Lublin: Trzecia odsłona mobilnej zbiórki odpadów tekstylnych. Zainteresowanie duże. "Nikomu nie chce się jeździć na koniec miasta"
Mobilne zbiórki odpadów tekstylnych to okazja, by wyrzucić zniszczoną pościel albo dziurawe buty w dogodniejszy sposób niż tradycyjnie. Przypomnijmy, od stycznia tego typu śmieci nie mogą trafiać do kontenerów na zmieszane, a ponieważ miasto nie sfinansowało dodatkowych pojemników, worki trzeba wywozić do PSZOK-u przy ul. Metalurgicznej. Żeby oszczędzić mieszkankom i mieszkańcom fatygi, w lipcu ratusz ogłosił mobilne zbiórki zużytych tekstyliów. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy na facebookowym miejskim profilu obserwowanym przez 120 tys. osób pojawiła się informacja o tej akcji. Być może dlatego żadna kolejna zbiórka nie była tak owocna jak pierwsza. Za trzecim razem zebrano 6,37 ton śmieci. Dla porównania: w sierpniu było 3,76 ton, a w lipcu 9.
Trzecia mobilna zbiórka odpadów tekstylnych
Największe zainteresowanie było pod Halą Globus. Pan Krzysztof zjawił się tam o 10:32, czyli dwie minuty po tym, jak zaparkował pracownik PSZOK-u.
- Zjechało się kilka samochodów, ktoś był na piechotę. Zainteresowanie było bardzo duże i widać, że te zbiorki są ludziom potrzebne. Nikt nie chce jeździć na koniec miasta do PSZOK-u - mówi.
Zbiórkę za każdym razem obsługuje dwóch pracowników z dwoma samochodami.
- Do środka mieści się plus minus tona. Na początku był pomysł, żeby przez cały dzień jeździć jednym autem, ale tonę zebraliśmy już w pierwszym punkcie. Na szczęście byliśmy przygotowani na taki scenariusz i od tamtej pory z każdej lokalizacji zjeżdżam do PSZOK-u, a wtedy wyjeżdża drugi samochód i tak na zmianę. Dziś największe zainteresowanie było pod Globusem. Nie spodziewałem się aż takiego w tym miejscu, ale może ludzie zrobili porządki przed rokiem szkolnym, a może zawczasu przedświąteczne - diagnozuje w rozmowie z "Kurierem" Włodzimierz Nepelak z firmy PELIA, podwykonawca Miejskiej Korporacji Komunikacyjnej.
Zbiórka na Willowej
Rozmawiamy na parkingu przed Ogrodem Botanicznym przy ul. Willowej. Zanim punktualnie przybył na miejsce, już czekało kilka osób. Niektóre przywiozły śmieci samochodem, inne jechały z workiem rowerem.
- Przyjechałam na zbiórkę pierwszy raz, bo to chyba dopiero w tym miesiącu rusza - mówi mieszkanka Czechowa.- Nie, ta jest już druga - poprawia ją czekający obok pan z okolicy mieszkający przy Kasztelańskiej.- Może druga, ale to chyba nie było nagłośnione - twierdzi pani z Czechowa.- Przepraszam, to tutaj będzie ten samochód na odpady? Bo jak przyjeżdża, żeby zabrać elektrośmieci, to staje tutaj. Tylko on stoi prawie cały dzień - dołącza do rozmowy kolejna osoba.- Słuchajcie państwo, bo tu trzeba mieć dowód...- Dowód? O Jezu, no to ładnie. Nie wiedziałem - mówi pan z Kasztelańskiej.- ... i potwierdzenie ostatniej płatności za śmieci - kończy pani z Czechowa.- Na stronie urzędu miasta było napisane, że pracownik "może zażądać" okazania, więc może nie zażąda - pociesza trzecia osoba.
Po chwili rozmowę kończy biały samochód Lubelskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej wjeżdżający na parking. W pierwszych minutach ustawia się przed nim kilkuosobowa kolejka. Pozbycie się worków idzie szybko, więc po chwili przed autem robi się pusto. Ale w środku robi się pełno, bo choć ogonek zniknął, co chwila ktoś pojawia się na parkingu, taszcząc worki ubrań.
- Bardzo potrzebna akcja. Ale przepisy się zmieniły w styczniu i przez kilka miesięcy był problem. Można było oddawać do kontenerów PCK i na inne fundacje, ale to tylko te czyste i nadające się do użycia. Dziś mam ze sobą jakieś podarte ręczniki, zniszczone rzeczy - mówi jeden z mieszkańców.
- Wie pani co, ja mam tu ze sobą nawet markowe nadające się do użytku, bo co, mają mi zalegać w szafie? Oddawałam do tych kontenerów pomocowych, ale są już tak zapchane, że się nie da, mają w błocie leżeć? Na dzieci i wnuczki też nie pasują - skarży się inna mieszkanka.
- Oddałem odzież używaną i buty, to, co zalega w szafie. Tego jest masa. Zrobiliśmy selekcję rodzinną i jak dowiedzieliśmy się o zbiórce, to przywiozłem. Jak się chce innego dnia wyrzucić, to daleko trzeba jechać i godziny niekorzystne, przynajmniej dla mnie (PSZOK działa w dni robocze w godz. 10-18 - przyp. JJ) - mówi pan Cezary.
Pani Aneta o akcji dowiedziała się od sąsiadki, pani Ali.
- Miesiąc temu wyczytałam, że jest taka zbiórka, i zapamiętałam. Na Metalurgiczną nie pojadę, bo nie mam samochodu - mówi pani Ala.- To słabe jest, że trzeba tak daleko jeździć. Jak ktoś nie ma samochodu, to jest ciężko, jak to wszystko zawieźć? Nam wyszło tego bardzo dużo. Mieszkamy w tym miejscu czwarty rok i w końcu udało się zrobić porządki. Głównie ubrania chłopców, bo powyrastali. Grają też w piłkę, więc jak zmienią klub, trzeba koszulki w nowych barwach, a stare w kąt - dodaje pani Aneta.- Te zbiórki są dopiero od niedawna, a przecież już od stycznia nie można wyrzucać. Tragicznie się to gromadziło, zawsze był problem, bo co zrobić z porwanymi skarpetkami? Jechać z dwiema parami taki kawał? - wtóruje jej sąsiadka.- Myślę, że powinna być możliwość np. wyrzucania jednego worka miesięcznie razem ze śmieciami. Albo raz na dwa miesiące - podsuwa pomysł pan Leszek, mąż pani Anety.
Ale nie wszyscy są pozytywnie nastawieni do akcji.
- Nie mogę normalnie wyrzucić śmieci, tylko muszę jechać i zawracać sobie głowę. Co to za wymysł! Płacę za śmieci tyle pieniędzy i jeszcze muszę jeździć! - krzyczy pan, który czekał z workiem w samochodzie, aż odjedzie ekipa telewizji, również relacjonująca akcję.
Jak mówi Włodzimierz Nepelak, podwykonawca MKK, tak głośnych reakcji jest mało. Wspomina też, co mieszkanki i mieszkańcy przywożą na mobilną zbiórkę.
- Teraz przed chwilą ktoś wyrzucił dużego misia, poprzednim razem ktoś przywiózł nowy, nieużywany plecak. Pamiętam, jak obsługiwałem pierwszą zbiórkę, byłem w szoku, że śmieci jest tak dużo, a to tylko parę godzin. Kapitalizm, nie? - podsumowuje.
Następna zbiórka odpadów tekstylnych odbędzie się 11 października.