Ludzie okaleczali się dla pieniędzy. Mroczny biznes z Florydy
Vernon na Florydzie zyskało niechlubną sławę pod koniec lat pięćdziesiątych jako epicentrum jednego z najbardziej makabrycznych oszustw ubezpieczeniowych w historii Ameryki. Małe miasteczko liczące zaledwie 700 mieszkańców odpowiadało za dwie trzecie wszystkich roszczeń z tytułu przypadkowej utraty kończyn w całych Stanach Zjednoczonych. Mieszkańcy celowo okaleczali się, strzelając sobie w stopy lub odcinając ręce, by otrzymać lukratywne wypłaty z polis ubezpieczeniowych.
Początki oszustwa w podupadłym miasteczku
Vernon w latach pięćdziesiątych przeżywało głęboki kryzys gospodarczy, który pchnął mieszkańców do desperackich działań. Parowce, które kiedyś przepływały przez miasto, zniknęły z jego wód, a główne linie kolejowe omijały Vernon szerokim łukiem.
Tartak, który dawał pracę znacznej części mieszkańców, zamknął swoje podwoje, pozostawiając ludzi bez źródła utrzymania. Młodsze pokolenia wyjeżdżały na studia i już nie wracały, pozostawiając miasto w dramatycznej sytuacji ekonomicznej.
W tej desperackiej atmosferze ktoś odkrył lukratywne możliwości polis ubezpieczeniowych z klauzulą przypadkowego wypadku. Początki oszustwa owiane są tajemnicą, ale prawdopodobnie jeden z mieszkańców stracił kończynę w prawdziwym wypadku i otrzymał znaczną wypłatę ubezpieczeniową.
Wiadomość o dużym odszkodowaniu rozprzestrzeniła się błyskawicznie po małej społeczności, dając początek jednej z najbardziej niesamowitych epidemii oszustw w historii Ameryki.
Pierwsze "wypadki" miały miejsce pod koniec lat pięćdziesiątych i dotyczyły zazwyczaj stóp lub rąk. Mieszkańcy wymyślali coraz bardziej absurdalne historie o okolicznościach utraty kończyn: jeden twierdził, że strzelił sobie w rękę, celując w jastrzębia, drugi przekonywał, że pomylił swoją stopę z wiewiórką podczas polowania. Inne "wypadki" miały dotyczyć ochrony kurników przed drapieżnikami lub różnych zdarzeń z udziałem ciągników i broni palnej.
System okazał się tak lukratywny, że w ciągu kilku lat niemal dwukrotnie wzrosła liczba mieszkańców Vernon pozbawionych kończyn. Na głównej ulicy miasteczka widok ośmiu do dwunastu osób poruszających się o kulach stał się codziennością, co nadawało miejscu "upiorną, niesamowitą atmosferę".
Wyrafinowane metody i milionowe wypłaty
Mieszkańcy Vernon szybko doskonalili swoje metody oszukiwania towarzystw ubezpieczeniowych, zakładając wielokrotne polisy w różnych firmach tuż przed planowanymi "wypadkami".
Jeden z najsłynniejszych przypadków dotyczył farmera, który wykupił polisy w 28 lub 38 różnych towarzystwach ubezpieczeniowych. Mężczyzna ten normalnie jeździł pick-upem z manualną skrzynią biegów, ale w dniu "wypadku" użył samochodu żony z automatyczną skrzynią, co pozwoliło mu stracić lewą stopę bez utraty możliwości prowadzenia pojazdu.
Najbardziej podejrzanym elementem tej historii było to, że farmer miał przy sobie opaskę uciskową, którą tłumaczył jako zabezpieczenie przed ukąszeniami węży. Składki ubezpieczeniowe, które płacił, przewyższały jego roczne dochody, ale nie było to problemem dla kogoś z klasy średniej, który planował otrzymać ponad milion dolarów odszkodowania.
Cała sytuacja wydawała się oczywistym oszustwem, ale przekonanie ławy przysięgłych, że ktoś dobrowolnie strzeliłby sobie w stopę, okazało się niemożliwe.
Mieszkańcy Vernon stosowali głównie dwie metody samookaleczenia: strzelanie z broni palnej lub odcinanie kończyn przy użyciu pił i innych narzędzi. Większość wybierała metodę strzelania, gdyż wydawała się relatywnie łatwiejsza w wykonaniu. Niektórzy mieszkańcy obcinali własne kończyny, ale to wymagało większej determinacji i powodowało więcej cierpienia. Preferowano utratę kończyn po przeciwległych stronach ciała, co pozwalało na poruszanie się o kulach.
Wypłaty z ubezpieczeń na początku wynosiły od 5000 do 10000 dolarów, ale wraz z rozwojem procederu rosły do astronomicznych sum. Najbogatsi członkowie "Nub Club" otrzymywali wypłaty sięgające nawet miliona dolarów, co w latach sześćdziesiątych stanowiło fortunę porównywalną do dzisiejszych kilkunastu milionów.
Ta perspektywa ogromnych zysków przyciągała coraz więcej mieszkańców, którzy decydowali się na drastyczny krok samookaleczenia.
Koniec epoki samookaleczenia i filmowe upamiętnienie
Epidemia samookaleczenia w Vernon zakończyła się pod koniec lat sześćdziesiątych, gdy składki ubezpieczeniowe w regionie stały się astronomicznie wysokie. Większość towarzystw ubezpieczeniowych przestała prowadzić działalność na Panhandle, co oznaczało koniec lukratywnego procederu. Firmy ubezpieczeniowe zrozumiały, że jedynym sposobem na powstrzymanie oszustw jest wycofanie się z tego regionu, co skutecznie zakończyło dekadę "nieszczęśliwych wypadków".
Do połowy lat sześćdziesiątych 50 z 700 mieszkańców Vernon należało do nieoficjalnego "Nub Club". Miasto na stałe zyskało reputację miejsca, gdzie chciwość przeważyła nad naturalnym instynktem samozachowawczym. Starsi mieszkańcy, z których wielu nadal porusza się o kulach lub ma widoczne braki kończyn, stanowią żywe przypomnienie tej mrocznej epoki w historii miasteczka.
W latach osiemdziesiątych reżyser filmowy Errol Morris przyjechał do Vernon, planując nakręcenie dokumentu o oszustwach ubezpieczeniowych. Po otrzymaniu pogróżek śmierci i pobiciu przez syna weterana marynarki wojennej należącego do "Nub Club", Morris zmienił koncepcję filmu. Zamiast dokumentu o oszustwach ubezpieczeniowych nakręcił obraz pt. "Vernon, Florida" o ekscentrycznych mieszkańcach miasteczka, unikając drażliwego tematu samookaleczenia.