Fiat 126p zatopiony w Wiśle w Bydgoszczy znów widoczny
Przed weekendem prezes stowarzyszenia Bydgoski Wyszogród zapraszał na oględziny fiata 126p. Malucha w Wiśle sprawdzono w sobotę (5 lipca) po południu. Nie była to pierwsza taka próba w ostatnich latach, choć dotychczasowe badania nie były na tyle dokładne, aby odkryć wszystkie tajemnice. Celem aktualnej eskapady nie było wyciągnięcie auta, ale próba jego obrócenia. Maluch jest jednak mocno przywiązany do obecnego miejsca.
– Okazuje się, że maluch leży na plecach i najbardziej widoczny element, który wydawał się lewym przednim kołem, okazał się być prawym tylnym. Maluch spoczywa nachylony pod dużym bocznym kątem. Pojazd jest bardzo mocno zakleszczony, dociśnięty nurtem i prawdopodobnie ma silnik. Wcześniej były sugestie nurka, że nie widać lub nie ma silnika – podsumował sobotnie oględziny Robert Szatkowski.
– Waga lub zakleszczenie sprawiło, że nawet połączone siły dwóch uczestników nie były w stanie nawet o centymetr przesunąć pojazdu. Co ciekawe, mimo obrośnięcia glonami czy skorupiakami, podwozie nie jest skorodowane, to mocna stal. Być może kiedyś uda się wydobyć pojazd i go wyremontować – dodał.
Wisła pójdzie w górę
Prezes stowarzyszenia podziękował dwóm uczestnikom akcji za asekurację od strony Wisły i nabrzeża. Dodatkowo oprócz wpisów zamieścił krótkie filmiki, na których widać jak auto wygląda pod wodą. Czy pojazd warto próbować wyciągnąć z wody – tu zdania są podzielone. Jedni byliby za, inni uważają, że auto w wodzie jest większą atrakcją i lokalną ciekawostką, a po wyciągnięciu pojazd może się szybko rozsypać.
Jeżeli ktoś jeszcze chce zobaczyć auto, w najbliższych dniach może się to jeszcze udać. Potem poziom Wisły z uwagi na zapowiadane opady powinien się podnieść i maluch znów zniknie pod wodą. Na profilu Bydgoskim Wyszogród można zobaczyć jak dotrzeć do miejsca, gdzie znajduje się pojazd. Robert Szatkowski ostrzega jednak, że samochód spoczywa pod kilkumetrową pionową ścianą nabrzeża i łatwo o wypadek.
Dwie wersje
– To bardzo ciekawa, ale zagadkowa historia. Według wspomnień mieszkańców prawdopodobnie maluch wypadł z transportu z barki rzecznej. Akurat na wysokości Brdyujścia jest dosyć mocny zakręt, fale biją, jest tu silniejszy wiatr, więc transport mógł się przechylić – opowiadał nam przed rokiem prezes stowarzyszenia Bydgoski Wyszogród.
– To były lata 70 albo 80 – są różne relacje. Zatopionych samochodów było więcej. Ludzie się na nie „rzucili”. Maluchy zostały błyskawicznie sprzedane w fordońskim Polmozbycie – takie było wtedy zapotrzebowanie na samochody. Wykupiono nawet te zatopione. Ten jeden najpewniej nie został zauważony, a fala popchnęła go z czasem w stronę Zbożowca – dodaje.
To jedna z możliwych opcji. Jak mówi Robert Szatkowski, według innej, auto mogło trafić do Wisły później, w latach 90. Gdy wówczas kradziono pojazdy, na zakup miało nie być chętnych, więc z fiatów wyjmowano silniki, a reszty pozbywano się w rzece.