Łączy pasję do sztuki, modę oraz rękodzieło. Tworzy niesamowite kreacje dla lalek. Każda wygląda, jakby właśnie zeszła z modowego wybiegu
Kreacje, które tworzy pani Sylwia, są jak z najlepszych modowych żurnali. Z doskonale dobranych materiałów, uszyte z największą precyzją. Każdy płaszczyk ma podszewkę, każda sportowa kurtka zamek i ściągacze na rękawach, a wieczorowa kiecka jest idealnie dopasowana do figury lalki.
- To wszystko zaczęło się od babci – mówi pani Sylwia.
Babcia z nożyczkami i dziadek z kowadłem
I przywołuje opowieść o tym, jak to kiedyś tam, w przeszłości asystowała seniorce, gdy ta robiła wykroje sukienek, żakietów, spódnic i kostiumów, bo była zawodową krawcową. Na równi z babcią mała Sylwia kochała dziadka, ale ten spędzał większość czasu w kuźni – wszak był kowalem – i łapał się za głowę, gdy kilkulatka ze wszystkich sił starał się go wesprzeć w ciężkiej pracy. Słyszała więc co raz niby karcące, ale pełne troski słowa: dziecko, tu jest niebezpiecznie! Mała Sylwia wzdychała więc głęboko i wracała do babci z wielkimi nożyczkami i długim metrem w ręku.
- Jeszcze wtedy nie było to nic poważnego, ale jakieś ziarenko już zostało zasiane – przyznaje. - Bo takim szyciem prawie na poważnie, to zajęłam się, gdy na urodziły się moje siostry. O ile ja byłam jeszcze z pokolenia, które nie znało słynnych lalek, to one już tak – dodaje.
Sylwia była nastolatką, więc nie w głowie jej była zazdrość o zabawki z przeszłości. Większą frajdę sprawiało jej, gdy widziała uśmiech zachwytu na buziach młodszych sióstr. No i ten błysk zadowolenia, gdy przychodziły do nich koleżanki i zachwycały się tymi wszystkimi kieckami dla lalek.
- A moja najmłodsza siostra, pękała z dumy i pieczołowicie składała uszyte przeze mnie ubranka w równiutką kostkę – wspomina. - A po każdej zabawie sprawdzała, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu – dodaje.
Dama na Bieckich Dróżkach - wystawa lalek i fotografii w modowej odsłonie czynna będzie do 20 czerwca. Zapraszamy do Biblioteki w Bieczu, ul. Rynek 20
Pandemiczny powrót do korzeni
Co było później? Później przyszła proza życia. Codzienność łamana na dorosłość. Szkoła średnia, praca, życie osobiste, mniejsze i większe troski i takie same radości. Aż w końcu pandemia.
- Córka miała dziesięć lat i jej też świat stanął na głowie – opowiada. - Wyciągnęła z jakichś domowych zakamarków dwie stare lalki, niby że do zabawy. Ja zaś przypomniałam sobie o ubrankach. I zaczęłam szyć. Jedną, drugą, kolejną sukienkę, kostium, żakiet. Córce lalki szybko się znudziły, ale mnie szycie zostało – śmieje się.
Ponieważ kreacja wymaga modelek, kolekcja lalek zaczęła się rozrastać. A Sylwia zaczęła mieć coraz większe i bardziej sprecyzowane wymagania. Już nie wystarczało jej, że lalka jest firmowa. Musiała mieć też nienaganne włosy, najchętniej dredy i być… ruchoma.
- Tak, tak! Są modele, którym zginają się ręce i nogi. I wtedy można je ułożyć tak, by jak najlepiej zaprezentować kreację – mówi.
Domowa rewolucja
Jak to w starym porzekadle – im głębiej w las, tym więcej drzew. Pasja bieczanki zaczęła zataczać coraz szersze kręgi – coraz więcej i częściej myszkowała po internecie w poszukiwaniu podobnych grup, nawiązywała coraz więcej kontaktów, była w nich też coraz śmielsza. Bliscy patrzyli na Sylwię z lekkim uśmiechem. Dopingowali, motywowali, ale w końcu doszło do tego, że lalki stały wszędzie od półek w sypialni po kuchnię włącznie. I wtedy rodzina powiedziała: basta, trzeba znaleźć miejsce na to całe szaleństwo. Wspólnie wymyślili, co, jak i gdzie zrobić, by wygospodarować jej miejsce, gdzie mogłaby do woli wycinać, fastrygować, szyć, a czasem też pruć i nie przejmować się, że zaraz ktoś usiądzie i okaże się, że jest cały obrany w nitki i kłaczki.
- Mam swój pokoik-dziuplę. Tylko ja się w nim mieszczę i to pod warunkiem, że przejdę wężykiem – dowcipkuje.
W swoich pracach nie unika tematów trudnych – przez lata znane lalki były synonimem idealnego piękna, ale świat niestety taki nie jest. Producent też wziął to pod uwagę i na rynku zaczęły się pojawiać lalki z protezami, na wózkach, a nawet nawiązujące do chorób onkologicznych.
- Takie też mam w swojej kolekcji, a stroje dla nich szyłam z dużo większą uwagą – mówi poważnie.
Rekonesans po materiały z drugiej ręki
Twórcza dziupla jest dowodem, że metraż nie ma znaczenia. Ważne jest to, co ma się w głowie – własna kreatywność, dokładność, chęć do wysiłku.
- Materiałów szukam w ciucholandach – przyznaje. - Wchodzę i jeśli mi się coś spodoba, to na pierwszy rzut oka wiem, co z tego będzie można uszyć. Tak było między innymi z zasłoną kupioną z drugiej ręki, a która miała trafić na okno w pokoju córki. Trzeba ją było skrócić, a że miała piękny miodowy kolor, to w głowie błysła mi myśl, że uszyję suknię dla lalki, która miała być św. Jadwigą – wspomina.
Jak pomyślała, tak zrobiła i teraz biecka patronka, obok kata i biskupa Kromera znalazła swoje miejsce na wystawie. Bo trzeba wiedzieć, że wszystkie prace pani Sylwii można oglądać na wystawie w bieckiej bibliotece.