Pomorskie: Ceny jedzenia nad morzem szokują? "Obiad smakuje a taki rachunek jakoś da się przełknąć"
Tomasz Tietz z Bydgoszczy odpoczywa z rodziną nad morzem, aktualnie w Dźwirzynie pod Kołobrzegiem. Mówi nam o cenach posiłków w lokalach. - Przykładowy obiad dla dwóch osób, czyli dwa razy półkilogramowy dorsz, frytki i surówka, stanowi wydatek 207 złotych bez napojów. Mniejsze zestawy też są w zasięgu ręki, chociażby 280-gramowa porcja morszczuka z ziemniakami i surówkami za 38 złotych.
Bydgoszczanin dodaje: - Domowe zupy można dostać w cenie od 15 do 25 złotych. Kto zamówi tradycyjnego schabowego z frytkami i znowu surówkami, ten zapłaci jakieś 40-50 złotych. 66 złotych trzeba przeznaczyć na golonkę z ziemniakami i smażoną kapustą, ale porcja jest zacna, bo waży 660 gramów. Tatar z łososia z grzankami kosztuje 32 złote, lecz to raczej przystawka, ponieważ porcja ma 180 gramów. Tyle samo kosztuje zestaw ośmiu krewetek, znowu w formie dodatku do dania głównego. Jeśli chodzi o desery, najpopularniejsze są, wiadomo, lody. Gałka kosztuje od 6 złotych wzwyż. Gofry dostaniemy za 10 złotych, o ile są tylko z cukrem pudrem albo bez dodatków. Te w wersji na bogato kosztują ponad 20 złotych. Tańsze są rurki z bitą śmietaną, po 8 złotych sztuka.
Ceny posiłków nad morzem
Jak chcesz zaszaleć (podczas posiłku), to w restauracji wydasz nawet ponad 500 złotych za obiad, serwowany nad Bałtykiem dla czterech osób. To dwa dania dla każdego, w tym zupa plus mięso, ziemniaki (ewentualnie frytki) i surówki lub np. sałatka z pieczonego kalafiora albo krem z brokuła. Tutaj sama ryba (porcja mniej więcej ważąca 350 gramów) to wydatek 70 złotych, a za ziemniaki doliczą sobie 35 zł. Cena nie obejmuje picia: 330-mililitrowa butelka soku kosztuje 11 złotych. Dla porównania: ta sama w sklepie ogólnospożywczym kosztuje niecałe 4 złote.
Po taniości można stołować się w barze szybkiej obsługi. Na najtańszą zapiekankę wydamy 8 złotych (z serem i pieczarkami). Za tę w wersji exclusive i rozmiarze XXL przyjdzie nam zapłacić 35 zł.
Jedzenie: wersja ekonomiczna
Dla tych, którzy na jedzeniu chcą zaoszczędzić, pozostaje zaopatrzenie choćby w marketach. - Ceny w nich i dyskontach są w miejscowościach turystycznych takie, jak w każdej innej części Polski - wskazuje czytelniczka z Torunia, przebywająca w Mielnie, omijająca lokale gastronomiczne. - Jedzenie sami przygotowujemy. Na obiady fundujemy sobie gotowce. Danie do odgrzania w kuchence mikrofalowej albo na patelni, przykładowo krokiety, makaron z kurczakiem, bigos albo naleśniki, można dostać w promocji za około 9 złotych. To za opakowanie około 400 gramów. Za półlitrowy napój typu pepsi albo lemoniada nie trzeba płacić w lokalu 12 złotych, tylko niecałe 5 złotych w sklepie. Lody włoskie, nasze ulubione, kupujemy w budce za 10 złotych mały lub 14 duży.
Paragony zgrozy istnieją?
Co roku powraca temat paragonów grozy. Turyści pokazują, ile zapłacili za posiłki w restauracji czy barze. W sezonie letnim pojawiły się na Facebooku zdjęcia paragonów, gdzie jajecznica kosztuje 67 zł, a kawa - 44. To akurat z Zakopanego, ale nad morzem stawki bywają podobne.
- Przestańcie nakręcać się z tymi paragonami grozy - uspokaja bydgoszczanka z urlopu w Ustroniu Morskim. - Dla kogoś, komu w ciągu roku nie zdarza się chodzić do restauracji albo tylko zamawia fastfoody, temu będzie drogo w jakimkolwiek lokalu na wyjeździe. Obiad w restauracji w Bydgoszczy kosztuje tyle samo, ile nad morzem, czyli jakieś 350 złotych w przypadku 4-osobowej rodziny.