Lublin: Zlikwidował dzikie wysypisko śmieci na swój koszt? Urząd miasta: wysypiska nie było
Sprawa dotyczy działki znajdującej się na skrzyżowaniu ul. Słonecznikowej i Uroczej. To część spokojnego Sławinka, okolice skansenu i cerkwi, zabudowa jednorodzinna. Właśnie tu przed ponad dziesięcioma laty miało znajdować się dzikie wysypisko śmieci, które już w 2014 r. chciał zlikwidować pan Mieczysław, właściciel działki położonej po sąsiedzku. W piśmie do urzędu miasta zadeklarował usunięcie nieporządku, jeśli będzie mógł odkupić teren. Sprzedaż nie doszła do skutku, ostatecznie strony zdecydowały się na inną formę - umowy dzierżawczej. Pan Mieczysław na jej mocy płacił 100 zł miesięcznie.
- Było tam mnóstwo śmieci, to jeszcze czasy sprzed obowiązkowego segregowania odpadów. Różne, całe worki. Usunąłem je i ogrodziłem działkę. Ale to nie pomogło, bo na działce nadal robił się nieporządek, ludzie przerzucali śmieci przez siatkę. Dlatego pomyślałem, żeby zasadzić tuje, dopiero one pomogły. Wcześniej musiałem usunąć też dwa uschnięte drzewa. Na początku dziwiłem się, czemu były w takim stanie, później pomyślałem, że ktoś musiał wyrzucić tam jakieś chemikalia i może dlatego tak. Ale posadziłem cztery drzewa owocowe, trzy czereśnie i jedną wiśnię - mówi w rozmowie z Kurierem pan Mieczysław.
Dodaje też, że przy okazji udało się zlikwidować problem parkowania na tamtejszym terenie zielonym.
Inaczej zagospodarował część działki od strony ul. Słonecznikowej, gdzie usypał grys i stworzył bezpłatne miejsca parkingowe.
- Wcześniej, jeszcze kiedy przy szkole nie było parkingu, ludzie się zatrzymywali i mówili, że tylko na chwilę, żeby zaprowadzić dzieci. Przy nabożeństwach w cerkwi albo przy dużych wydarzeniach w skansenie też pojawiały się samochody. Ja sam tu nigdy nie stawałem, nie czerpałem z tego żadnych korzyści, chociaż urząd miasta mówił, że skoro dzierżawię, to mogę zrobić nawet płatne miejsca postojowe - deklaruje.
Umowa dzierżawy obowiązywała do końca 2023 r. Wówczas pan Mieczysław przestał ją przedłużać, bo zaczął mocniej odczuwać ponoszony koszt. Zadeklarował jednak, że nadal może dbać o porządek na miejscu, tyle że nie chce już więcej za tę możliwość płacić. To jednak nie zakończyło sprawy - urząd miasta chce, żeby przywrócił miejsce do stanu sprzed dzierżawy. Dopóki to się nie stanie, powinien uiszczać koszt bezumownego zajęcia działki.
- Tu było wysypisko śmieci, więc jak przywrócić? Ogrodzenie zdjąłem, grys usunąłem, mam też wyciąć drzewa i tuje? - pyta.
Wysypisko, którego nie było?
Inaczej na sprawę patrzy urząd miasta. Przede wszystkim nie zgadza się ze stwierdzeniem, że na działce znajdowało się wysypisko śmieci.
- Działka przy skrzyżowaniu ulic Słonecznikowej i Uroczej została wydzierżawiona w 2016 r. na wniosek złożony m.in. przez obecnego, bezumownego użytkownika terenu. Jeszcze przed podpisaniem umowy, w sierpniu 2015 r., pracownicy przeprowadzili wizję lokalną i ze zdjęć z tamtego okresu wynika, że działka w części była już użytkowana przez wnioskodawców, a w części porośnięta roślinnością oraz krzewami i nie stanowiła wysypiska śmieci - pisze Joanna Stryczewska z biura prasowego lubelskiego ratusza. Również straż miejska nic o nim nie wie, choć rzecznik zwraca uwagę, że choć nie było wysypiska, mogły być śmieci; do tego wystarczy mocniejszy wiatr i brak regularnego uprzątania. - Umowa dzierżawy dotyczyła prowadzenia zieleni przydomowej oraz wcześniej ustawionego, bez zgody miasta, kontenera gospodarczego. Zgodnie z jej zapisami dzierżawca odpowiadał za utrzymanie terenu, które było wykorzystywane głównie do zaspokojenia jego potrzeb i nie mógł bez zgody miasta dokonywać trwałych nasadzeń, przekazywać działki osobom trzecim ani zmieniać sposobu jej użytkowania - informuje Stryczewska.
Dodaje, że w międzyczasie mieszkaniec zmienił przeznaczenie dzierżawy na miejsca postojowe. Oraz że choć umowa wygasła, teren nadal był ogrodzony i wykorzystywany przez pana Mieczysława, dlatego powinien uiszczać wyższą opłatę za każdy rok bezumownego korzystania (150 proc. czynszu).
- Pracownicy kilkukrotnie przeprowadzili wizję w terenie i prowadzili regularną korespondencję, dążąc do polubownego rozwiązania sprawy. (...) Kolejna wizja w terenie w październiku tego roku wykazała, że działka nadal jest ogrodzona i użytkowana bezumownie. Zasady uprzątnięcia gruntu po zakończeniu dzierżawy określiła zawarta z mieszkańcem umowa. Jej zapisy wskazują, że dzierżawca w ciągu 30 dni od wygaśnięcia lub rozwiązania umowy musi usunąć odłączalne nakłady własne, przywrócić działkę do stanu pierwotnego i przekazać ją protokołem zdawczo-odbiorczym. Miasto ma obowiązek chronić swoje prawa właścicielskie, w sytuacji, gdy dzierżawa nie jest kontynuowana, konieczne jest zaprzestanie korzystania z gruntu i doprowadzenie go do pierwotnego stanu poprzez usunięcie wszystkich nakładów dzierżawcy - pisze Stryczewska. Dodaje też, że "społeczne zaangażowanie mieszkańców oczywiście ma znaczenie, dlatego stawki dzierżawy gruntów ustalane są indywidualnie".
Ogrodzenie, którego nie ma
Kiedy odwiedzamy sporne miejsce we wtorek, ogrodzenia nie ma. Zniknęło, ale pewnie już po wizji urzędniczej, o której wspomniała Stryczewska. Na sąsiedniej działce, tej prywatnej, widać zwiniętą siatkę. Na miejskim terenie stoją samochody, których kierowcy najwyraźniej przyzwyczaili się do tego, że mogą tam parkować. Pan Mieczysław oprowadza nas po działce, wskazuje jej trójkątny kształt i wspomina o tym, że pod ziemią płynie woda. Pokazuje zasadzone przez siebie tuje i drzewa oraz agrowłókninę, której użył, żeby nie rosły niepożądane rośliny. Zgodnie z wolą miasta to wszystko musi zniknąć.
- Dziwię się, że jak ktoś zrobi coś dobrego, to dostaje po głowie. W pismach od miasta zarzuca mi się, że korzystam z tej działki, ale jak korzystam? Bo wywiozłem śmieci? To dla mnie duża przykrość. Czasami, jak sobie o tym przypominam, to w nocy nie mogę spać - mówi pan Mieczysław.