68 lat życia, 55 lat na scenie. Edward Linde-Lubaszenko
Edward Linde-Lubaszenko to postać, której życiorys mógłby posłużyć za scenariusz kilku filmów - i to takich, które widzowie oglądaliby, wstrzymując oddech. Urodzony kilka dni przed wybuchem II wojny światowej, dorastający w cieniu wielkiej historii, poznający smak biedy, głodu i niepewności, przeszedł niezwykłą drogę od dziecka wojny do uznanego aktora teatralnego i filmowego. Jego życie prywatne było równie barwne jak kariera - cztery małżeństwa, niezliczone romanse i fascynujące związki z kobietami, które często miały wpływ na jego artystyczną drogę. Dziś, po ponad pół wieku na scenie, pozostaje jednym z najbardziej charyzmatycznych i wyrazistych aktorów polskiej kultury.
Edward Linde-Lubaszenko urodził się tuż przed wojną
Edward Ryszard Linde-Lubaszenko urodził się 23 sierpnia 1939 w Białymstoku. To był szczególny dzień nie tylko dla rodziców aktora, ale i dla całej Europy. To właśnie wtedy w dalekiej Moskwie podpisano pakt Ribbentrop-Mołotow, który podzielił kontynent na strefy wpływów III Rzeszy i ZSRR.
Tymczasem w Białymstoku rodzina nowo narodzonego chłopca nie miała pojęcia o tych politycznych rozgrywkach. Skupieni na radości z pierwszego potomka żyli swoim spokojnym życiem, nieświadomi, że wkrótce znany im świat legnie w gruzach.
Rodzina Edwarda Linde-Lubaszenki. O swoim prawdziwym ojcu aktor dowiedział się dopiero w dorosłym życiu
Ojciec aktora, Julian Linde, był Niemcem o szwedzkich korzeniach. Matka, Emilia Roszkowska, mieszkała w Białymstoku, gdzie pracowała w sklepie kolonialnym. To właśnie tu poznała swojego o 12 lat starszego przyszłego męża. Gdy w 1939 roku ZSRR zajął Białystok, Linde opuścił miasto, a Roszkowska pozostała w kraju. W jej mieszkaniu zamieszkał oficer radzieckiej armii, Mikołaj Lubaszenko. Para się zbliżyła do siebie. Tak po latach o tej relacji mówił sam aktor na łamach "Rzeczpospolitej" w 1991 r.:
Wprawdzie mocarstwa żyją w przyjaźni, ale jedna z klauzul zawartego między nimi układu mówi, że mieszkańcy zagarniętych ziem, którzy z pochodzenia są Niemcami, muszą przenieść się do Rzeszy. Miłość rozkwita już bez przeszkód, gdyż młoda kobieta, mając do wyboru daleką Syberię, gdzie zginęłaby niechybnie z niemowlęciem, albo poddanie się adoratorowi, wybiera to drugie, ratując życie swoje i dziecka.
Dwa lata później matka z synem, podając się za rodzinę sowieckiego kapitana Mikołaja Lubaszenki, przeniosła się do Archangielska. Tam nie wiodło im się zbyt dobrze - doskwierała im bieda, a nawet głód. W tym czasie Mikołaj Lubaszenko stał się wrogiem ZSRR, groziła mu śmierć, zamiast wyroku wysłano go na front. Tak opisuje te czasy Edward Linde-Lubaszenko we wspomnianej wcześniej rozmowie "Od dziś mów mi Linde":
W tym czasie matka zarabia na nędzne pożywienie - zupę z pokrzywy, liści buraka, resztki chleba - sprzątając w domach miejscowych notabli. Ojczym popada w tarapaty - sąd wojskowy, kara śmierci - zamiana na karny batalion, rany, ułaskawienie.
Kilka lat później ich sytuacja nieco się poprawiła. Emilia trafiła do dywizji im. Tadeusza Kościuszki (czyli Armii Berlinga). W jednym z wywiadów aktor ujawnił, że jego matka pełniła funkcję szefowej kancelarii 6. Pułku Piechoty. Niedługo później do Armii Berlinga dołączył Mikołaj Lubaszenko. W dniu kapitulacji III Rzeszy, 9 maja 1945 roku, cała rodzina znajdowała się w Moskwie. Jak można było przeczytać w wywiadzie z Edwardem Linde-Lubaszenką w "Kurierze Porannym", tak zapamiętał ten dzień:
Zakończenie wojny 9 maja świętowaliśmy w Moskwie. Pamiętam race na niebie, mauzoleum Lenina na placu Czerwonym i lody malinowe, które jadłem pierwszy raz w życiu.
Wrócili do Polski i osiedlili się we Wrocławiu:
Zamieszkaliśmy na przedmieściach, w willi Niemki, frau Hoffman. Miała syna Horsta, a ponieważ moich rodziców ciągle nie było w domu, bo szukali pracy i kontaktów, to ja od Horsta szybko nauczyłem się mówić po niemiecku. Tak więc w 1946 r. miałem siedem lat, świetnie mówiłem po rosyjsku, całkiem dobrze po niemiecku i słabo po polsku. Ale szybko to nadrobiłem. Słuchałem radia, czytałem książki. "Przygody Robinsona Cruzoe" znałem na pamięć.
Wkrótce potem Emilia i Mikołaj doczekali się swojego wspólnego syna, Bogdana. Edward wyjechał na studia medyczne, gdzie czekała na niego życiowa rewolucja. Pewnego dnia dostał list od swojego prawdziwego ojca, o którym nie miał pojęcia. Ta wiadomość była dla niego szokiem, ale z czasem pracowali nad tym, aby odnowić swoje relacje:
Często jeździłem tam do niego (Polanica-Zdrój, gdzie mieszkał). Wstydził się, że sprawił mi tyle kłopotu. Ja natomiast wstydziłem się, że nie mogę być jego synem całkowicie - z nazwiskiem.
W 1991 roku zdecydował się formalnie dodać nazwisko Linde do Lubaszenko.
Julian Linde zmarł w 1969 roku. O jego śmierci syn dowiedział się w bardzo trudnym momencie - tuż przed wejściem na scenę. Z kolei matka aktora, Emilia Roszkowska, zmarła na początku lat 80. Niedługo po niej odszedł również jej partner Mikołaj Lubaszenko.
Medycyna? Nie, to aktorstwo było prawdziwym powołaniem Edwarda-Linde-Lubaszenki
Edward Linde-Lubaszenko studiował medycynę - z marnym skutkiem. Szkoły nie ukończył, za to zdał eksternistyczny egzamin aktorski. Pod koniec lat 70. ukończył z powodzeniem Wydział Reżyserii Dramatu w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie. Później stał się rektorem Wyższej Szkoły Komunikowania i Mediów Społecznych im. Jerzego Giedroycia w Warszawie. Na swoim koncie ma wiele ról teatralnych, filmowych i serialowych. Przez wiele lat związany był z teatrami takimi jak Współczesny i Polski we Wrocławiu, a także z krakowskim Teatrem STU. Z pewnością telewidzowie znają go również z ról w serialach takich jak "Na dobre i na złe", "Barwy Szczęścia" czy "Kasia i Tomek". Aktor zapisał się w pamięci Polaków rolami w kultowych filmach takich jak "Psy" i "Kroll".
4 małżeństwa i 1500 romansów. Edward Linde-Lubaszenko amantem w czasach PRL i nie tylko
Aktor może się pochwalić również bujnym życiem miłosnym. Nie ukrywa, że na przestrzeni wielu lat w jego życiu pojawiło się mnóstwo kobiet, ale tylko z czterema stanął na ślubnym kobiercu. Jak przyznał w "Dobrym Tygodniu", wszystkiemu winne jest jego dzieciństwo:
Po doświadczeniach z dzieciństwa i rodzinnego domu? I jeszcze w świecie artystycznym! Zresztą, nie ma szczęśliwych rodzin. Żeniłem się cztery razy, bo nie umiałem kobietom powiedzieć "nie", jak mi proponowały małżeństwo.
Pierwszą żoną była koleżanka po fachu - aktorka Asja Łamtiugina, z którą łączyło go nie tylko miłość do aktorstwa, ale i...:
Zbliżyło nas do siebie zainteresowanie poezją. Ona była wtedy młodą poetką, która dopiero marzyła o zostaniu aktorką, a ja byłem studentem medycyny, ale też występowałem w studenckim teatrze Kalambur, na scenie poezji, co nie było bez znaczenia. Ja jej recytowałem Majakowskiego, a ona mi Jesienina i Achmatową - czytamy w wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej".
Para żyła i mieszkała we Wrocławiu w pięknym i dużym mieszkaniu. Wspólnie doczekali się syna - Olafa, który miał scementować ich związek. Stało się jednak inaczej. Mężczyzna zaczął się interesować innymi kobietami, a jego żona odeszła od niego i związała się z pewnym reżyserem.
Moja żona zakochała się w pewnym reżyserze filmowym i do niego odeszła z synem. No, może nie odeszła, bo to ja wyprowadziłem się do teatralnego mieszkania i jej zostawiłem wszystko. Mam taką zasadę postępowania z kobietami, że kiedy mnie nie chcą, to odchodzę. Nie to nie, bez łaski - czytamy w "Gazecie Krakowskiej".
Asja to niejedyna żona aktora. Jak już wcześniej wspomnieliśmy, były ich jeszcze trzy. Edward Linde-Lubaszenko tworzył też związek ze swoją studentką, aktorką Beatą Paluch. Z tej relacji narodziła się jego jedyna córka, również o imieniu Beata. O kolejnych dwóch żonach artysty wiadomo niewiele. Linde-Lubaszenko chronił ich prywatność, a obydwie były od niego młodsze o kilkanaście lat.
Historia Edwarda Linde-Lubaszenki to opowieść o człowieku, który nigdy nie szedł utartą ścieżką. Los wystawiał go na ciężkie próby od pierwszych dni życia, ale on potrafił przekuć doświadczenia wojennego dzieciństwa w siłę i sceniczną prawdę. Był lekarzem z powołania... dopóki nie odkrył, że jego prawdziwym przeznaczeniem jest teatr. Na scenie potrafił poruszyć tłumy, a w życiu prywatnym - zaskakiwać odwagą, szczerością i namiętnością. Jego biografia jest dowodem na to, że nawet burzliwe dzieje mogą stać się fundamentem wielkiej sztuki i że człowiek może przez całe życie pozostać wierny swojej pasji - choć nie zawsze tym samym ludziom.