Krzysztof Cugowski o ideałach Solidarności
Pamiętam tamte czasy absolutnie dokładnie. Byłem wtedy trzydziestolatkiem, a pamięć w tych rejonach mnie nie zawodzi. Wówczas przeciwnik był jasno określony i nikt nie miał z tym problemów. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Teraz nie wiadomo "kto", "gdzie" i w "jakim celu" coś robi. Pod tym względem wtedy było znacznie prościej.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że zanim doszło do Porozumień Sierpniowych, to strajki były już wcześniej w naszym regionie. Wówczas miałem zespół we Wrocławiu i byłem tam częstym gościem. Gdy któregoś dnia wracałem do domu pociąg zatrzymał się w Motoyczu, wysadzili nas i nikt dalej już nie pojechał.
Wiadomo, że wtedy dostęp do informacji poza mediami reżimowymi był praktycznie żaden. Dopiero później dowiedziałem się, że lokomotywy zostały przyspawane do torów na wjeździe do stacji Lublin. Mogę więc powiedzieć, że doświadczyłem Lubelskiego Lipca bardzo bezpośrednio.
Teraz jak sobie przypomnimy, co było głównym powodem strajków w Świdniku i w Lublinie w 1980 roku, to wydaje się rzeczą kompletnie niewiarygodną. Wszystko bowiem zaczęło się od podwyżki cen w stołówce zakładowej. Ludzie się wściekli. Wszystko inne potrafili jeszcze znieść, ale ten dość banalny fakt sprawił, że ruszyła fala strajków i wszystko już się tak potoczyło.
Z przykrością muszę jednak stwierdzić, że po czterdziestu pięciu latach różnych ewolucji w tym kraju z ideałów Solidarności lat 80. nie wiele już zostało.
Ludzie, którym zawdzięczamy upadek komunizmu, niewiele na tym sami zyskali. Historia pokazuje nam, że ci którzy byli w awangardzie różnych rewolucji i wszelkich zmian z reguły nie są ostatecznie zwycięzcami.
To nie jest kwestia tylko naszych wydarzeń. Właściwie to, co wydarzyło się później po Porozumieniach Sierpniowych odbyło się zgodnie z historycznymi uwarunkowaniami i trudno mieć o to pretensje. Pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć.