Dziki zniszczyły posesję. Poszkodowani z Poznania mówią o spychologii
Dziki i zniszczona posesja
– Zastaliśmy na terenie naszego ogrodu lochę z piątką małych warchlaków. Próby wypłoszenia jej nie przyniosły skutku... – opisuje sytuację, Michał Babilas mieszkający wraz z żoną przy ulicy Złotowskiej.
Pod koniec maja mężczyźnie, będącemu wieloletnim ogrodnikiem, dziki kompletnie zniszczyły duży obszar obsadzony krokusami.
– Nie mam pretensji do dzików, bo to zwierzęta. Problem zaczął się, gdy zgłosiłem się o pomoc w wyproszeniu nieproszonych gości – opowiada ogrodnik.
Pan Michał zgłosił sprawę dzików do straży miejskiej.
– EkoPatrol przybył w ciągu 20 minut, udokumentował obecność dzików i szkody przez nie spowodowane oraz zgłosił sprawę wyżej. Wkrótce od EkoPatrolu uzyskałem informację, że Centrum Zarządzania Kryzysowego odmówiło interwencji bez podania przyczyn – przekazuje nam mieszkaniec ulicy Złotowskiej w Poznaniu.
Funkcjonariusze EkoPatrolu mieli poinformować mężczyznę, że może złożyć skargę na bezczynność Centrum Zarządzania Kryzysowego (CZK) do prezydenta Poznania, po czym mieli oddalić się z miejsca zdarzenia.
– Procedura postępowania została zachowana. Po przyjęciu zgłoszenia na miejsce został wysłany patrol, zweryfikował obecność dzikich zwierząt w postaci dzików, po czym poinformował Centrum Zarządzania Kryzysowego o sytuacji. Dalsze decyzje w takich przypadkach należą do CZK – informuje Radosław Weber ze straży miejskiej w Poznaniu
"Odsyłanie od Annasza do Kajfasza"
– Zadzwoniłem sam do Centrum, gdzie powiedziano mi, że Straż Miejska powinna powiadomić koło łowieckie („Ratusz 2“), gdyż leży to poza kompetencjami Centrum – wyznaje Michał Babilas, narzekając na "odsyłanie od Annasza do Kajfasza".
W tym przypadku Annaszem ma być straż miejska a Kajfaszem - CZK.
– To teren poza naszą jurysdykcji. Działamy wyłącznie w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia, bądź kiedy zwierzę przebywa na terenach użyteczności publicznej, np. szkoły – tłumaczy Waldemar Stelmasiak z Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Bezpieczeństwa UMP.
Słowa urzędnika znajdują potwierdzenie na mapie SIP województwa wielkopolskiego. Widzimy na niej, że ulica Złotowska nie jest obszarem wyłączonym z łowiectwa.
– Niezależnie czy teren jest objęty kołem łowieckim, czy też nie – tereny zurbanizowane są wyłączone z jurysdykcji myśliwych. Dodatkowo zgodnie z prawem myśliwi nie mogą strzelać do zwierząt w odległości mniejszej niż 150 metrów od zabudowań mieszkalnych – wyjaśnia Robert Kamieniarz, profesor UP w Poznaniu i wieloletni członek Polskiego Związku Łowieckiego.
– Jeżeli zwierzę pojawia się na prywatnej posesji, to nie jest żadne zagrożenie. Pozostaje nam poinformować właściciela posesji, że mieszkając w pobliżu bytowania dzikich zwierząt, trzeba się z nimi liczyć i zadbać o zabezpieczenie posesji – mówi Waldemar Stelmasiak z CZK.
Zastosowano spychologię?
Państwo Babilas uważają, że zostali ofiarami tzw. spychologii.
– Mieszkam na terenie miasta Poznania, płacę tutaj podatki i oczekuję, że instytucje miejskie będą traktowały poważnie swoje obowiązki wobec mieszkańców – mówi Michał Babilas. – Tereny miejskie są wyłączone spoza jurysdykcji kół łowieckich, więc odsyłanie mnie do nich jest klasycznym przykładem spychologii, indolencji i złej woli. Obecność dzikich, agresywnych zwierząt na terenie posesji powoduje u mieszkańców poczucie zagrożenia, nie mówiąc już o szkodach przez nie spowodowanych. Instytucje miejskie nie wykazują zainteresowania moim problemem, wręcz przeciwnie, traktowany jestem jak namolny petent.
Mężczyzna ostatecznie prywatnie zadzwonił do osób, które wypędziły dziki z posesji, po czym ogrodzenie wzmocniono. Dodatkowo mieszkaniec ulicy Złotowskiej wysłał do prezydenta Poznania, Jacka Jaśkowiaka skargę na bezczynność Centrum Zarządzania Kryzysowego i nadal czeka na odpowiedź.