Górnictwo zaczęło zjadać się samo. Adam Frużyński: "Pod koniec lat 80. aby wydobyć jedną tonę węgla trzeba było zainwestować dwie jego tony"
W tym artykule:
Górnictwo było sprawą sprawą skomplikowana i dość szczególną dla władz partyjno państwowych. Było ono podstawą gospodarki socjalistycznej, bez której by się zawaliła, stąd tez rozpoczęcie strajków stanowi jak gdyby koniec epoki gierkowskiej, bo kryzys doszedł do jądra systemu.
Górnictwo lat 80. było jak Titanic
Porównując stan górnictwa dzisiejszego i ówczesnego, z lat osiemdziesiątych, możemy powiedzieć, że dzisiejsze górnictwo to żaglówka przy Titanicu. Wtedy było 70 kopalń węgla kamiennego w Polsce - i tych pracujących i tych dopiero w budowie oraz ponad 400 tysięcy zatrudnionych w tym przemyśle.
Był to olbrzymi konglomerat, bo każda kopalnia miała własny ośrodek zdrowia, własny dom kultury, dwa lub trzy ośrodki wczasowe, osiedle robotnicze czasami własne przedsiębiorstwo transportowe, własny klub sportowy. Baza socjalna funkcjonująca niejako obok zakładów była ogromna i resort górnictwa, bo początkowo, od połowy lat siedemdziesiątych, tak się to ministerstwo nazywało, był największym resortem gospodarczym w Polsce. Do tego dochodziły jeszcze przedsiębiorstwa dostarczające piasek, własne linie kolejowe. Do tego dochodziła własna, uzbrojona w broń palną służba ochrony. Był to kolos, największy moloch gospodarczy Polski Ludowej, właściwie taki superkoncern, którego wydobycie warunkowało de facto istnienie i funkcjonowanie tamtejszej gospodarki.
Decyzje dotyczące kolejnych reform górnictwa podejmowane były w kręgu Komitetu Centralnego PZPR i Ministerstwa Górnictwa i Energetyki. Dyskutowano o nich w ośrodkach naukowych i wśród decydentów z Komitetu Wojewódzki i na wszystkich szczeblach administracji górniczej. To wszystko wszystko się ze sobą zespalało, przenikało i tworzyło różne kręgi władzy, nie zawsze oficjalne, czasem półoficjalne.
Pierwsze próby reformy tego sektora przemysłu podjęto już słynnej po stanie wojennym. Nie będę wspominał o słynnej uchwale, która dawała górnikom przywileje za pracę w soboty i w niedziele, bo dzięki temu uzyskiwano wyższe wydobycie. Mógłbym cytować uprawnienia zrzeszeń, gwarectw, ale najważniejszy był punkt pierwszy: dostarczanie planowanych ilości węgla.
Ceny węgla ustalano odgórnie
Górnictwo węgla kamiennego było sterowane centralnie. Wydobyty węgiel był dzielony odgórnie na wszystkie możliwe cele: tyle dostają koksownie, tyle elektrownie, tyle huty, tyle przemysł terenowy, tyle rolnictwo, tyle idzie na eksport (z podziałem na kraje "demokracji ludowej" i gospodarki kapitalistyczne). Ceny węgla ustalało odgórnie państwo, a ponieważ każda kopalnia miała inne koszty wydobycia, np. od 3 tys. do 6 tys. złotych, więc cena węgla w tym samym czasie wynosiła od 400 złotych do 2 tys. złotych za tonę. Powodowało to, że to właśnie górnictwo musiało być dotowane.
W 1982 r. wymyślono następujący system: wpierw zlikwidowano Ministerstwo Górnictwa. Połączono je ponownie z Ministerstwem Energetyki, bo jak wiadomo, komuniści wierzyli, że sama zmiana organu zarządzającego wpływa pozytywnie na działanie całego systemu, co było oczywiście mitem. Następnie stwierdzono, że zlikwiduje się "zjednoczenia przemysłu węglowego , a w ich miejsce powstaną dobrowolne "zrzeszenia czasie ukazała się ustawa o przedsiębiorstwie państwowym, która mówiła, że miało ono być samodzielne, samofinansują, i samorządne. To już w ogóle nie pasowało do reformy górny: twa, więc postanowiono to ostatnie wyłączyć z reformy zrobiono to w bardzo sprytny sposób.
Dużo się działo: nowe biura, nowe pieczątki
Otóż przepisy o przedsiębiorstwach państwowych mówiły, że istnieją przedsiębiorstwa użyteczności publicznej. W związku z tym minister górnictwa nadał taki właśnie status wszystkim kopalniom. Na pewno by się współczesny dyrektor kopalni zdziwił, że rządzi zakładem użyteczności publicznej. W takim organie gospodarczym ograniczony był samorząd, dyrektor był mianowany, narzucane były plany produkcji i jednocześnie można było to przedsiębiorstwo dotować. Samodzielność zlikwidowano w ten sposób, że owe zakłady wchodziły obowiązkowo w skład zrzeszeń. Takie zrzeszenia w 1982 r. powołano na okres pięciu lat.
Ruszyła gigantyczna machina biurokratyczna, nowe biura, nowe pieczątki, nowe dokumenty, nowe zasady organizacji pracy. Przy czym, tak jak w Zabrzu przy ul. Wolności 333 przez 40 lat istniało Zabrzańskie Zjednoczenie Przemysłu Węglowego, to w tym samym budynku powstało teraz Zabrzańskie Zrzeszenie Przemysłu Węglowego. Niewiele się zmieniło, w jego skład weszły te same kopalnie, te same przedsiębiorstwa. Najważniejszym elementem było wydobycie węgla kamiennego, które w dużej części odbywało się w sobotę i w niedzielę, bo to wydobycie w te dni, jak sprawdzałem dane statystyczne, było niejednokrotnie wyższe niż w piątek czy w czwartek. Do takich właśnie dochodziło paradoksów.
Brakowało ludzi i materiałów
Kopalnie borykały się w tym czasie z ogromnym brakiem ludzi, brakiem materiału, bo zatrudnienie było niewystarczające. Przez dwa lata jakoś to górnictwo funkcjonowało i wtedy władze górnicze i władze partyjne doznały olśnienia i poddały się samokrytyce. Stwierdziły, że ta zasada organizacji górnictwa nie zapewnia mu fachowego kierowania i trzeba ją zlikwidować. Wtedy wymyślono tzw. gwarectwa węglowe. Sięgnięto po nazwę historyczną, bo gwarectwa już kiedyś istniały, ale zrobiono to, by pokazać, jaka to nowość. W rzeczywistości było to całkowite cofnięcie się prawie do początków Polski Ludowej. Rzecz Polegała na tym, że przedsiębiorstwem było gwarectwo węglowe, a kopalnia stała się zwykłym zakładem, elementem gwarectwa.
Do dzisiaj zostały nam stosy dokumentów z czasów gdy powoływano np Zabrzańskie Gwarectwo Węglowe i Sąd Rejonowy wykreślał z rejestru przedsiębiorstw państwowych w Zabrzu kopalnie węgla kamiennego. Uprawnienia gwarectwa były właściwie takie same jak zjednoczenia i zrzeszenia. Górnictwo nadal działało zgodnie z zasadą, że najważniejsze jest wydobycie. Nieważne było, że istnieje coraz więcej ścian wydobywczy ale za to coraz krótszych, że jest coraz więcej sprzętu, że coraz dłużej się pracuje. Brakuje uszczelek, drobnych rzeczy, które powodują, że kombajny stoją. Dla odmiany, czasami kombajn pracował przez 18 godzin bez przerwy i to już nawet dla urządzenia technicznego przystosowanego do górnictwa było zbyt długim okresem pracy. Jednocześnie górnictwo działało, musiało wydobywać węgiel, bo był niezbędny na eksport. Największe ilości węgla wysyłanego za granicę to ponad 4o mln ton właśnie w latach osiemdziesiątych.
Kolejne etapy i eksperymenty
Eksperyment z gwarectwami trwał cztery lata, aż nastał rząd Mieczysława Rakowskiego, który uznał, że górnictwo należy zreformować w ramach drugiego etapu reformy gospodarczej. Po raz pierwszy wydano ustawy o działalności przemysłowej, w wyniku czego zniknęło Ministerstwo Górnictwa i Energetyki, a powstało Ministerstwo Przemysłu. Żeby nie było za dobrze, w miejsce Ministerstwa Górnictwa Węgla Kamiennego powołano Wspólnotę Węgla Kamiennego, która miała takie same uprawnienia jak jej poprzednik. Co ciekawe, żeby zachować unię personalną, dyrektor generalny tej wspólnoty, mgr inż. Janusz Ślązak, był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Przemysłu. Stwierdzono, że ta reforma będzie szła dalej, dlatego też w miejsce gwarectw powołano tzw. przedsiębiorstwa eksploatacji węgla, aczkolwiek było ich już mniej, bo w sumie pięć. Nadano im nazwy: Wschód", "Zachód", "Północ" i "Południe", a jeszcze jedno przedsiębiorstwo było na Dolnym Śląsku.
Kolejny pomysł racjonalizatorski nie wyszedł poza fazę organizacji i niewiele zdążono zrobić, nadszedł rok 1989 i de facto cała reforma górnictwa się skończyła, gdyż upadł komunizm. Przyszedł rząd Tadeusza Mazowieckiego i czas Leszka Balcerowicza, który miał odpowiadać za sprawy gospodarcze. Reforma górnictwa zaczęła się wówczas na nowo, chociaż do dzisiaj jest różnie oceniana.
Wracając do lat osiemdziesiątych można powiedzieć, że przez cały okres tych ośmiu, dziewięciu lat reformowanie odbywało się głównie w sferze werbalnej. Reformy były administracyjne, m. in. zamiana nazwy na "gwarectwa" na "zrzeszenia". Obowiązywała zaś w górnictwie bardzo prosta zasada: najważniejsze było wydobycie, przy czym wprowadzony w Polsce system ścianowy spowodował, że odrzucono 80 proc. pokładów węgla kamiennego i nasze zasoby zmalały 63 mld do 13 mld ton. Przy wydobyciu 190 mln ton rocznie miało to doprowadzić do sytuacji, że za 15 lat górnictwo powinno zostać zlikwidowane, bo na każdą wydobytą tonę z zasobów odpisywano jeszcze dodatkowo półtorej tony, której nie dało się wydobyć.
A 15 lat to jest okres budowy kopalni w Polsce Ludowej - od momentu wbicia pierwszego szpadla w szyb aż do chwili osiągnięcia maksymalnych zdolności produkcyjnych. Nie zrobiono nic aby zmniejszyć energochłonność, inaczej zorganizować górnictwo. Z niektórych opracowań wynika, ze pod koniec lat osiemdziesiątych aby wydobyć jedną tonę węgla trzeba było zainwestować dwie tony tego surowca. Czyli koło się zamknęło i wąż zaczął zjadać własny ogon.
Dlaczego komin w Zabrzu ma 203 metry wysokości?
Nie zmieniono nic w zasadach wydobycia, w metodach produkcji. Co więcej sięgano po pokłady węgla coraz głębiej położone, a im głębiej tym gorsz były warunki, tym więcej metanu, zapylenia, odwadnianie było coraz bardziej skomplikowane, woda coraz bardziej słona. Jak obliczono w latach osiemdziesiątych aby Wisła zamarzła pod Wawelem potrzebne były trzy dni z temperaturą minus 50 stopni C. Zabrzańska elektrociepłownia ma komin o wysokości 203 metrów. Po co jej komin o takiej wysokości? Ano, dlatego żeby związki siarki opadały dopiero w okolicach Lublina i Radomia, a nie na Górnym Śląsku, bo tu palenie zasiarczonym węglem powodowało, że 100 ton dwutlenku węgla przypadało na jeden kilometr kwadratowy, co przekraczało wszystkie możliwe normy.
Zatem reforma zakończyła się klęską, a problem spadł na barki następców.
Dr Adam Frużyński jest pracownikiem Muzeum Górnictwa Węglowego w Zabrzu. Prezentowany artykuł pochodzi z publikacji Wokół górniczej tożsamości wydanej przez Śląskie Centrum Wolności i Solidarności. Przeddruk za zgodą wydawcy. Tytuł i śródtytuły pochodzą od Redakcji DZ.