Katastrofa Hindenburga. Eksplozja, która wstrząsnęła światem
6 maja 1937 roku świat patrzył w osłupieniu, jak największy sterowiec w historii – niemiecki LZ 129 Hindenburg – zamienia się w płonącą pochodnię nad lotniskiem Lakehurst. W ciągu kilkudziesięciu sekund marzenie o bezpiecznych podróżach powietrznych runęło w gruzach, a dramat pasażerów i załogi na zawsze zapisał się w historii lotnictwa.
Technologiczny cud – narodziny Hindenburga
LZ 129 Hindenburg był symbolem niemieckiej myśli technicznej i dumą epoki Zeppelinów. Ukończony w marcu 1936 roku mierzył 245 metrów długości i 41 metrów średnicy, co czyniło go największym statkiem powietrznym świata.
W 16 komorach mieściło się niemal 200 tysięcy metrów sześciennych wodoru, choć pierwotnie konstruktorzy planowali użyć niepalnego helu. Ze względu na embargo USA na eksport helu do Niemiec, zdecydowano się na tańszy, lecz wysoce łatwopalny wodór.
Hindenburg był napędzany czterema silnikami Diesla o mocy 1200 KM każdy, osiągając prędkość przelotową do 135 km/h. Na pokładzie znajdowało się miejsce dla 70 pasażerów i 61 członków załogi, a wnętrza urządzone były z niezwykłym przepychem. Sterowiec kursował regularnie między Frankfurtem a Nowym Jorkiem oraz Rio de Janeiro, przecinając Atlantyk w zaledwie 2-3 dni.
Ostatni lot – dramatyczny finał podróży przez Atlantyk
3 maja 1937 roku Hindenburg wyruszył z Frankfurtu do Lakehurst z 97 osobami na pokładzie (36 pasażerów i 61 członków załogi). Lot przebiegał bez zakłóceń, choć silny wiatr i niekorzystna pogoda opóźniły przylot o ponad 10 godzin. Nad Nowym Jorkiem sterowiec wykonał tradycyjny przelot nad Manhattanem, witany przez tłumy, po czym skierował się do Lakehurst.
Podczas podejścia do lądowania warunki atmosferyczne były trudne. Nad lotniskiem przeszła bowiem burza, a powietrze było silnie naładowane elektrycznie. Kapitan Max Pruss przez półtorej godziny krążył nad lotniskiem, czekając na poprawę pogody.
Ostatecznie, około godziny 18:25, Hindenburg zbliżył się do masztu cumowniczego. Zrzucono liny cumownicze, a załoga naziemna rozpoczęła procedurę cumowania.
Sekundy grozy – wybuch i pożar Hindenburga
W tym momencie przy ogonie sterowca, pojawiły się pierwsze języki ognia. Świadkowie opisywali, że tuż przed wybuchem widzieli niebieską poświatę – tzw. ogień św. Elma – co sugerowało silne wyładowania elektrostatyczne.
Prawdopodobnie podczas manewru lądowania doszło do zerwania jednego ze stalowych lin wzmacniających, która przebiła jedną z komór gazowych. Wodór zmieszał się z powietrzem, tworząc wybuchową mieszankę. Gdy mokre liny dotknęły ziemi, sterowiec został nagle uziemiony, co mogło wywołać iskrę i zapalić wodór.
Ogień rozprzestrzenił się błyskawicznie, a cała konstrukcja stanęła w płomieniach w ciągu 37 sekund. Płomienie sięgały ponad 100 metrów wysokości, a stalowy szkielet sterowca zapadł się niczym domek z kart. W dramatycznych okolicznościach pasażerowie i załoga ratowali się skacząc z płonącego wraku lub uciekając przez okna kabin.
Bilans tragedii – ofiary i ocaleni
W katastrofie zginęło 35 osób spośród 97 obecnych na pokładzie – 13 pasażerów, 22 członków załogi oraz jeden członek obsługi naziemnej. Większość ofiar nie spłonęła żywcem, lecz zginęła przygnieciona przez innych lub podczas skoku z dużej wysokości. Kapitan Max Pruss przeżył, choć doznał ciężkich poparzeń.
62 osoby zostały uratowane. Wielu z nich zawdzięczało życie zimnej krwi i temu, że pozostali na pokładzie aż do momentu, gdy sterowiec łagodnie osiadł na ziemi.
Katastrofa była szeroko relacjonowana przez media – dramatyczne zdjęcia i nagrania radiowe Herberta Morrisona obiegły świat, wywołując szok i niedowierzanie.
Skutki katastrofy – koniec epoki sterowców
Katastrofa Hindenburga oznaczała kres marzeń o wielkich sterowcach pasażerskich. Publiczne zaufanie do tej formy transportu zostało bezpowrotnie utracone. Niemiecka firma Zeppelin natychmiast zawiesiła loty swoich statków powietrznych, a wkrótce potem programy budowy sterowców zostały wstrzymane na całym świecie.
Symboliczny koniec epoki Zeppelinów przypieczętowało również embargo USA na eksport helu, który mógłby uczynić sterowce bezpieczniejszymi.
Katastrofa stała się przestrogą dla inżynierów i lotników. Od tej pory rozwój lotnictwa skoncentrował się na samolotach, a sterowce pozostały jedynie ciekawostką techniczną.