Małe Stawiska: "Tak dalej być nie może". Dramat mieszkańców po serii ataków wilków
Siedem psów padło ofiarą wilków w Małych Stawiskach
Niepokój i strach zagościły w Małych Stawiskach, niewielkiej miejscowości w gminie Kościerzyna. Od kilku tygodni mieszkańcy donoszą o coraz częstszych atakach wilków, które podchodzą pod domy i zabijają zwierzęta. Jak dotąd zagryzionych zostało już siedem psów i kilka kotów. Drapieżniki wchodzą na teren gospodarstw bez najmniejszych obaw. Małe Stawiska to miejscowość otoczona lasami. To, co jeszcze do niedawna stanowiło wyjątkowy krajobraz, dziś budzi sporo lęków. Wszystko wskazuje na to, że w tych lasach na dobre zadomowiły się wilki, problem w tym, że cenę za to poniosło sporo wiejskich psów.
- Nigdy nie widziałem, żeby wilki podchodziły tak blisko. Teraz to codzienność - mówi jeden z mieszkańców, który stracił swojego psa. - Boimy się nie tylko o nasze zwierzęta, ale i o własne bezpieczeństwo. Jedno jest pewne, drapieżniki w ogóle nas się nie boją.
Wilki pojawiają się głównie głównie nocą i nad ranem. Ludzie zaczęli zamykać swoje psy w domach lub w stodołach. Jak przyznają, to jedyna szansa, by je ochronić. Koty, które dotąd swobodnie biegały po obejściach, również padły ofiarą drapieżników.
- Tak wiele psów zostało już zagryzionych we wsi - mówi Władysław Kuczkowski, sołtys Małych Stawisk. - Sąsiad o 4 nad ranem zdążył uratować swojego czworonoga, który także został porwany przez wilka i pogryziony, ale w ostatniej chwili udało się zapobiec najgorszemu. Z mojego psa została tylko głowa i kawałek jelita, a to był taki fajny, przyjazny piesek. Teraz wszyscy chowają już je do domów, bo strach, że nic się nie uratuje.
Strach o zwierzęta gospodarskie
Największym zmartwieniem stają się jednak zwierzęta gospodarskie. Na pastwiskach znajdują się krowy i tylko czekać, kiedy i one padną łupem wilków. Mieszkańcy boją się, że to tylko kwestia czasu.
- Przecież wówczas straty będą naprawdę duże, a my jesteśmy wobec wilków całkowicie bezradni - mówi sołtys Małych Stawisk. - Teraz już się naprawdę boimy. One przychodzą na podwórka, a my nie mamy żadnych możliwości. Mieszka tu 11 gospodarzy i większość straciła jakiegoś psa.
Proszą o pomoc urzędników
Sprawa wzbudza coraz większe emocje. Mieszkańcy apelują o interwencję władz i służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Chcą, by ktoś zajął się sytuacją, zanim dojdzie do tragedii.
- Trzeba znaleźć rozwiązanie. Bo inaczej będziemy żyć w ciągłym strachu - podkreśla Władysław Kuczkowski. - Dzwoniłem do gminy i zgłosiłem problem. Teraz mam to przygotować na piśmie. Ktoś nam musi pomóc, bo tak dalej być nie może.
"Dziennik Bałtycki" jest na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl w internecie.