Desmond Doss. Sanitariusz, który dokonywał cudów
Desmond Doss nie chwycił za karabin, ale uratował dziesiątki żołnierzy na Okinawie. Jego odwaga i wiara zmieniły historię wojny na Pacyfiku.
Dzieciństwo i wiara
Desmond Doss urodził się 7 lutego 1919 roku w Lynchburgu w stanie Wirginia. Wychowywał się w skromnej, pracującej rodzinie – ojciec był cieślą, matka zajmowała się domem i pracowała w fabryce butów. Już od najmłodszych lat Desmond był wychowywany w duchu adwentyzmu Dnia Siódmego.
Matka nauczyła go szacunku do biblijnych przykazań, szczególnie tych mówiących o święceniu szabatu i zakazie zabijania. W dzieciństwie przeżył dramatyczną scenę, gdy ojciec w przypływie gniewu wyciągnął broń na krewnego. To wydarzenie sprawiło, że Desmond przysiągł nigdy nie dotknąć broni.
Jako nastolatek uczęszczał do szkoły adwentystycznej i już wtedy wyróżniał się głęboką wiarą oraz niechęcią do przemocy. W okresie Wielkiego Kryzysu podjął pracę w tartaku, by wspomóc rodzinę. Przed wojną pracował w stoczni w Newport News, gdzie mógłby uzyskać zwolnienie z poboru jako pracownik przemysłu obronnego, ale uznał, że jego obowiązkiem jest służba krajowi na własnych warunkach.
Wojskowy outsider
W kwietniu 1942 roku Doss zgłosił się do armii jako ochotnik. Od początku zadeklarował, że nie będzie nosił broni ani nie weźmie udziału w walce. Chciał służyć jako sanitariusz – ratować życie, a nie je odbierać.
Jego postawa spotkała się z niezrozumieniem i wrogością. Koledzy z jednostki nazywali go tchórzem, rzucali w niego butami podczas modlitwy i grozili, że nie wróci z pola walki. Dowódcy próbowali go wypisać z armii, sugerując niepoczytalność lub próbując doprowadzić do sądu wojskowego za odmowę noszenia broni. Doss jednak nie ustąpił – powtarzał, że chce służyć, ale nie zamierza łamać swoich przekonań.
Wbrew przeciwnościom ukończył szkolenie i dołączył do 307. Pułku Piechoty 77. Dywizji Piechoty. Wkrótce miał udowodnić, że odwaga nie zależy od karabinu.
Bitwa o Okinawę
Wiosną 1945 roku amerykańska armia rozpoczęła operację zdobycia Okinawy – ostatniej wielkiej bitwy na Pacyfiku. Walki trwały od 1 kwietnia do 22 czerwca i pochłonęły ponad 200 tysięcy ofiar po obu stronach.
Jednym z najkrwawszych epizodów była walka o 400-metrowy klif zwany Hacksaw Ridge. Japońscy żołnierze ukryci w jaskiniach i bunkrach odpierali kolejne szturmy, siejąc spustoszenie w szeregach Amerykanów.
Doss jako sanitariusz wspinał się z oddziałem po stromych siatkach na szczyt klifu. Gdy 29 kwietnia 1945 roku kompania została zasypana ogniem artylerii, moździerzy i karabinów maszynowych, większość żołnierzy musiała się wycofać. Na górze pozostało około 75 rannych, skazanych na pewną śmierć. Doss nie uciekł. Pod ostrzałem, bez broni i z torbą medyczną, zaczął wyciągać rannych z pola walki. Każdego z nich opatrywał, a następnie opuszczał na linie ze skarpy na dół, do oczekujących sanitariuszy.
Odwaga pod ostrzałem
Przez wiele godzin Doss działał samotnie, pełzając w błocie, omijając miny i kule, modląc się w duchu: "Panie, pomóż mi uratować jeszcze jednego". Zdołał ocalić 75 żołnierzy, zarówno Amerykanów, jak i kilku rannych Japończyków. Wśród uratowanych byli także ci, którzy wcześniej szydzili z jego wiary i przekonań. Doss nie robił wyjątków – każdy ranny był dla niego człowiekiem, którego trzeba ratować.
W kolejnych dniach Doss wielokrotnie wykazywał się niezwykłą odwagą. 2 maja pod silnym ostrzałem dotarł do rannego oddalonego o 200 metrów od linii, opatrując go i sprowadzając do bezpiecznego miejsca.
4 maja, mimo gradu granatów, uratował czterech żołnierzy spod samego wejścia do japońskiej jaskini. 5 maja, pod ostrzałem artylerii, opatrzył oficera artylerii i podawał mu osocze, a później, mimo własnych ran, czołgał się do kolejnych rannych.
21 maja podczas nocnego ataku został poważnie ranny odłamkiem granatu w nogi, ale odmówił wezwania innego medyka, by nie narażać kolegi na niebezpieczeństwo. Przez pięć godzin czekał na pomoc, a gdy w drodze do punktu medycznego zobaczył ciężej rannego żołnierza, kazał przenieść go jako pierwszego. Sam złożył sobie szynę z kolby karabinu i czołgał się 300 metrów do punktu opatrunkowego.
Uznanie i legenda
Czyny Dossa stały się legendą w całej 77. Dywizji. Jego odwaga, determinacja i bezinteresowność zyskały szacunek nawet najbardziej sceptycznych kolegów i dowódców.
Po wojnie Doss został odznaczony Medalem Honoru – najwyższym amerykańskim odznaczeniem wojskowym. Prezydent Harry S. Truman wręczając mu medal 12 października 1945 roku, powiedział: "Masz więcej odwagi niż jakikolwiek żołnierz, którego kiedykolwiek spotkałem. Jestem dumny, że mogę cię uhonorować".
Doss był pierwszym i jedynym w czasie II wojny światowej sumiennym przeciwnikiem, który otrzymał Medal Honoru. W sumie podczas wojny został ranny trzy razy, a po powrocie do kraju przez pięć lat leczył się z powodu gruźlicy, którą zaraził się na Filipinach. Stracił jedno płuco i do końca życia zmagał się z problemami zdrowotnymi.