Lekarz śmiertelnie potrącił kobietę w ciąży i jej 3-letnią córkę. Naczelny Sąd Lekarski podjął decyzję wobec Krzysztofa S.
- Wiadomo, że do sądu nie idzie się po sprawiedliwość tylko po wyrok - powiedział w rozmowie z DZ Andrzej Rodak, który w wypadku stracił żonę Gosię będącą w drugim miesiącu ciąży i 3-letnią córkę Laurę.
Pan Andrzej wziął udział w posiedzeniu Naczelnego Sądu Lekarskiego. Przypomniał, że Okręgowy Sąd Lekarski w Bielsku-Białej ukarał Krzysztofa S. naganą. Podczas czwartkowego posiedzenia NSL zmienił jednak wyrok pierwszej instancji wobec Krzysztofa S. Orzekł zakaz wykonywania przez niego zawodu przez okres jednego roku i sześciu miesięcy.
- Zapadł prawomocny wyrok a lekarz został ukarany zawieszeniem prawa wykonywania zawodu na 1,5 roku. Co to oznacza w praktyce? Od wczoraj przez najbliższe 18 miesięcy nie będzie mógł pracować ani w ramach kontraktu z NFZ, ani prywatnie. Czy to surowa kara? Zdecydowanie tak. Na całkowite odebranie prawa wykonywania zawodu nie było szans, takie przypadki zdarzyły się zaledwie około 20 razy od 1989 roku. Dotyczyły one sytuacji rażących zaniedbań: śmierci pacjentów, ciężkiego kalectwa w wyniku błędów lekarskich, nieprawidłowego leczenia czy operacji - napisał Andrzej Rodak na Facebooku.
Dodał, że „w tym przypadku lekarz, który wcześniej spędził 18 miesięcy za kratami jako sprawca wypadku, otrzymuje teraz kolejne 18 miesięcy „odsunięcia” od zawodu. Łącznie to aż 36 miesięcy bez możliwości leczenia.
- Lekarz będzie miał 74 lata, gdy skończy się okres zawieszenia. Czy wróci do zawodu? To zależy decyzję podejmuje pracodawca, a szanse na zatrudnienie po takiej historii są niewielkie, choć formalnie możliwe - podkreślił w mediach społecznościowych pan Andrzej.
Zwrócił także uwagę, że taką decyzję wobec Krzysztofa S. podjęli lekarze, którzy w ten sposób potępili kolegę po fachu.
Na chwilkę wyszła z córką z domu
Do tragedii doszło 22 października 2020 roku, w czwartkowe, słoneczne popołudnie. Drogą wojewódzką 946 prowadzącą w stronę Suchej Beskidzkiej jechał wówczas biały hyundai, za którego kierownicą siedział wówczas 68-letni Krzysztof S.
Przed godz. 15.00 samochód dotarł do Gilowic. Kierowca najpierw pokonał kilka ostrych i stromych zakrętów, minął przystanek autobusowy i sklep spożywczy, przejechał kilkanaście metrów prostą drogą biegnącą w dół i…
Komunikat, który ukazał się kilka godzin później na stronie żywieckiej policji był suchy, zwięzły i nie oddawał skali tragedii, bo i nie mógł – trudno bowiem słowami ująć to, co się tam wydarzyło.
Brzmiał tak: „68-letni mężczyzna, z nieustalonej na chwilę obecną przyczyny, stracił panowanie nad pojazdem, zjechał do przydrożnego rowu, następnie otarł się o drzewo, po czym potrącił stojące przy drodze piesze. Była to kobieta w widocznej ciąży w wieku 36 lat oraz jej 3-letnia córeczka. W wyniku zdarzenia dziewczynka, w stanie bardzo ciężkim (zmarła później w szpitalu - red.), śmigłowcem lotniczego pogotowia ratunkowego została przetransportowana do szpitala, natomiast kobieta, pomimo wysiłku ratowników medycznych, którzy prowadzili reanimację, zmarła”.
Do mieszkańców Gilowic szybko dotarło, że w wypadku zginęła 36-letnia Małgorzata Rodak, która wraz z córeczką wyszła na chwilę z domu. Szła do koleżanki na kawę. Nie doszła... Tragedia rozegrała się na oczach męża Andrzeja Rodaka.
Zarzuty i wyrok dla lekarza
Po kilku miesiącach śledztwa, m.in. po zasięgnięciu opinii biegłych, przesłuchaniu świadków i przejrzeniu zapisów monitoringu, prokuratura zdecydowała się oskarżyć 68-letniego kierowcę o przestępstwo z art. 177 paragrafu 2 kodeksu karnego, czyli spowodowanie śmiertelnego wypadku, za co grozi od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności.
Andrzej Rodak będący oskarżycielem posiłkowym domagał się maksymalnego wyroku dla Krzysztofa S. Jego pełnomocnik Krzysztof Kowalski przypomniał, że Krzysztof S. przedstawiał różne wersje zdarzeń. Mówił o utracie przytomności lub psie, który przebiegł ulicę. Biegli wykluczyli, by były to zdarzenia prawdziwe.
- Faktem jest, że gdyby jechał 50 km na godzinę nie doszłoby do wypadku. (...) Po wypadku nie pomagał ofiarom, zadzwonił do pracy, że go nie będzie, do syna. Nie skupiał się na pomocy ofiarom. Nie wezwał służb ratowniczych, nie wykazał skruchy - powiedział.
Sąd pierwszej instancji skazał Krzysztofa S. na karę dwóch i pół roku więzienia. W połowie 2022 roku bielski Sąd Okręgowy podtrzymał w mocy wyrok Sądu Rejonowego w Żywcu. Otrzymał on także sześcioletni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych i miał zapłacić m.in. po 30 tys. zł nawiązki dwojgu bliskich ofiar.