach
Miliony na psychiatrię dzieci i młodzieży w szczecińskich Zdrojach
Najstarszy maturzysta w Polsce z Honorowym Świadectwem Dojrzałości
Najstarszy maturzysta w Polsce z Honorowym Świadectwem Dojrzałości
70-latek wjechał w witrynę apteki. Policjanci skierowali go na badania kontrolne
70-latek wjechał w witrynę apteki. Policjanci skierowali go na badania kontrolne
Kalisz: bezpłatne badania skóry w ramach ogólnopolskiej akcji
Kalisz: bezpłatne badania skóry w ramach ogólnopolskiej akcji
Pies policyjny znalazł 350 gramów narkotyków w powiecie choszczeńskim
Pies policyjny znalazł 350 gramów narkotyków w powiecie choszczeńskim
Grand Prix Malborka na kąpielisku. Bardzo dużo zespołów w pierwszym turnieju
Grand Prix Malborka na kąpielisku. Bardzo dużo zespołów w pierwszym turnieju
Granty na przedsięwzięcia kulturalne promujące Województwo Łódzkie
Granty na przedsięwzięcia kulturalne promujące Województwo Łódzkie
Remonty w Zgierzu. Kolejne ulice czeka przebudowa
Remonty w Zgierzu. Kolejne ulice czeka przebudowa
Zatrzymanie w Ursusie: auto uderzyło w nieoznakowanego busa
Zatrzymanie w Ursusie: auto uderzyło w nieoznakowanego busa