Toruń: Deszcze niespokojne, czyli gdzie czaiły się płanetniki? Felieton prof. Violetty Wróblewskiej
I tak wrzesień serwuje raz słońce, raz deszcz, czasami dorzuca na pocieszenie tęczę, a bywa, że nawet dwie, i znów deszczem kropi albo zalewa. Idealnie pasuje w takich okolicznościach piosenka Agnieszki Osieckiej z popularnego niegdyś serialu "Czterej pancerni i pies" (w reżyserii Konrada Nałęckiego), a śpiewana przez Edmunda Fettinga: "Deszcze niespokojne potargały sad, a my na tej wojnie ładnych parę lat". Jakże na czasie słowa, gdyż i deszcze niespokojne, i wojna w Ukrainie trwa, a końca nie widać. Jej skutki nieustannie odczuwamy i to w różnej formie. Przykładem pojawienie się ostatnio w naszej przestrzeni powietrznej dwudziestu jeden rosyjskich dronów, które naruszyły państwowe granice Polski. Niby nic, a jednak - obiekty latające, może testujące, sprawdzające naszą gotowość? Prowokacja? Trudno uwierzyć, że to przypadek, pomyłka, zwłaszcza że jeden dom w wyniku tego bezprecedensowego ataku został uszkodzony. Poczucie bezpieczeństwa obywateli spada, poziom dobrego nastroju też. To nie tylko wojna naszych sąsiadów, to także nasza wojna, graniczymy przecież z państwem, które podlega bezpośrednim atakom agresora. Robi się więc niespokojnie. Strach w niebo spoglądać.
To już lepiej jak w przeszłości straszyły z powietrza nie rosyjskie drony, z deszczem niemające, jak sądzę, nic wspólnego, lecz ludowe płanetniki, których nazwa pochodzi od słowa "płaneta", czyli chmura (burzowa). Uaktywniały się te latające istoty właśnie w porach deszczowych i grasowały po niebie, przetaczając chmury z miejsca na miejsce i sprowadzając opady o różnym stopniu intensywności. Ze względu na miejsce oraz sposób działania zwano je także chmurnikami bądź obłocznikami. Raz płanetnikiem miał być demon, istota z zaświatów, a niekiedy człowiek o nadprzyrodzonych właściwościach buszujący w obłokach (może stąd wyrażenie odnoszące się do marzycieli - "bujać w obłokach"?). Na co dzień prowadził żywot zwykłego obywatela, sąsiada, tyle że pochmurnego, a po godzinach potrafił niespokojne deszcze wzmagać. Jak złośliwy, to i intensywne ulewy sprowadzał, które niszczyły po drodze wszystko, co się da.
Niewykluczone, że właśnie w Toruniu taki obłocznik się pojawił i to za jego sprawką sufit w jednej z toruńskich galerii handlowych się zawalił, podobno nie naruszając konstrukcji dachu. Ale kto wie, co się rzeczywiście stało. Jak tak rzęsiście leje i leje, z niewielkimi przerwami, wszystko wodą nasiąka, przesiąka, to i o katastrofę budowlaną nietrudno. Przykre zdarzenie, ale ważne, że ofiar nie ma. Deszcz to deszcz. Chmurnik to chmurnik. Na jego demoniczne wybryki w chłopskiej tradycji jedynie czarownik potrafił zaradzić, dokonując swoistego uziemienia intruza poprzez wbicie w ziemię długiego noża, który działał niczym magiczny piorunochron, a może raczej deszczochron, o czym przekazy dawne donoszą.
"Raz lał ciągle deszcz, i ludzie trapili sie bardzo i narzekali na płanetnika, co w powietrzu przelatywał przez wieś. Chodzili do starego czarownika i prosili go, żeby ściągnął płanetnika z nieba na ziemię. Czarownik kazał sobie przynieść wielki, długi nóż, wyjął go z trzonka i wepchnął do ziemi. Gdy nadeszły do wsi chmury, co znowu niosły na sobie tego płanetnika, a ten płanetnik poczuł, że czarownik chce go ściągnąć na ziemię, zaczął się tak ciskać po chmurach, że aż zaczęły pękać. Ale czarownik nie chciał wyjąć noża, i płanetnik spadł na ziemię, a taki był rozgniewany, że się wrył do ziemi i przeszedł na drugą stronę. Zaraz wypogodziło się na niebie i przestało lać". (S. Udziela, "Świat nadzmysłowy ludu krakowskiego mieszkającego po prawym brzegu Wisły", "Wisła" 1898, t. 12, s. 603 - pisownia uproszczona). Ale czy to prawda, trudno dociec, zawsze jednak spróbować można. Nóż wbić w ziemię, to niczym topór wojenny zakopać, zaś o spokój i pokój zwłaszcza teraz warto zabiegać wszelkimi metodami. Może wojny w Ukrainie magicznym gestem nie powstrzymamy, ale chociaż pochmurny sąsiad się uśmiechnie, pytając, dlaczego wbijamy nóż w trawnik za blokiem? Będzie okazja na nową znajomość i kawę w sympatycznym, jak się zapewne okaże, towarzystwie. Na szarugi deszczowe najlepszy przecież drugi człowiek - można powspominać, ponarzekać, pokomentować, pośmiać się, pomilczeć, nawet na spacer się wybrać, najlepiej pod kolorowym parasolem. A i deszcze niespokojne kiedyś przestaną targać światem. Taka przecież kolej rzeczy. Wojna też się skończy, a wtedy ukraińscy obywatele będę mogli wrócić do swojej ojczyzny, jak w przywołanej już piosence: "Do domu wrócimy, w piecu napalimy, nakarmimy psa. Przed nocą zdążymy, tylko zwyciężymy, bo to ważna gra". Póki co, dbajmy o siebie, ale bądźmy otwarci na innych - wspierajmy, pomagajmy i nie dajmy się deszczom niespokojnym...