Brody: Niesamowita historia pałacu Brühla. W jego podziemiach przechowywano słynną porcelanę, wartą krocie
Pałac Brühla w Brodach to prawdziwą perełka architektoniczna naszego regionu. Na przestrzeni kilkuset lat ten obiekt padł ofiarą wielu historycznych zawirowań. W 1945 strawiony pożarami, wywołanymi przez czerwonoarmistów, którzy podpalili obiekt dwukrotnie - idąc na Berlin i w drodze powrotnej. Biorąc pod uwagę skalę zniszczeń, dziś to powinna być kupka gruzu, ale tak się nie stało. W 2008 roku, po latach wcześniejszych perturbacji, burzliwych zmianach właścicieli, pałac stał się własnością założyciela Grupy Gorem Hotels. Jak do tego doszło?
Szybka decyzja
- To była bardzo szybka decyzja. Pewnego dnia trafiłem na ogłoszenie w gazecie o licytacji nieruchomości i postanowiłem przyjechać, zobaczyć Pałac w Brodach. Kiedy tylko stanąłem na miejscu, poczułem, że jest ono wyjątkowe i że będzie moje. To była szybka decyzja, powodowana intuicją, połączoną z fascynacją historią i ogromnym potencjałem tego obiektu - wspomina Maciej Jusiel. - Moim marzeniem jest przede wszystkim remont i przywrócenie Pałacu do dawnej świetności - Dziś to ruina, ale widzę w niej ogromny potencjał i wierzę, że można tchnąć w to miejsce nowe życie, zachowując jego historyczny charakter. Wiele pracy już włożyliśmy w cały zespół pałacowo parkowy, ale chciałbym, by to jednak pałac stał się kiedyś wizytówką regionu i przestrzenią otwartą dla ludzi. Miejscem, w którym szanuje się historię, ale i celebruje teraźniejszość. Choć to ogromne wyzwanie, wierzę, że jeżeli nie ja, to kiedyś moi synowie dokończą dzieła - dodaje.
Wstęp do Pałacu jest zabroniony, ale można go podziwiać od zewnątrz i mimo ogromu zniszczeń, widać wciąż ślady jego dawnej potęgi i wspaniałości.
Pałac mógł się zawalić
Państwo Elżbieta i Adam Jaszewscy zarządzają tym miejscem, prowadzą hotel i restaurację w oficynie przypałacowej. Pomaga im syn Mateusz.
- To jeden z największych pałaców tego typu w regionie - podkreśla Mateusz Jaszewski. - Staramy się ten zabytek odnowić, niestety, lata zaniedbań doprowadziły do tego, że pałac pozostawiono w ruinie. Pierwszą inicjatywą podjętą na terenie pałacu było przełożenie dachu, co było o tyle ważne, że stary dach był już dziurawy, woda lała się do środka, wszystko niszczało i groziło nawet zawaleniem. Dodatkowo udało nam się wylać stropy wewnątrz, wzmocnić dużą konstrukcją betonową w kształcie litery "L", która zapobiega efektowi tzw. beczki. Chodzi o to, żeby ściany nie rozchodziły się na zewnątrz. Udało nam się zabezpieczyć obiekt do takiego stanu, że można tu prowadzić dalsze prace. A przed nami jeszcze sporo wyzwań.
Remonty, remonty
Obecnie trwa remont dachu oficyny hotelowo - restauracyjnej, w późniejszym etapie planowane są prace nad elewacją. W drugiej oficynie, w której znajdują się sala balowa, także będzie przekładany dach. Warto dodać, że remont konstrukcji nośnej i dachu udało się wykonać dzięki dofinansowaniu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Pałac wybudował ród Promnitzów, ale z czasem trafił w ręce hrabiego Heinricha von Brühla. Do dziś to miejsce odwiedzają potomkowie jego rodu, spotykając się na zjazdach rodzinnych co kilka lat.
Heinrich rozbudował pałac korzystając ze wsparcia Jana Krzysztofa Knöffla, architekta z Drezna. Ogromna rezydencja zyskała jeszcze większy blask.
Bujne życie hrabiego
- Pierwotny budynek został podwyższony o jedną kondygnację, skrzydła boczne przedłużono o trzy osie, a dwuspadowy dach zastąpiono mansardowym. Zamurowano także krużganki zdobiące uprzednio elewację wschodnią, a w osi elewacji zachodniej wykonano otwór drzwiowy i schody. Elewacje i wnętrza otrzymały bogatą dekorację architektoniczną. We wnętrzu wprowadzono reprezentacyjną klatkę schodową. Dopełnieniem było wyposażenie pałacu m.in. w meble i drzwi autorstwa Józefa Diebela, galerię malarstwa włoskiego, niemieckiego i flamandzkiego oraz miśnieńską porcelanę - czytamy w opracowaniu Lubuskiego Konserwatora Zabytków.
O wielkości i wpływach Heinricha von Brühla świadczy wiele faktów, hrabia pełnił wiele znaczących funkcji, zdobywając kolejne szczeble drabiny. W wieku 19 lat był tylko paziem, a po latach mógł poszczycić się funkcją pierwszego ministra - premiera w rządzie Augusta III.
Słynny Serwis Łabędziowy
Na okoliczność jego ślubu z Franciszką von Kolovrat-Krakowski powstał legendarny dziś Serwis Łabędziowy zamówiony w manufakturze porcelany w Miśni. Mówi się, że to dziś Święty Graal w świecie kolekcjonerów porcelany. Nic w tym dziwnego. W zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie znajduje się zaledwie kilkadziesiąt naczyń z serwisu, który liczył 2.200 elementów!
- Serwis wykonany w latach 1737-1741 liczył około 2200 naczyń i składał się z zastawy obiadowej, deserowej (z naczyniami do kawy, herbaty, czekolady i deserów), zastawy - dekoracji środka stołu (Tafelaufsatz) oraz lichtarzy, wieloramiennych świeczników i elementów dekorujących stół (surtout de table). Nad formą i dekoracją naczyń pracował najwybitniejszy rzeźbiarz i główny modeler Miśni - Johann Joachim Kaendler (1706-1775), pomagali mu dwaj utalentowani rzeźbiarze: Johann Friedrich Eberlein (1695-1749) i Johann Gottlieb Ehder (1717-1750). Zgodnie z życzeniem zleceniodawcy motywem przewodnim, nawiązującym do etymologii nazwiska Brühl (niem. mokre wilgotne miejsce) była fauna i flora wodna - pisze Wanda Załęska ( link do całego opracowania - Naczynia z Serwisu Łabędziego w Muzeum Narodowym w Warszawie | Muzeum Narodowe w Warszawie - Zbiory Cyfrowe).
Zostały pojedyncze sztuki
W piwnicach pałacu w czasie składowano część porcelanowej zastawy.
- Podobno ogromna część całego Serwisu Łabędziowego została zniszczona, zdewastowana podczas pożaru w 1945 roku. Wiadomo, że część elementów trafiła do muzeum m.in. do Drezna. Dziś pojedyncze jej elementy pojawiają się, od czasu do czasu na aukcjach osiągając zawrotne ceny. Marzyłoby się, żeby chociaż cześć elementów trafiła z powrotem do pałacu w Brodach - mówi Adam Jaszewski, zarządzający obiektem.
Pałac Brühla, jak przystało na porządny pałac, ma też swoje historie z dreszczykiem. Legenda głosi, że przy zabytku widywana jest biała dama, to jak mówią miejscowi duch kobiety, która utopiła się w przypałacowej fontannie. Z kolei w jednym z okien od czasu do czasu pojawia się postać chłopca. To z kolei duch krewnego Heinricha, który miał wypaść z okna w pałacu.
Czy tutaj straszy?
- Osobiście podchodzę sceptycznie do tego rodzaju historii, ale kiedyś przytrafiło nam się coś dziwnego. Przygotowywałem z tatą pałac do konferencji, byliśmy w jednym z pomieszczeń. To był lipiec, jakieś 35 stopni Celsjusza na zewnątrz, w pałacu też było bardzo gorąco. Nagle usłyszeliśmy na górze kroki i momentalnie w pomieszczeniu zrobiło się tak zimno, że para z ust leciała. Powiem szczerze, że przeszedł mnie dreszcz i jak nie wierzę w duchy, to wtedy musiałem wyjść na zewnątrz - opowiada Mateusz Jaszewski.
Zanim pałac odzyska pełnię blasku sprzed lat minie z pewnością sporo czasu. Mimo to już dziś warto wybrać się do Brodów i obejrzeć z bliska niezwykły perłę turystyczną naszego regionu. Pałac okala przepiękny park należący dziś do gminy, po którym można spacerować bez końca, w pobliżu jest jezioro. Tuż obok pałacu znajduje się stadnina koni. A w beczkach w piwnicy... leży wódka, i to nie byle jaka.
Piwnca pełna niezwykłych beczek
Jednym z pomysłów promowania Pałacu Brühla w Polsce i za granicą, jest także nawiązanie do historii i tradycji produkcji alkoholu. - W tym celu wykreowaliśmy markę Polish Barrels, która ma na celu rozsławić Pałac Brühla. Przywrócenie dawnych metod rzemieślniczej produkcji mogłoby stać się unikalnym elementem tego miejsca. Obecnie w leżakowni od 2021 roku dojrzewa 50 beczek o pojemności 200 litrów, zalanych wysokoprocentowym alkoholem. Projekt Polish Barrels to także projekt inwestycyjny - bo każdy może stać się właścicielem takiej beczki, traktując ją jako inwestycję lub po prostu ciesząc się wyjątkowymi doświadczeniami degustacyjnymi - podsumowuje Maciej Jusiel.
ZOBACZ TEŻ
Tajemnicze krzywe sosny niedaleko Brodów