Kraków: W sobotę przez miasto przejdą marsze antyimgranckie
W sobotę w całej Polsce odbywają się protesty antyimigranckie Konfederacji, w swoich marszach jednoczą się kibice różnych drużyn piłkarskich. Niby idą oddzielnie, ale mariaż polityki i kibiców jednak jest widoczny.
Powiązania środowisk kibicowskich z polityką historycznie nie jest w Polsce czymś nowym, przynajmniej w XXI wieku. Sytuacje, kiedy kibice byli wykorzystywani przez różne środowiska polityczne – najczęściej prawicowe – do tego, żeby organizować sobie wsparcie i zaplecze polityczne także nie jest rzeczą nową. Nowością są natomiast skala i temat protestów.
Protesty antyimigranckie chyba jednak nie są nowością?
Oczywiście, protesty, które miały antyimigrancki charakter były w Polsce organizowane przez środowiska faszyzujące czy nacjonalistyczne w latach 2018-2019, ale tym razem zaangażowała się w nie Konfederacja, czyli poważna siła polityczna. Wcześniej były też postrzegane jako rozproszone. Pierwszy raz mamy do czynienia z tym samym wydarzeniem w wielu miejscach, co jest próbą pokazania, że mamy do czynienie ze zjawiskiem o charakterze ogólnopolskim. W takim kontekście to jest kontynuacja medialnego wydarzenia jakim była obrona zachodniej granicy Polski. Mamy do czynienia z pewnymi środowiskami politycznymi, które idąc za ciosem, próbują - poprzez tego rodzaju wydarzenia - tworzyć pewną interpretację rzeczywistości.
Tak mocne demonstrowanie niechęci do obcego stanie się polskim krajobrazem, czy teraz akurat mamy taki polityczno-społeczny klimat do takich protestów?
To bardzo istotne spostrzeżenie. Przywołałem wydarzenia z 2018 roku, które w swojej naturze były takie same, ale jednak działy się w innych warunkach i choć relacjonowane przez media, jednak nie wzbudzały większych emocji. Teraz w dyskursie publicznym zwraca uwagę, że głos antyimigrancki jest ewidentnie głosem, któremu towarzyszy milczenie innych znaczących aktorów sceny społecznej i politycznej w Polsce. I to jest nowe zjawisko. Jeśli miałbym to socjologicznie interpretować, to przywołam zjawisko rozpoznane w XX w. jako panika moralna, którą tworzą często takie właśnie antyimigranckie wydarzenia. Polega ona na tym, że wskazujemy jakąś nieznaczącą społecznie grupę, jako bardzo poważne zagrożenie. Za pomocą środków masowego przekazu, a teraz mediów społecznościowych, tworzy się wyobrażenie ogromnego zagrożenia ze strony tej grupy.
Te obecne wydarzenia mają pewne znamiona paniki moralnej. W 2015 roku w badaniach opinii publicznej w Polsce nastroje antyimigranckie były bardzo silne. Pod tym względem wróciliśmy do tego samego punktu. Wówczas zaistniała panika moralna, teraz można się zastanawiać, czy nie mamy do czynienia z próbami przełożenia jej na planowane akty agresji fizycznej zorganizowanej przeciw migrantom. W moim przekonaniu, to coś co powinno wzbudzać większy niepokój, niż kwestia, czy mamy panikę moralną i czy należy sobie z nią poradzić w debacie.
Myślę, że potrzebne są działania, które byłyby podejmowane przez państwo i służby państwowe, ponieważ w tym momencie otwiera się przestrzeń dla kolejnego etapu prześladowań – pogromu. To model znany nam z historii sprzed II wojny światowej. Oczywiście, przy wszystkich akcjach wzbudzania niechęci do obcego, wcale nie chodzi o to, by rozwiązać problem obcego – ponieważ problem migrantów w Polsce nie jest problemem realnym tylko medialnym – więc nie jest to kwestia do rozwiązania.
Podobne nastroje, które można obserwować w Europie Zachodniej i Ameryce Północnej. Nie mówimy o tym samym zjawisku?
W Polsce niechęć do migrantów jest bardzo mocno wzbudzana na tle rasowym i kulturowym. I to jest bardzo niepokojące. Mamy bardzo dużo migrantów pracujących i wspierających budżet naszego kraju, ale są to osoby, które nie różnią się od nas bardzo zasadniczo rasowo – choć tu trzeba podkreślić, że jest to kategoria wyłącznie kulturowa: to, że ktoś jest innej rasy jest wyobrażeniem kulturowym, nie faktem obiektywnym.
Pewne cechy przypisywane rasie są wykorzystywane i atakowani są ci, którzy np. należą do tej samej grupy religijnej, ale ich obraz został zbudowany jako rasowo obcych. To jest coś wyjątkowo niepokojącego w naszym społeczeństwie. Taki argument wykorzystywali naziści, u nas dotąd takie zjawiska nie były aż tak wyraźne i jednoznacznie wykorzystywane. Na zachodzie toczy się szeroka dyskusja na temat polityki wielokulturowości i jej niepowodzenia. Tam też istnieje niechęć do migrantów, choć nie ma ona tak jednoznacznego tła rasowego, a ekonomiczne. Ta kwestia będzie podejmowana także w Polsce, ponieważ jesteśmy już społeczeństwem, które może funkcjonować efektywnie tylko przy wsparciu pracy z zewnątrz. To jest prawda, której nie przewalczymy żadnymi protestami czy wyobrażeniami, na temat tego jak powinno być na świecie, bo tak właśnie wygląda nasza współczesność.
Czynnik ekonomiczny zacznie prawdopodobnie wkrótce także odgrywać rolę w Polsce i to jest także niepokojące. W tym kontekście budowanie wizji świata w kategoriach odrębności rasowo-kulturowej, co się teraz dzieje, mogłoby być bardzo niekorzystne dla spójności naszego społeczeństwa, albo dla jego ekonomii. Możemy przyjąć takie rozwiązanie, że zamkniemy ściśle granice, ale dokąd nas to zaprowadzi?
Zauważyłem, że przekaz dwóch marszów jest różny i to jest manipulacja. Konfederacja mówi, że chodzi tylko o to, by migracja była przemyślana - ale ona była i jest przemyślana, w tym sensie, że już w latach 2011-2015 wypracowano w Polsce bardzo sensowne, choć dość restrykcyjne polityki migracyjne. O tych stricte rasowo-kulturowych odwołaniach, którym patronują środowiska bardziej radykalne, mówiłem przed chwilą. Uważam, że to niepokojące zjawiska, które powodują przenikanie pewnych wyobrażeń – zbitki polityki i uprzedzeń etnicznych - do głów obywateli polskich. Wyobrażeń nie faktów.