Emocje we Wrocławiu. Awantura na spotkaniu spółdzielni
Kością niezgody był plan budowy nowych bloków na tzw. górce przy ulicy Bacciarellego. To niezagospodarowana działka, w wieczystym użytkowaniu spółdzielni. Tam okoliczni mieszkańcy wyprowadzają psy, jest stół do ping ponga i zaniedbane boiska do koszykówki i piłki nożnej.
Na podstawie ustawy „lex deweloper”, spółdzielnia chciała postawić tam budynek. Miał mieć 5-7 kondygnacji, parking podziemny i najwyżej 60 mieszkań. W sprawozdaniu spółdzielnia wspomina o budowie jednego budynku, ale na wizualizacji są trzy. Aby umożliwić realizację tej inwestycji, wymagana jest zgoda walnego zgromadzenia. Tej nie dano: zostało to wykreślone z porządku obrad.
- Plany budowy istnieją od 2018 roku. Wtedy nie budziły większych zastrzeżeń. Rozumiemy, że budowa mogłaby generować niedogodności, ale uważamy, że ta inwestycja dałaby bardzo dużo spółdzielni: poszerzenie zasobu, uporządkowanie terenu. Bez zgody walnego gromadzenia nic nie możemy zrobić. W związku z tym, że Państwo jako mieszkańcy już wyraziliście sprzeciw przez swoją aktywność, podjęliśmy decyzje o porzuceniu planów budowy - mówi Jan Najmowicz, prezes SM Biskupin.
Ostatecznie, po wyborze przewodniczącego walnego zgromadzenia, mieszkańcy zagłosowali za zmianą porządku i wykreśleniem procedowaniu zgody dla zarządu na dalsze prace. Mieszkańcy liczyli, że to ostatecznie zamknie temat inwestycji deweloperskich w tym miejscu. I tak się stało. Jednak to, wcale nie uspokoiło sytuacji.
Walne zgromadzenie zaplanowano na minioną sobotę w sali kongresowej przy Hali Stulecia. Formalnie zostało ono zwołane tydzień wcześniej, jednak zainteresowanie mieszkańców było tak duże, że ze względu na problem zmieszczenia wszystkich w jednej sali trzeba było przesunąć je na inny termin. Przed rozpoczęciem obrad Jan Najmowicz, prezes SM Biskupin, wygłosił oświadczenie, w którym odniósł się do zarzutów mieszkańców. Oskarżył też swoich przeciwników „o rosyjskie wpływy”.
Wtedy doszło do awantury i przepychanek. Jedna z mieszkanek - Barbara Szyrwińska, która stała w gotowości, by wygłosić także swoje przemówienie - została uderzona butelką. Wcześniej Iwona Puchalska, żona wiceprezesa spółdzielni, prowokowała ją do słownej konfrontacji.
- Przy takiej liczbie pomówień, które padły pod moim adresem pośród zgromadzonych mieszkańców, podjęłam decyzję o zgłoszeniu do sądu sprawy o zniesławienie - powiedziała nam później Barbara Szyrwińska.
- Walne zgromadzenie było przedłużane w nieskończoność i skończyło się około godz. 18, czyli ponad 6 godzin. Ludzie niewygodni dla zarządu nie byli dopuszczani do głosu. Obrady prowadzono „na przeczekanie”. Chyba liczyli, że uda się zniechęcić ludzi do dalszego uczestnictwa, a najważniejsze punkty - z głosowaniem nad absolutorium i wyborem członków rady nadzorczej - były na końcu - mówi Tomasz Radomski, mieszkaniec SM Biskupin.
Po przemówieniu prezesa, mieszkańcy mieli wybrać przewodniczącego. Walne zgromadzenie udzieliło absolutorium i wybrało radę nadzorczą na nową kadencję. Dwoje z jej członków wybrano głosami mieszkańców, którzy są przeciwni działaniom zarządu.
Zapytaliśmy mieszkańców o to, co im się nie podoba w funkcjonowaniu SM Biskupin. Najczęściej wspominali o:
- braku transparentności przy planowaniu i realizacji wielomilionowych inwestycji (np. inwestycja „na górce”), które są prowadzone bez wcześniejszego informowania i angażowania członków spółdzielni,
- ignorowaniu lub niewłaściwym reagowaniu zarządu i pracowników spółdzielni na zgłaszane problemy mieszkańców (np. zepsuta infrastruktura, bałagan, grzyb w budynkach),
- aroganckim zachowaniu wiceprezesa Jarosława Puchalskiego wobec członków spółdzielni zgłaszających problemy,
- stosowaniu podwójnych standardów - m.in. niedopuszczaniu kandydatów do rady nadzorczej z powodu działalności konkurencyjnej, przy jednoczesnym tolerowaniu podobnej działalności prowadzonej przez wiceprezesa spółdzielni, braku sprawnej i skutecznej komunikacji ze strony zarządu, co zmusza mieszkańców do wielokrotnego ponawiania zapytań i wydłuża czas załatwiania spraw,
- braku systemowego podejścia do zarządzania i rozwoju spółdzielni - zdaniem spółdzielców, działania zarządu są głównie reaktywne, bez długofalowej wizji uwzględniającej realne potrzeby mieszkańców i stan infrastruktury osiedla.
- Na portalach społecznościowych hejterzy wypisują stek kłamstw pod pseudonimami. Wszystkie te zarzuty to nieprawda. Radzę im, aby podpisali to imieniem i nazwiskiem, to będzie gotowe zgłoszenie do prokuratury. Ci ludzie robią wszystko, aby zniszczyć spółdzielnię mieszkaniową. Przez 32 lata, gdy jestem prezesem, wszystkie remonty robiliśmy za własne pieniądze. Nie braliśmy kredytów, oszczędnie gospodarujemy. Po ludzku jest mi przykro spotykać się z takimi zarzutami. Jako zarząd nie mamy się czego wstydzić, zbudowaliśmy stabilną sytuację finansową spółdzielni. Oczywiście, pewne usterki w naszej pracy są, ale ta grupa hejterów potrafi tylko stawiać nam fałszywe zarzuty - komentował Jan Najmowicz, prezes spółdzielni mieszkaniowej.
Prezes odniósł się też personalnie do swoich przeciwników - Tomasza Moskala i Barbary Szyrwińskiej. Przedstawił swój punkt widzenia na konflikt, którego efektem była awantura na walnym zgromadzeniu. Podtrzymał też swoją obietnicę, że złoży rezygnację z piastowanej funkcji, gdy ukonstytuuje się nowa rada nadzorcza.