Jakubowice: Dwór zwany małym Wawelem został uratowany przed zniszczeniem. To jeden z trzech takich obiektów w Polsce
Dwór jak twierdza
Trafić do niego jest bardzo łatwo. Wyjeżdżając z Proszowic w kierunku Nowego Brzeska tuż za granicą miasta trzeba skręcić w boczną drogę. Po kilkudziesięciu metrach widać bramę wjazdową i budynek z jasną elewacją. Obiekt w Jakubowicach nie przypomina jednak tego, co spodziewamy się zobaczyć, udając się do dworu szlacheckiego. To nie jest drewniany parterowy budynek z wysokim, spadzistym dachem. Do wnętrza nie zaprasza zadaszony ganek z kolumienkami po obu stronach, a pod nisko osadzonymi oknami nie rosną malwy. Bo dwór w Jakubowicach powstał jako obiekt mieszkalny, ale też obronny. I choć w XVII stuleciu przeszedł przebudowę w stylu renesansowym, nadal stanowi zwartą, piętrową bryłę o grubych, murowanych ścianach i stosunkowo niewielkich oknach, z których część jest zakratowana. Do tej bryły przylega dobudowana na początku ubiegłego stulecia parterowa przybudówka.
Tiktokerka zrobiła zakupy w Biedronce. Wszystko nagrała
Nie wiemy, czy te obronne walory kiedyś się przydały. Źródła historyczne nie wspominają o oblężeniach, czy najazdach na Jakubowice. Jego dzieje dowodzą jednak, że wcale nie trzeba uzbrojonego wroga, by doprowadzić obiekt do upadku. Wzniesiony około 1563 roku (zatem w czasach ostatniego Jagiellona Zygmunta Augusta) budynek kilka razy zmieniał właścicieli. Jego budowniczymi była rodzina Jakubowskich. Sto lat później przejął go Franciszek Cortini, krakowski rajca włoskiego pochodzenia, który zaopatrywał w wino zamek na Wawelu. W okresie międzywojennym dworem władał Józef Kleszczyński. Po II wojnie światowej obiekt został przejęty przez państwo, a na bazie majątku Kleszczyńskich powstało Państwowe Gospodarstwo Rolne. W końcu lat 90. ubiegłego wieku Kleszczyńscy odkupili swoją dawną własność, ale po pięciu dekadach funkcjonowania PGR była ona zrujnowana. Kolejni właściciele, państwo Rościszewscy, byli w stanie jedynie zapobiec całkowitej degradacji, ale gruntowna renowacja zabytku była ponad ich siły i możliwości finansowe. Ostatnią próbą przypomnienia światu o Jakubowicach były Małopolskie Dni Dziedzictwa Kulturowego z 2010 roku, gdy budynek został częściowo udostępniony zwiedzającym. Dwa lata później jego właściciele się wyprowadzili i obiekt od tej pory stał pusty. Wiele wskazywało na to, że może podzielić smutny los swoich sąsiadów z Pławowic, Klimontowa i Biórkowa Wielkiego.
"Tego nie da się uratować"
Nadzieja pojawiła się w 2021 roku, gdy dwór postanowił kupić Zbigniew Pełka. I choć fachowcy odradzali mu tę transakcję, dopiął swego. Po kilkumiesięcznym załatwianiu formalności w kwietniu 2022 roku stał się kolejnym właścicielem dworu w Jakubowicach. A raczej tego, co zostało z lat jego dawnej chwały.
- Obiekt był w bardzo złym stanie. Poprzedni właściciele mieszkali w parterowej przybudówce, natomiast główna bryła była zrujnowana. Gdy pierwszy raz przyjechałem tu z przyjaciółmi, wszyscy pytali "po co ci to". Mówili, że tego się nie da uratować. PGR, który administrował obiektem przez 50 lat, doprowadził go do kompletnej ruiny. Budynek wymagał kapitalnego remontu, w dodatku bardzo trudnego. Była obawa, czy damy radę, czy wystarczy nam środków, czy zdołamy spełnić wymogi konserwatorskie. Zwłaszcza przy obiekcie tak wartościowym, bo w Polsce są tylko trzy tego typu dwory obronne. Pewnie gdybym był inżynierem, nie zdecydowałbym się na to. Ale że mam wykształcenie humanistyczne, zamiast wiedzy technicznej korzystam z wyobraźni, która dała mi wiarę, że podołamy - opowiada.
Starsi Czytelnicy Dziennika Polskiego być może pamiętają nazwisko Zbigniewa Pełki. Przez wiele lat był jego dziennikarzem, a po przekształceniach własnościowych z lat 90. ubiegłego wieku, członkiem zarządu i prezesem Wydawnictwa Jagiellonia. Nie ukrywa jednak, że ani z pensji dziennikarskiej, ani nawet wynagrodzenia prezesa wydawnictwa nie byłby w stanie kupować, ani restaurować zabytkowych obiektów.
- W połowie lat 90. założyliśmy rodzinną firmę developerską. Zbudowaliśmy jeden apartamentowiec. Potem kupiliśmy i odrestaurowaliśmy w celach komercyjnych dwie zabytkowe kamienice w Krakowie. To były dochodowe inwestycje i stąd środki na kupno i renowację zabytków - wspomina.
Pierwszy był pałac w Minodze koło Skały, który po odrestaurowaniu był domem państwa Pełków przez 15 lat. Potem został sprzedany. Imponujące efekty tamtej odnowy można dzisiaj podziwiać na zdjęciach umieszczonych na jednej ze ścian dworu w Jakubowicach. Zanim jednak tam zawisły, obiekt trzeba było doprowadzić do porządku.
- Zaczęliśmy od sprzątania, od wywiezienia nagromadzonych przez PGR przez 50 lat śmieci. Całe piętro dworu było przerobione na sypialnie dla pracowników rolnych. Były tam drewniane prycze z surowego drewna. Na drewnianej podłodze parkietowej urządzono łaźnie i umywalnie dla pracowników. Na strychu zagnieździły się ptaki, kuny i gryzonie. Znaleźliśmy ich nieprzeliczone gniazda. Przez kilka miesięcy wywoziliśmy śmieci, czyściliśmy, sprawdzaliśmy co działa, a co nie działa. Potem zdzieraliśmy wszystko do gołego muru, usuwaliśmy stare instalacje, ołowiane i żeliwne rury. Wymieniliśmy wszystkie tynki, wszystkie okna, drzwi zewnętrzne, dachy na obu obiektach - opowiada właściciel.
Największą ozdobą jakubowickiego dworu jest główna renesansowa sala z XIV-wiecznym kominkiem. Sala jest zwieńczona kolebkowym stropem, którego odnowa była prawdziwym wyzwaniem.
- Cegły były zmurszałe. Musieliśmy wbić 580 kołków rozporowych, żeby wszystkie szczeliny wypełnić i sklepienie naprężyć. W innym wypadku pęknięcie jednej cegły mogłoby spowodować zawalenie całego stropu. Poza tym około 60 procent zdobień na sklepieniu nadawało się tylko do rekonstrukcji. Tylko około 40 procent jest oryginalnych. Mimo to dzisiaj ta sala jest jedną z najpiękniejszych sal późnego renesansu w polskich dworach - mówi Zbigniew Pełka.
Nawet konserwator był zadowolony
Po trwających trzy lata pracach właściciel z dumą oprowadza po odnowionych wnętrzach. Wszystkie sale są odnowione i wyposażone w stylowe meble. Z dawnego umeblowania dworu nic nie zostało. Część została przewieziona z pałacu w Minodze, część państwo Pełkowie kupili i poddali renowacji. Szafy, sekretarzyki, łóżka. Jest oryginalny stuletni patefon na płyty ebonitowe. Nawet współczesny odtwarzacz CD "udaje" zabytkowe radio. Dla gości Nat King Cole śpiewa Mona Lisę...
Gdy rozmawialiśmy z osobami, które w przeszłości podejmowały się podobnych zadań, czyli ratowania zabytków architektury, w ich wspomnieniach najczęściej powtarzał się motyw wymogów konserwatorskich. To one sprawiały, że wiele prób renowacji nie powidło się i nabywcy takich obiektów rezygnowali. Tymczasem w tym przypadku jest inaczej. Zbigniew Pełka ani raz nie wspomniał, by konieczność sprostania wymogom Urzędu Ochrony Zabytków stanęła na przeszkodzie jego zamierzeniom. A przecież takich nie brakowało, gdyż zmagał się z odnową budynku, liczącego ponad 450 lat i nazywanego nawet "małym Wawelem".
- Mieliśmy już za sobą pewne realizacje, które konserwator znał. Wiedział, jak odnowiliśmy pałac w Minodze, potem tamtejsze spichlerze. Jako firma odnowiliśmy w sposób wzorcowy dwie kamienice w Krakowie. Do tego moja starsza córka, która jest architektem i specjalizuje się w zabytkach, opracowała plan konserwacji, który został zaakceptowany. W efekcie wszystkie sprawy, które wymagały uzgodnień, posuwały się szybko - zapewnia Zbigniew Pełka i dodaje, ze również współpraca z gminą układała się dobrze. W efekcie renowację, które czasem ciągną się przez dekady, udało się wykonać w ciągu trzech lat.
Finanse są drugorzędne
Nowi właściciele zapewniają, że choć odnowiony dwór miał w przeszłości pełnić funkcje obronne, nie będzie twierdzą niedostępną dla osób z zewnątrz. Jako element lokalnego dziedzictwa kulturowego ma być obiektem otwartym.
- My może będziemy pomieszkiwać w przybudówce, natomiast w głównej, XVI-wiecznej kubaturze planujemy urządzić część muzealno-aukcyjną. Raz na kwartał chcielibyśmy organizować aukcje obrazów, starych mebli, sreber, porcelany. Mamy kontakty z marszandami i może to się uda - zapowiadają.
No i trzeba będzie się zająć otoczeniem, bo do dworu przylega około 2,5 hektara gruntów, w tym półtorahektarowy zdziczały park. Trzeba zbudować nowe ogrodzenie, odtworzyć parkowe alejki, zająć się drzewostanem oraz... odzyskać drogę wjazdową. Ta bowiem na skutek zaszłości sprzed dziesięcioleci stanowi dzisiaj formalnie drogę gminną. Jest jednak pomysł, by odzyskać ją w zamian za oddanie na rzecz samorządu pasa ziemi, położonego wzdłuż drogi wojewódzkiej w kierunku Nowego Brzeska. Ta dzisiaj jest ruchliwa, ale po wybudowaniu obwodnicy Proszowic stanie się praktycznie ślepa i można będzie wzdłuż niej zbudować spacerowy deptak. To wszystko będzie wymagało kolejnych nakładów, ale Zbigniewa Pełki ta perspektywa nie zniechęca.
- Gdy sprzedaliśmy pałac w Minodze uznałem, że odnowa zabytków to znakomite zajęcie dla człowieka w wieku dojrzałym. To ciężka praca, ale dająca ogromną satysfakcję. Wymaga wielkiego wysiłku i ogromnych nakładów, ale efekty to wszystko rekompensują. Ja podchodzę do tego w ten sposób, że piękne rzeczy są warte włożonej pracy, a sprawy finansowe są drugorzędne.