Łeba: Dramat kolonii zakończył się szczęśliwie, ale ostrzeżenie jest jednoznaczne
To miała być zwyczajna wakacyjna kolonia nad morzem. Zamiast beztroskiego popołudnia, doszło do dramatycznych scen, które mogły zakończyć się najczarniejszym scenariuszem.
Sześć osób: pięcioro dzieci i ich opiekun zaczęło tonąć w morzu na niestrzeżonej plaży w Łebie. Od tragedii dzieliły ich sekundy. Uratował ich patrol ratowników, który w odpowiednim czasie znalazł się w odpowiednim miejscu.
W poniedziałek z samego rana na wszystkich kąpieliskach strzeżonych w Łebie powiewała czerwona flaga, oznaczająca całkowity zakaz kąpieli. Powód? Wysokie fale i bardzo silne prądy wsteczne, które tego dnia stwarzały wyjątkowe zagrożenie. Ratownicy ostrzegali turystów, a patrole skuterów wodnych, quadów i zespołów pieszych kontrolowały również plaże niestrzeżone, gdzie co roku dochodzi do najniebezpieczniejszych zdarzeń.
Mimo to, około godziny 15. 45, na plaży niestrzeżonej zaledwie 300 metrów od granicy najbliższego kąpieliska grupa kolonistów z opiekunem weszła do morza. Oddalili się od brzegu na około 100 metrów. Chwilę później pięcioro dzieci w wieku 11-13 lat i ich opiekun zaczęli tonąć.
Akcja ratunkowa w ostatniej chwili
Przed godziną 16 dwuosobowy patrol pieszy natrafił na dramatyczną sytuację. Ratownicy natychmiast wezwali wsparcie i podjęli akcję. Wkrótce na miejscu pojawili się kolejni ratownicy ze sprzętem medycznym, quady oraz ekipy ze stanowiska kąpieliska strzeżonego.
- Cała szóstka została wyciągnięta z wody. Wszyscy byli przytomni i z zachowanymi funkcjami życiowymi. Dwójce dzieci udzielono jednak kwalifikowanej pierwszej pomocy i zdecydowaliśmy o wezwaniu Zespołów Ratownictwa Medycznego - relacjonuje Kacper Treder z gniewińskiego WOPR.
Dzieci i opiekun zostali przekazani załogom karetek. U jednej z dziewczynek podjęto decyzję o przewiezieniu do szpitala na szczegółowe badania.
"To był cud"
W ocenie ratowników, tragedia była o włos.
- Gdyby nie cud - czy jak kto woli zrządzenie losu. Ogrom dzisiejszej tragedii byłby nie do opisania. Winni tego zdarzenia powinni ponieść karę, a instytucje odpowiedzialne za wypoczynek dzieci i młodzieży nad wodą w końcu muszą otworzyć oczy. Ilość zaniedbań w organizacji kolonii nad morzem jest przerażająca. Czy nadal chcemy liczyć na cuda takie jak dzisiaj, czy czekać na śmierć? Dzisiaj było blisko, za blisko, by przejść nad tym do porządku dziennego - mówi Kacper Treder, ratownik biorący udział w akcji.
Policja bada sprawę
Opiekun grupy i kierownik kolonii zostali przekazani policji. Funkcjonariusze prowadzą czynności, które mają wyjaśnić, dlaczego pomimo obowiązującego zakazu i braku ratowników w rejonie, dzieci znalazły się w wodzie.
Jak informuje policja, tego samego dnia w Łebie doszło jeszcze do czterech innych akcji ratowniczych związanych z lekceważeniem zakazu kąpieli. Trójce osób dorosłych, które zignorowały przepisy, wystawiono mandaty karne.
Pięć akcji w jeden dzień
Ratownicy podkreślają, że 18 sierpnia był wyjątkowo trudny. Wysokie fale i prądy wsteczne sprawiły, że praktycznie cała linia brzegowa była niebezpieczna.
- To, że nikomu nic się nie stało, zawdzięczamy tylko szybkiej reakcji i doświadczeniu ratowników, którzy patrolowali nie tylko kąpieliska strzeżone, ale i tereny objęte zakazem - podkreślają przedstawiciele Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa (SAR).
Apel o rozsądek
W akcji wzięli udział ratownicy SAR BSR Łeba, Ochotnicza Straż Pożarna w Łebie, zespoły ratownictwa medycznego oraz policja. Wszystkie służby zgodnie apelują o odpowiedzialność.
- Prosimy, aby wypoczynek nad morzem nie kończył się tragedią. Nie wchodźcie do wody przy czerwonej fladze. Nie lekceważcie ostrzeżeń ratowników. Z wakacji trzeba wrócić żywym - mówią ratownicy.
Cienka granica między wakacjami a tragedią
- Tego dnia koloniści z Łeby przeżyli coś, co mogło być najczarniejszym rozdziałem w historii letniego wypoczynku dzieci nad polskim morzem. Ocalały dzięki błyskawicznej reakcji ratowników i patrolowi, który znalazł się w odpowiednim miejscu o właściwym czasie - uważa Treder. - Ale jak podkreślają ratownicy, nie można liczyć wyłącznie na cuda. To nie przypadek powinien decydować o bezpieczeństwie, lecz rozsądek dorosłych i odpowiedzialna organizacja wypoczynku dzieci i młodzieży.